Juliusz Słowacki
GENEZIS Z DUCHA
Na skałach Oceanowych postawiłeś mię, Boże, abym przypomniał wiekowe
dzieje ducha mojego, a jam się nagle uczuł w przeszłości
Nieśmiertelnym, Synem Bożym, stwórcą widzialności i jednym z tych,
którzy Ci miłość dobrowolną oddają na złotych słońc i gwiazd girlandach.
Albowiem duch mój przed początkiem stworzenia był w S ł o w i e, a S ł o w o było w Tobie - a jam był w S ł o w i e.
A my duchy słowa zażądaliśmy kształtów i natychmiast widzialnymi
uczyniłeś nas, Panie, pozwoliwszy, iżeśmy sami z siebie z woli naszej i z
miłości naszej wywiedli pierwsze kształty i stanęli przed Tobą
zjawieni.
Duchy więc, które wybrały za formę ś w i a t ł o, odłączyłeś od
duchów, które obrały objawienie się w c i e m n o ś c i, i tamte na
słońcach i gwiazdach, a te na ziemiach i księżycach rozpoczęły pracę
form, z której Ty, Panie, odbierasz ciągle ostateczny wyrób miłości, dla
której wszystko jest stworzone, przez którą wszystko się rodzi.
Tu, gdzie za plecami moimi palą się złote i srebrne skały nabijane
mikowcem, niby tarcze olbrzymie przyśnione oczom Homera, tu, gdzie
odstrzelone słońce oblewa mi płomieniami ramiona, a w szumie morza
słychać ciągły głos pracującego na formę Chaosu, tu, gdzie duchy tą samą
co ja niegdyś drogą wstępują na Jakubową drabinę żywota; nad tymi
falami, na które duch mój tyle razy puszczał się w nieświadome
horyzonty, nowych światów szukając: pozwól mi, Boże, że jako dzieciątko
wyjąkam dawną pracę żywota i wyczytam ją z form, które są napisami mojej
przeszłości.
Albowiem duch mój, jako pierwsza T r ó j c a z trzech osób, z
Ducha, z Miłości i z Woli złożony, leciał powołując bratnie duchy
podobnej sobie natury, a przez miłość wolę w sobie obudziwszy, zamienił
punkt jeden niewidzialnej przestrzeni w rozbłysk sił
magnetyczno-atrakcyjnych.
A te przemieniły się w elektryczne i piorunowe.
I rozciepliły się w Duchu.
A gdy oto zaleniwiony w pracy mój duch słoneczności z siebie wydobyć
zaniedbał i z drogą się Twórczości rozminął, Tyś go, Panie, walką sił
wnętrznych i rozbratnieniem onych ukarał, nie światłem już, ale ogniem
niszczycielem błysnąć przymusił, a dłużnikiem miesięcznych i słonecznych
światów uczyniwszy zamieniłeś ducha mego w kłąb ognia i zawiesiłeś go
na przepaściach.
A oto na niebiosach drugi krąg duchów świecących, kręgowi ognia
podobny, lecz czystszej i odkupionej natury, anioł złoty z rozwiniętymi
włosami, silny i porywający, uchwycił jedną garść globów, zakręcił nią
jak tęczą ognistą i porwał za sobą.
A wtenczas trzej Aniołowie, słoneczny, miesięczny i globowy, z sobą
zetknięci, ułożyli się o pierwsze prawo zależności, pomocy i wagi, a jam
odtąd począł porę oświeconą nazywać d n i e m, a czas światłości
pozbawiony nazwałem n o c ą.
Wieki minęły, o Panie, a duch mój ani jednego z tych dni minionych
nie spoczął, lecz ciągle pracując, myśl nową o kształcie zamieniał w k s
z t a ł t, zgodziwszy się ze słowem globowym, stanowił p r a w o, a
następnie prawu się poddawał własnemu, aby na tak położonym fundamencie
stanął i nowe wyższe duchowi drogi obmyślał.
W skałach więc już, o Panie, leży duch jako posąg doskonałej
piękności, uśpiony jeszcze, ale już przygotowany na człowieczeństwo
formy, a tęczami myśli Bożej spowity niby sześcioraką girlandą. Z bezdna
tego wyniósł on wiedzę m a t e m a t y c z n ą k s z t a ł t ó w i l
i c z b. która po dziś dzień leży najgłębiej w ducha skarbnicy i zdaje
się być wszczepioną w ducha, bez żadnej jego wiedzy w tym i zasługi, ale
Ty wiesz, Panie, że forma diamentowa ułożyła się z żywych, a wody
poczęły lać się z ruchomych, lekko związanych i uczących się równowagi, a
na globie wszystko było żywotem i przemianą - a tego, co dziś zowiemy
śmiercią, to jest przejścia ducha z formy do formy, nie było.
Oto zapozywam przed Ciebie, Boże mój, te kryształy twarde, pierwsze
niegdyś ciała ducha naszego, dziś już przez wszelki ruch opuszczone a
jeszcze żywe, chmurami i piorunami ukoronowane: bo to są Egipcjanie
pierwszej natury, którzy na lat tysiące ciała sobie budowali, ruchem
pogardzili, w trwaniu i w spoczynku rozmiłowali się jedynie. Ileż Ty,
Panie, użyłeś piorunów bijących w skały bazaltowe pierwszego świata, ile
ogni podziemnych, ile wstrząśnień, abyś te kryształy rozbił i zamienił w
proch ziemski, będący dziś odruzgiem pierwszych przez Atrakcją ducha
postawionych kolosów. Kazałeśli duchowi samemu zniszczyć się? czy
przerażony sam walił na siebie wybudowane sklepienia? aż ze stłuczonych
skał dostał ognia, skrę pierwszą, która może miesiącowi wielkiemu
podobna, wybiegła z gruchotu kamieni, zamieniła się w słup ognisty i
stanęła na ziemi jako Anioł Niszczyciel, a dziś jeszcze leży w głębi
ziemnej, pod siedmiodniową prac naszych i popiołów skorupą.
Wtenczas to, o Panie, pierwsze a idące już ku Tobie duchy w
umęczeniu ognistym złożyły ci pierwszą ofiarę. O f i a r o w a ł y s i
ę n a ś m i e r ć. Co zaś dla nich śmiercią było, to w oczach Twoich,
o! Boże, było tylko zaśnięciem Ducha w jednej, a obudzeniem się jego w
drugiej, doskonalszej formie, bez żadnej wiedzy o przeszłości i bez
żadnej przedsennej pamięci. Pierwsza więc ofiara tego ślimaczka, który
prosił Cię, Boże, abyś mu w kawałku kamiennej materii pełniejszym
żywotem rozweselić się pozwolił, a potem śmiercią zniszczył, była już
niby obrazem ofiary Chrystusa Pana i niestraconą została; albowiem Tyś,
Panie, nagrodził tę śmierć, pojawioną w naturze po raz pierwszy, darem,
który dzisiaj nazywamy o r g a n i z m e m. Z tej śmierci jako z
najpierwszej ofiary wyrodziło się najpierwsze z m a r t w y c h w s t a
n i e. Z łaski zaś Twojej, Panie, przydaną została duchowi cudowna moc
odtwarzania podobnej sobie formy, przez którą to potęgę, w różnej
liczbie ujedynione duchy uderzając na siebie i zogniając moce swoje,
zostały twórcami kształtów sobie podobnych.
Umierać więc i zmartwychwstawać duchy, a już nie składać się, lać
się, łączyć się i roztwarzać się w gazy poczęły. A chociaż ja wiem,
Panie, że złożony w skrze pierwszej duch mój w kamieniu już żył
całkowicie, dla moich wszakże nędznych oczu od tej dopiero śmierci i od
tej pierwszej ofiary śmiertelnéj duch widomie żyć zaczyna i bratem moim
staje się.
Jedno więc ofiarowanie się ducha na śmierć, uczynione z całą potęgą
miłości i woli, wydało potomstwo niezliczone kształtów, cuda tworów,
których ja dziś usty ludzkimi nie wyliczę Tobie, Panie, ale Ty wiesz o
wszystkich, żadna bowiem forma n a s t ę p n a nie urodziła się z p o
p r z e d n i e j bez wiedzy Twojej. Tyś ducha proszącego wziął
wprzódy w ręce Twoje, wysłuchałeś dziecinnych żądań jego i podług woli
kształtem go nowym udarowałeś. A mądre i dziecinne zarazem są te
kształty. Każdy albowiem duch długim cierpieniem w domu swoim i
niewygodą jego doczesną udręczany, wiedział i ze łzami prosił Cię, Boże,
o poprawę jego ścian nędznych; a czy te były z perły, czy z diamentu,
zawsze coś ofiarował Tobie, Panie, z przeszłych wygód swoich i ze
skarbów swoich, aby wziął więcej dla ducha wedle jego potrzeby.
Stary Oceanie, powiedz mi, jako w łonie twoim odbywały się pierwsze
tajemnice organizmu? pierwsze rozwinięcia się kwiatów nerwowych, w
których Duch rozkwitał? - Ale ty po dwakroć zmazałeś z oblicza ziemi te
dziwotworne i nieumiejętne ducha pierwszego kształty i dziś zapewne nie
wyjawisz dziwów, które w łonie twoim oczy Boże oglądały. Gąbczaki
olbrzymie i roślinopłazy wychodziły z fal srebrnych; zoofity setnemi
nogami stawały na ziemi usta ku dnowi ziemnemu obróciwszy. Ślimak i
ostrzyga u głazu ojca swego wziąwszy ciała obronę przylgnęły do skał,
zdziwione życiem, kamiennymi tarczami nakryte. Ostrożność pokazała się
najpierwsza w rogach ślimaczych, potrzeba opieki i przestrach sprawiony
ruchem żywota przylepiły do skał ostrzygę. I porodziły się w łonie
wodnym monstra ostrożne, leniwe, zimne, opierające się z rozpaczą
ruchowi fal, oczekujące śmierci na miejscu, gdzie się porodziły, nie
wiedzące zgoła nic o dalszej naturze. A Ty powiedz mi, Panie, jakie były
w tych tworach pierwsze prośby do Ciebie, jakie dziwne i potworne
żądania? Bo oto nie wiem, które z tych straszydeł niekształtnych,
uczuwszy w systemacie nerwowym ruch i rozczulenie, zażądało troistego
serca, a Tyś mu je dał; Panie, a jedno umieściwszy na śrzednicy, dwa
drugie umieściłeś niby na straży po bokach, i odtąd duch, który takową
formę przebywał, we trzy serca radość urodzenia i we trzy serca oścień i
boleść śmierci od Ciebie, Panie, przyjmował. Powiedz? któryż to
męczennik z serc onych Ci dwojga złożył ofiarę, a jedno tylko w łonie
zostawiwszy, całą twórczość i żądzę zwrócił ku ciekawości i stworzył te
o c z y, które dziś w wykopanych molluskach dziwią doskonałością, a w
pierwszych dniach stworzenia świecić musiały na dnie wody niby
karbunkuły czarodziejskie, pierwszy raz na dnie morza zjawione, kamienie
niby żywe, ruchome, obracające się, patrzące na świat; a odtąd ciągle
już otwarte, aby się stały latarniami rozumu; dopiero teraz, o Boże,
przez wątpiących ludzi nieraz dobrowolnie zamykane, pierwszy raz w
sceptyku nazwane zdrajcami rozumu, oszukańcami doświadczenia. O! Boże!
oto w polipie, oto w atramętniku widzę zjawienie się mózgu i słuchu,
widzę w podmorskiej naturze cały pierwszy zarys człowieka, widzę
wszystkie członki moje już gotowe, już ruchome, zrosnąć się kiedyś
przeznaczone, a teraz porąbanego ciała strachem i zgrozą przenikające.
Aż nareszcie umęczony Duch walką z olbrzymiemi falami Oceanu, trzy serca
Panu ofiarował, oczy wydarł z rozpłakanej na mękę zręnnicy, usta wprzód
wzdychające ku niebiosom posłał i pooprawiał w nogi swoje, aby w
stopach już będące a w liczbie do kilkuset pomnożone soki ziemne
pompowały, i stanął grzybem zoofitowym na ziemi, duch zleniwiały,
zwrócony z drogi postępowej, systemat swój nerwowy (i ten nawet)
ofiarując za spokój, za kształt nowy trwalszy i mniej boleśny: a Tyś,
Boże, zniszczył wtenczas tę całą naturę i ze źwierzęcia podobnego
drzewu, drzewo uczynił.
Oto znowu powtórzony, o! Boże mój, upadek Ducha. Albowiem
zleniwienie się jego w drodze postępu, chęć pobytowania dłuższego w
materii, dbanie o trwałość i o formy wygodę, były i są dotąd jedynym
grzechem braci moich i duchów synów Twoich. Pod tym jedynem prawem
zaklęte, pracują słońca, gwiazdy i księżyce; a duch wszelki naprzód
idący, chociażby skazę miał i niedoskonałość, przez to samo, że już
twarzy swej ku celom ostatecznym odwrócił, choćby daleki jeszcze był od
doskonałości, wpisan jest wszakże w Księgi Żywota.
Dobrotliwy Ty jesteś, Boże, że pod dalekiemi warstwami potopów, pod
warstwą na węgiel spalonych lasów przechowałeś mi tę pierwszą probę
Ducha zdobywającego ziemię, to pierwsze jego oprawienie się w pierścień
nerwowy, to potrójne zaopatrzenie się jego w serce, w człowieku dopiéro
zakrwawione, w Synu Twoim, Chrystusie, pierwszy raz nie nad sobą
cierpiące. Błogosławieni Ci, którzy acz bez Ducha Twego, Boże, wydobyli
tę dziwną pierwotworów naturę, oświecili ją latarnią rozumu i mówili o
trupach, nie wiedząc że o żywocie własnym rozpowiadają. Latarnia, którą
po sobie w tych ciemnych podziemiach zostawili, świeciła mi, kiedym w
nie wstąpił; koście znalazłem złożone, wszystko już prawie w życia
porządku, oprócz Ducha Twojego, o! Panie, o którym Ty sam tylko
rozpowiadasz, jako czujący dziś jeszcze boleście, które się działy na
dnie czasów minionych. Ty sam wiesz, ile te koście cierpiały!
O! Boże - więc ofiarował ci Duch organizm, a resztką siły
nieśmiertelnej zdobył ziemię i skrę życia w kształtach roślinnych
przechował. Olbrzymiość jego pokazała się we wrzosach, a gniew i opór
naturze w twardych ostach, które ziemię wysokiemi lasami przykryły.
Śrzód gwiazd Twoich biegł ten glob szumiący, rozwarkoczony, ciemny,
albowiem mgły i wilgocie wieszały się jak płachty kiru śmiertelnego na
czołach tych pierwszych przestępców natury. Oko moje nie śmie zajrzeć w
te lasy. Tam albowiem gałąź z urąganiem przeciwko wichrowi wyciągnięta
tłukła powietrze hukiem gromów, a rozszczepione wrzosu nasienie gdy
pękło, to rozchodził się głos jakoby stu piorunów; tam wyrastała spod
ziemi parość z taką siłą, że porwane skały i wyrzucone przez nią na
powietrze góry bazaltowe, upadłszy, rozbijały się na proch i na miazgę
piaskową. W chmurach, w mgłach i w ciemnościach widzę tę olbrzymią pracę
ducha, to królestwo leśnego Pana, gdzie duch więcej na ciało niż na
własne pracował anielstwo. To, co po śmierci zeń opaść miało, spalone na
węgiel kłady i liście przegniłe, te były największym pracy jego
wyrobem, gdy duch sam, już nad formę wzniesiony, czekał zlitowania się
Bożego, czekał pożaru i potopu.
Na obumarłe więc kształty pierwszego stworzenia, na skamieniałe
ciała dziwotworów morskich wleciał słup ognisty, drugi niszczyciel i
Encelad walczący z żywotem... czoło jego chmurami uwieńczone lunęło
potopem - nogi ogniste wysuszyły morskie łożyska i przez wieki całe
paliła się ta ziemia, czerwonym pożarem świecąca Panu na wysokościach,
ona, która po wiekach duchem miłości przepracowana i rozpromieniona,
zabłyszczy ogniem dwunastu drogich kamieni, w rozpromie[nie]niach, w
jakich ją widział Jan święty, na otchłani światów gorejąca.
O! duchu mój, w bezkształcie więc twojego pierwszego zawiązku była
już myśl i czucie. Myślą przemyśliwałeś o formach nowych, czuciem i
ogniem miłości rozpalony, prosiłeś o nie Stwórcy i Ojca Twojego. Tyś
obie te siły sprowadził w jedne punkta ciała twojego, w mózg i w serce; a
coś zdobył niemi w pierwszych dniach stworzenia, tego ci Pan już nie
odebrał; lecz uciskiem i boleścią do tworzenia lepszych form zmusił
twoją naturę i większą siłę z ciebie twórczą wywołał. Przelękniony więc i
rozdrażniony oporem ciała, zacząłeś snuć w głębi morza taśmy srebrne i
rozpocząłeś trzecie straszliwe węży królestwo. Zda się, że kłody owych
drzew spalonych zmartwychwstały same na dnie morza, rdzeń drzewną
zamieniły w systemat nerwowy, myśl i serce położyły na ziemi, a wprzód m
y ś l jako przewodniczkę wychodzącą na zwiady, opatrzoną oczu
latarniami, posłały przed sercem, z ostrożnością, która o przerażonym
duchu świadczyła... Panie! widzę oto głowę olbrzymiego płazu, pierwszą
głowę ze spokojnego morza wyzierającą, która się czuje panią całej
natury, krolową wszelkiej doskonałości. - Widzę - jako z powagą obziera
całe niebiosa, oczyma się z kręgiem słonecznym spotyka i chowa się
przerażona na dnie ciemności... A dopiéro po latach stuletniego węży
żywota - ośmiela się ta sama głowa wyjść na powtorną walkę ze słońcem...
Rozdarła paszczę... syknęła - i w tym syknieniu dowiedziała się o darze
głosu; który miał być także pracą ducha zdobyty. Powróciła więc trwożna
w łono wody myśląc, azali w przeszłych skarbach wypracowanych znajduje
się cokolwiek godnego, Panie, aby Ci było ofiarowanem za głos, za tę
pieśń czucia i rozumu, która dziś, po wiekach, spiewa Ci Hymny i jest
związkiem i hasłem duchów idących ku Tobie.
Odtąd słyszę, Panie, świat napełniony jękiem rodzącej się natury,
słyszę lamantyny na urwiskach skał nadmorskich, że wołają w mglistem
powietrzu o zlitowanie się Twoje. Albowiem mocno cierpi w nich duch,
coraz większym czuciem napełniony. Oto już przy sercu pokazała się pierś
karmicielka jako pieczęć miłości matczynej, oto krew płazów czerwieni
się i w mleko się zamienia (krew przeznaczona bielszą jeszcze i w
brylantowy płyn zamienioną wytrysnąć z ran ukrzyżowanego Chrystusa). Oto
nareszcie rodzi się ów porządek, czyniący niegłębokiemu wzrokowi
wieczne przerażenie i utysk, duch albowiem, doskonalszy kształt sobie
wysłużywszy, uczuł podległość porzuconej przez siebie formy, wzgardził
nią i najczęściej położył się jak Kaimita, aby gryzł mózg i ocierał usta
krwawe włosami swojego młodszego brata. To było pierwsze kaimostwo
natury, szkodliwe wyższemu duchowi, albowiem łączyło go z duchem niższej
natury, lecz w oczach Twoich, Panie, nie czynił się przez to żaden
uszczerbek w łańcuchu przyrodzenia, bo przez przyspieszenie śmierci ciał
przyśpieszał się pęd duchowy żywota, a ś m i e r ć jako p r a w o f
o r m y została, że tak powiem, krolową mask, powłok i szat duchowych i
dotychczas jest marą bez, żadnej rzeczywistej władzy nad stworzeniem.
Ty wiesz, o! Boże, żem nie przedsięwziął opisywać tworów Natury;
będzie to albowiem zadaniem wieków rozwiązać, jakiemi drogami szedł duch
twórczy? jakie składał Tobie ofiary? co brał? co tracił? a co znów na
powrót odzyskiwał? Łańcuch ten na teraz tajemnicą jest; i przeraziłby
się duch ludzki, gdybyś mu od razu, Panie, pokazał te wszystkie dzieje
jego. Musiałbyś go za rękę trzymać jak dziecie, otworzywszy mu nagle pod
nogami taką przepaść wiedzy i olsniwszy mu oczy takiemi błyskawicami
prawdy Twojej.
Ja błędny i zamyślony o Tobie, zaledwo w kilku poczuciach prawdy
rozweseliłem się, przeglądając twory około mnie będące; często liść
trawy albo ptaszynę, która na płocie swiegotała... Ale z jaką radością,
o! Panie, widziałem, że mi się rzecz każda niby z jednej idei o t w ó r c
z o ś c i d u c h a rozwija, Ty wiesz! któryś zatrzymał ducha na
ustach moich i pozwolił, że jeszcze dni kilka pożyję zatrudniony tą
ciągłą rozmową z tajemnicami natury.
Nie postawię, o! Panie, przed oczy ludzkie już tych drugich
podziemnych krolestw i katakumb, gdzie trupy drugiej formy leżą, często
na długość motyki od nas odległe, ale długością wieków niezliczonych
przedzielone od żyjącego dziś świata. Duch, który w nich żył, jak wielki
i pijany nektarem Bogów poeta, odrysował się Tobie, Panie, w
dziwotwornych i olbrzymich postaciach. W każdem kształcie jest
wspomnienie niby przeszłej i rewelacja następnej formy, a we wszystkich
razem kształtach jest rewelatorstwo ludzkości, śnicie niby form o
człowieku. Człowiek był przez długi czas finalnym celem ducha tworzącego
na ziemi.
Wszystko jednak w bezładzie jest i wysileniu... Zdaje się, że duch
tworzy w rozpaczy, nie przekonany jeszcze o własnej mocy i twórczości. W
przeskokach właśnie z królestwa do królestwa okazuje się ta
potworność... tak żeś Ty, Boże, wszystkie te prawie pośrzednie formy
poniszczył, chcąc jakoby większą tajemniczością dodać naturze powagi, a
zakrywszy przeszłość, więcej ducha naszego ku przyszłości skierować.
Odśniwają mi się, o Panie, te smętne księżycowe noce pierwszej
natury, bezłady wężowego krolestwa; widzę, o Panie, na złamie skały tego
pierwszego jaszczura, w którym duch już o głowie ptasiej, już o
skrzydłach Ikarowych przemyśla... Albowiem idącemu na ziemię duchowi
potrzeba wprzód ptakiem ją oblecieć, potrzeba mieć syntetyczne poznanie
natury, wiedzieć, jak rzeki płyną, jaka jest lasów rozległość, gdzie idą
gór łańcuchy? - A przez natchnienie wiedział o tem pierwszy widz
Izraela, pierwszy spiewak Epopei stworzenia, że ptakom dane było
pierwszeństwo rodu przed zwierzętami... że duchy ziemi na skrzydłach się
wprzód podniosły - obejrzały przyszłe swoje stanowisko, potem zaś
złożyły z lotu ofiarę za kształt lepiej na ziemi umocowany, zdolny
zupełniejszego nad ziemią panowania.
Uśmiecham się dziś, o! Panie, widząc odkopany szkielet, któremu
imienia nie ma w dzisiejszym języku (albowiem wymazany jest na zawsze z
rzędu form). Uśmiecham się - widząc pierwszego jaszczura z dziobem
ptasim, z jednem skrzydłem u nogi, lecącego w kollumbową podróż odkryć
na świecie, aby opatrzył stanowisko dla tych ciężkich potworów, które
szły za nim objadać całe łąki z traw, całe lasy z liści i z gałązek. A
kto wie, czy zatracony dziś przez ducha wyrob światła nie czynił onego
kwatermistrza tworów straszną, nad ziemią palącą się latarnią - smokiem
ognistym, o którym do dziś dnia jest w duchu ludzkim, niby jakaś pamięć
ciemna i pełna przerażeń?... Za tym to smokiem lazły na ziemię te
straszne, wybudowane przez ducha, z kości okręta - rozmiłowane w
żywocie, z oczyma roziskrzonemi na pokarm, gotowe poźrzeć ziemię; trzoda
olbrzymia, którąś Ty, Panie, trzy razy strącał falami i pod trzema dziś
prześcieradłami popiołów, w trzech niby trumnach przechowujesz nam ku
trwodze i ku pamięci.
Jakiż duch, o Panie, był piątego wieczora onym Noem, który do Arki
zbudowanej nie wpuścił jaszczurów i słoniów olbrzymich, ale zebrał twory
będące teraz w harmonii i w jedności... kształty, które wypracowały
formę ludzką? - Tajemnica ta zakrytą mi jest, o Boże; widzę wszakże w
tym osobistą wolą Twoją i położenie ręki Twojej na świecie, którąś
dopiéro w dzień ostatecznego przymierza z człowiekiem odjął z
przyciśnionej natury, zostawiwszy jej prawa własne, a człowiekowi podług
tych praw twórczość i wolność ducha.
Z szóstym więc dniem zaczęła się w duchu myśl o człowieku, a
najmniejsze źdźbło trawy już ją ma logicznie napisaną w kształcie swoim.
Duch, .robotnik ten Pański, zaczął tworzyć i postępował zwolni,
albowiem w pracy tylowiecznej z materią rozkochał się nieraz w
kształcie, rozezłościł się i zaraził żądzą, powstając przeciw własnym
prawom, które rządziły przeszłością. Nieraz zleniwiał i usnął na drodze
twórczości, nieraz cofnął się, Panie, i pierworodzeństwo swoje przedał
za jadło, za miskę soczewicy; drugi zaś śmielszy, choć poźniej urodzony,
brał na siebie runo owcze i zyskiwał błogosławieństwo ojca, a następnie
wyprzedzał potomstwo brata swoim potomstwem. Tak się ma rozumieć owa
Mojżeszowa niesprawiedliwość, którą on czuł z natchnienia, że była w
świecie duchowym .sprawiedliwością... Albowiem w historii ludzi
powtórzyła się jak w zwierciedle cała historia ducha w przyrodzeniu.
Wskrzesić by trzeba tamtych pięciu dni umarłych trupy, a z duchami
form zatraconych rozmawiać, chcąc z pewnością opisać ów łańcuch formy, o
którym mądrzy już się cielesnie dowiadowali; bo Ty wiesz, Boże, że nie
które z krolestwa do krolestwa przenośne formy jako potworne, nie
wpuszczone były do Arki żywota... Dla samych więc tych zatraconych ogniw
w łańcuchu stworzenia próżne będą usiłowania foremnych dostrzegaczy; a
ten jedynie, kto z ducha pocznie rozglądać naturę, o tajemnicach jej, w
głębi ducha własnego z pewnością się dowie.
Pozwól mi teraz, o Boże, drugi raz jakoby odczuć pracę moją
przedludzką... pracę dnia szóstego, którą duch mój odbył, mądry już
pięciodniową nauką, tworząc wszystko na nowo, tak wszakże, żeby mu nic z
wypracowanych już darów i własności nie zaginęło...
Każde d r z e w o jest wielkiem rozwiązaniem matematycznego
zadania, tajemnicą liczby, która w niedoskonalszych roślinach przez
parzyste, w postępowych zaś przez nieparzyste filoście postępując, w
drzewie całem rozwiązuje się j e d n o ś c i ą. Uczucie to wnętrzne
rozwiązania mnogości przez jedność jest pierwszem zadaniem roślinnego
ducha, rozkoszą jego wnętrzną i zadowolnieniem. Ta pierwsza barwa, którą
dziś na drzewach widziemy, jest logiczną, jest bowiem wynikłością
żółtego światła, którem się karmią rośliny, w pomięszaniu z powietrzem
błękitnym i wodą... Jakoż dwa te kolory atmosferyczne, skondensowane i
zbite w tkankę roślinną, utworzyły duchowi drzew oną pierwszą szatę, one
to szmaragdowe płaszcze i włosy, odmalowane już w księgach Mojżeszowych
przez liść figowy, z którego sobie człowiek pierwsze robi odzienie.
Nie obojętny więc, o Panie, jest mi kolor każdy i kształt listka
każdego, albowiem odkrywa mi ducha naturę i pracę mi własną niegdyś w
roślinie odbytą opowiada... Każdy ząbek listka wiem, co znaczy - każdym
się bowiem kształtem duch mój z pracy swojej wytłómaczył... .
I tak, jeżeli wytknę drogę złemu a pełnemu sił duchowi, który
rozpacznie walczy z wichrem morskim, zwycięża opar elementów, idzie w
górę i znów oporem zwyciężony wraca i skupia się, aby znów mocą w sobie
zebraną wystrzelił w górę i odparł elementów przewagę -jeśli ten, jego,
pod ostremi kątami zygzak, około linii, prosto idącej do celu, dwa razy
odrysuję, będę miał liść kolczasty ostu, bladość jego i rysunek niby
drogi złego a mocnego ducha, który w tej roślinie, pod bodącemi kątami,
na zdobycie formy pracował.
Jeżeli duch ten, nie zły, ale silny i większą mocą opierający się
naturze wyobrażę, to mi da zaokrąglone po obu stronach liści dębowego
wykąty, w których duch okrągło ugina się przed siłą elementów i podnosi
moce swoje niby fala morska z powagą i mocą.
Jeżeli zaś duch, z małą siłą i z małym też oporem świata walczący,
ścieżeczkę mi swoją około linii śrzodkującej opisze, obaczę listek
krzewu różanego, oząbkowany drobno, i pomyślę, iż to jest duch, w którym
nie jad węża, nie siła dębu, ale własność lekka piękności, a może już
jej uczucie, po raz pierwszy rodziło się na świecie.
A taką jest dziś droga ducha człowieka, jaka była przed wiekami
ścieżka przezeń wybita, gdy szedł do celów ostatecznych liściem rośliny.
O! jak cudownie, o! Boże mój, w tych pierwszych usiłowaniach duchy
roślinne tworzyły formy, które się miały potem powtórzyć w organizacji
świata, z których niektóre stały się chwałą dziś wymysłu ludzkiego. Oto
s t o k r o ć, jednym się kwiatkiem wydaje, w rzeczy zaś samej jest n a
r o d e m kwiatków, osadzonych w jednym kielichu, rządzonym przez
jednego zapłodnika, jest narodem, którego śrzodek zajmują kwiaty o b y w
a t e l e, albowiem pracują i radzą, a brzegów strzegą listki białe,
bezpłciowe, niby wojsko hilotów. O! Panie, patrząc na ten pierwszy dziw
twórczego ducha, już widzę, że ten sam duch w postępnej pracy rój
pszczoli, krolestwo pszczelne, niewolą ula i rząd w nim krolewski
zaprowadzi; że to samo w stadach ptaków powtórzy, że nareszcie formą
podobną objawi się między ludźmi, nie wiedząc, iż myśl pierwsza związku i
rządu w roślinnej się pracy poczęła i przez łańcuch form przechodząc,
musiała się rozwinąć w ludzkiej naturze.
I ty, respubliko ateńska, przebacz, że początek twój widzę w tym
kwiatku koniczyny, który się składa z równych, osobnych, nie w jednym
kielichu, ale na jednej łodydze trzymających się obywateli, między
któremi jednak Themistokles, choć niczem nie różny od innych, siedzi na
czele piramidy i zajmuje najwyższe stanowisko.
Dotychczas myśl sama tworzyła w duchu roślinnym, rachowała się
trzema listkami, idąc po łodydze, a pięcią tłómaczyła się w kwiecie;
myśl osadziła kwiaty około jednej matki, stworzyła rodzinę i przeczucie
narodowi ości. - Myśl zda się sama matematyczna rozwijała się w
roślinach - a uczucie zdziwione, ta rdzeń, która wszędy dochodzącem jest
sercem, od wyrobionych myślą własności brało pierwszą dalszej pracy
naukę. Kwiat jednak już i owoc są wypływem pracy obustronnych sił ducha;
słodycz w ostatecznym rośliny wyrobie lub jad gryzący w ciernistego
krzewu jagodzie już pod sąd moralny podpadają... Już jabłko mogło być
wskazane człowiekowi jako symbol mający w sobie cnotę i grzech ducha
własnego, już je zjadłszy można się: było z duchem winy lub zasługi
połączyć. W wydaniu bowiem kwiatu i owocu duch już miał wiedzę złego i
dobrego, uczucie piękności lub bezkształtu, już zasługiwał się lub
zawiniał celowi ostatecznemu ducha. O! księgo pierwsza stworzenia!
wszystko w tobie jest niezgłębioną tonią wiedzy i prawdy! Wszystko spod
zasłon odkrywających się zwolni dorastającym do synostwa Bożego dzieciom
wyjaśniasz i pokazujesz!
Gdzież się kończy praca twoja, duchu roślinny? Oto w zamyśleniu się
twoim nad doskonalszym organizmem, oto w stworzeniu roślin rodzaju,
które zamienione w systemat nerwowy mogłyby się od razu między
organicznemi istotami objawić. Boże mój! nie ten owad w księgach gdzieś
widziany, a liściowi zupełnie podobny, rozwidniał mi oną ducha
tajemnicę; albowiem mógł on być prostą igraszką natury, prostym
przypadkiem tworzących się rzeczy; ale oto, Panie, widziałem pod płoty
wiejskiemi ów groch, który z ziarna zgniłego wyłazi i niby zielona
gąsiennica idzie z ostrożnością robaka po tykach opiekuńczych. Wszystko,
co mogła już z organizacji swej roślinnej ofiarować Panu ducha natura,
już zda się za żywot doskonalszy. ofiarowała. Liczby w niej nieparzyste
już są ostateczną myśli doskonałością, żadnej już w nich dalszej poprawy
ani przemiany duch uczynić nie może. - Ale patrz, Panie, jak ta roślina
wątła i krucha i blada z zapomnieniem o własnej trwałości rzuca na
powietrze rozpaczne ramiona; a kwiatek jej - już oto chce ulecieć z
łodygi - już skrzydlaty jak Psyche prosi Ciebie, Panie, o lot motyla. Ty
ducha tego wysłuchasz, Boże, i stworzyć mu pozwolisz kształt, o który
Cię błaga, a on formę swoją, choć tak kruchą ale wieczną, dla duchów
braci idących za sobą, zostawi.
O! Panie! a ileż to jeszcze mądrości widzę w pierwszych a
spełnionych prośbach ducha roślinnego! jakie doskonałe rzemieślnictwo
jego na ziemi! Tam, nadmorskie duchy, gdzie sól w rosach gryząca cegły
nawet pomników ludzkich wyjada, wymyśliły sobie aksamity, w które się
ubierają, i Nimfom podobne, na włosach niby zjeżonych utrzymują w
powietrzu nad głowami srebrne perły z Oceanid warkocza lecące; i tak
powietrzne te brylanty słońce wypija, te łzy zjadliwe morza osychają
wprzód, nim na serce roślinne upadną... Owdzie zaś przeciwko palącym
słońca promieniom zwierciadła sobie porobiły cytryn Dryjady i zlotemi
strzałami obsypane, odstrzelają się słońcu gładkim i błyszczącym liścia
lakierem... Pokażcie mi naturę; gdzie szał elementów panuje; gdzie
wichry z falami walczą, gdzie roślinom na skałach rozczepionym trudna
jest praca żywota; a nie pytając żadnej Dryjady - z ducha mego opowiem
tę modlitwę, przez którą się one duchy o kształt doczesny do Boga
modliły... Duch mój bowiem od wieków modlił się i pracował jak one, i
teraz smętny jest, gdy śród dzikiej natury tę straszną pracę w bladych
roślinach zobaczy.
Tu mi pozwol, o Boże, że wydam jedną z małych ducha tajemnic na
przedwczesne może szyderstwo sądu. - Oto zmysł woni świadectwem mi jest -
przedwiekowi ego w formach roślinnych pobytu, gdzie duch ciała (które
mam teraz) krwiste naczynka zarazem z uczuciem piękności lub bezkształtu
i jadu wypracowywał. Uczuwszy woń róży, zapominam na chwilę, jakby w
odurzeniu, żądz i smutków ludzkiej mojej natury, a powracam niby w te
czasy, w których celem dla ducha mego było utworzenie piękności, a
odetchnięcie wonią było mu jedyną ulgą w pracy i rozkoszą... A tak, o,
Panie, powracam niby na chwilę w dzieciństwo moje - i przychodzi mi niby
z otchłani Genezyjskich wiatr orzeźwienia i młodości... A na próżno mi,
o! Panie, nauka tłumaczyła ten fenomen - przez działanie woni na zmysł
powonienia; jam pytał o działanie zmysłu na duszę moją, która w uczuciu
woni rozwesela się lub smętnieje.
Taką to drogą, o Nieśmiertelny, pracował anioł najuboższy i pokorny
syn Twój w roślinnym królestwie, aż nareszcie ostateczną formą swoją
wyszedł w świat wyższy - i spotkał się z innemi strumieniami prac
globowych, które wszystkie do ostatecznej ludzkiej formy dążyły.
Tam, o! Panie, ślimak, pierwszy morza mięszkaniec. ostrożny i pewny
pod swoją tarczą kamienną długiego żywota, ofiarę Ci nareszcie z
perłowego domu swojego uczynił, przepracował go (duchem pożądania) na
rogową żółwia skorupę - a następnie jeszcze coś z bezpieczeństwa swego
ustąpił Ci, Panie, a skrzydła sobie podstępnie pod rogową tarczą
wypracowawszy, żukiem (tym Bóstwa u Egipcjanów obrazem) wyleciał w
motylowe ducha krainy... Przez całą tę bolesną drogę przemian i pracy
nie poświęcił Ci on, o! Panie, swojej płodności, a jakieś niby
podobieństwo kształtów tradycyjnie zachował - i z morza przeniósł je aż w
niebieską lotów krainę...
A oto węży królestwo, które w pierwszych dniach stworzenia w
pterodaktylu już na dziw lotu zasłużyło, składa Ci skrzydła swoje
jaszczurcze w ofierze - uniża się przed Tobą, krew swoją czerwieni - i
całą klasą annelid wczołga się w doskonalszą insektów naturę...
Albowiem w insektach, o! Panie, duch zaczyna wypracowywać pierwsze
cnoty moralne, pracowitość w mrówce, porządek socjalny w pszczołach. On
potem cnoty te same zgromadza i łączy niby w pary, tak że odwaga i
szlachetność w koniu, wierność i pokora w psie wyrobione, już na zawsze
są nierozdzielne i jako siostrzane cnoty w duchach nawet ludzkich
mięszkają... Ty wiesz, o! Panie, że cała tablica szkoły filozoficznej
materialistów, wszystkie władze, instynkta i cnoty, pracą genezyjską
wyrobione, gotowe już prawie, ale w postaci grubego materiału dane
zostały człowiekowi, aby je z wiedzą przepracował, ogniem miłości Bożej
rozpalił i do nowej twórczości prowadził... Cnot tych i prac ducha nie
będę opowiadał, albowiem je duch każdy w bliskim siebie stworzeniu
wyczyta: opowiem tylko niektóre, a zda się fenomenalne w postępie ducha
wydarzenia.
Oto niekiedy duch, zażądawszy nowej formy i organizacji - wymówił
sobie m a ł ą, a najczęściej kolorem tylko odznaczoną r ó ż n i c ę w
indywiduach. Niektóre z kwiatów i zwierząt zachowały sobie, że tak
rzekę, przez konstytucyjną u Boga wydartą koncessją, różnicę szerści i
barwy. Bóg żądania duchów nie odrzucił, ale niepełność ofiary ukarał
słabością ducha niezjednostkowanego w jednej i pewnej formie; kwiaty
albowiem takie są najczęściej bez owocu, a ptaki i zwierzęta poszły na
służbę domową i u wyższych duchów zażądały opieki. - Kot ofiarowawszy
Panu tę jedną drobnostkę, panem jest pustyń - tygrysem... A my, o Panie,
skoroć oddamy to wszystko, co nas niepodobnemi Chrystusowi uczypiło, do
jakiejże godności i potęgi zostaniemy podniesieni w świętej
h[i]erarchii Słowa Twego?
Lecz oto Ty, Panie, na duchach nawet, które zdały się w niewolę
zaprzedane, położyłeś dłoń łaski Twojej szczególnej i opieki. Arab
zbliżony do konia, wykształcając w nim ducha szlachetności i odwagi -
jest mu niby ojcem wyzwolenia; a pasterz, z psem siedzący na polu,
podnosi do siebie i wyzwala ducha pokory i wierności... W tej tajemnicy -
kryje się cała historia egipskiego Józefa, który mizerniejszy od braci,
i na służbę skazany, staje się potężniejszym w zaprzedaniu i wychodzi
na dobroczyńcę własnej rodziny.
Widzę także, o Panie, że na rzadkie dziś w ludziach cnoty, rzadkie
znajdują się przygotowawcze formy w dawnych krolestwach stworzenia, a to
mi jest świadectwem, żeśmy ci sami w duchu, którzyśmy te formy dawniej
tworzyli... Oto na cnotę pracowitości w ludziach, pracował duch w
mrówkach, w pszczołach i w całej niezliczonej liczbie zwierząt domowych,
gdy przeciwnie, rzadki bohaterski duch szlachetności i :mocy, rzadką
miał lwa formę lub pierś orła rozkochaną w burzach i w piorunach.
A teraz, o! Boże, czuję tę całą, duchem już przeciążoną naturę, że
woła do Ciebie najdoskonalszemi osty o formę ostateczną człowieka;
albowiem wie ona, że przez podniesienie jednego ducha podniesionem jest w
najodleglejszych kończynach całe stworzenie. Oto na ostatnią modlitwę
dla ubłagania Twego, o! Panie. drzewa ubrały się w najpiękniejsze owoce i
kwiaty; aby Ci zasługę i pracę ducha w najdoskonalszych farmach
pokazały. Oto najdumniejsze twory zeszły się na łąkę Edenu zapomniawszy o
żądzach i wściekłościach i krwiożerstwie, modlitwą w duchu podniesione,
westchnieniem ducha wzbite nad własną naturę. Oto zlecieli się orłowie z
orszakiem girland łabędzich i żurawich i stanęły na niebiosach,
otoczone kręgami migocących się ptaków niby dwór Twój anielski, niby
udając otoczenie tronu Twego przez tęczowe anioły. I była to jedyna
chwila spokojności i Edenu na ziemi, i oto Ty, Panie, wywołałeś ku sobie
tego ducha, który już był wart ludzkości, wysłuchałeś go, osądziłeś i
pozwoliłeś mu wziąć formę nową na ziemi, a w ciało jego, jak w jedną
księgę wpisałeś wszystkie tajemnice dawnej przedludzkiej pracy. Ta
księga do dziś dnia złażoną jest na dnie ducha wszelkiego w
człowieczenstwie, a gdyby ród cały i stworzenie zaginęło; o! Panie, to
jeden człowiek ostatni znajdzie w duchu swoim pracę przeszłości; i
oprócz form żadnej straty nie poniesie globu dziedzictwo. Hosanna więc
Tobie, o! Panie, albowiem Tyś jest Stworzyciel - i mój duch ma zarazem
zasługę własnego stworzenia... Gdzież mi teraz z tej wysokości powrócić;
czy na dawne stanowisko wiedzy... w to bezdno, gdzie mi przedkołyskowy
żywot był tajemnicą, a przyszłość żadnych celów nie miała... Gdy oto tu,
z przeszłości wychodząc, stanąłem niby na skale stworzenia... Widzę,
com wypracował i co mi jeszcze do wypracowania pozostało... A oto wielką
część tej pracy duch mój pracujący z ludzkością już odbył; już mu nad
instynkta i cnoty zwierzęce przybyło wiele ducha ludzkiego wyrobów,
wiele mocy już ludzko-anielskiej. Tę pracę w innych księgach opowiem
Tobie, Panie, a teraz pozwól, że się odwrócę jeszcze raz ku
sześciodniowym otchłaniom spoczywającej i stężałej natury i pożegnam ją w
przyszłość idący.
O! duchu mój, gdyś ty jeszcze w krzemieniach czynił ofiarę z
kształtu i trwałości, myśląc, że z wieczności twej czynisz ofiarę...
gdyś, mówię, ofiarował się na śmierć, Pan przyjął dar twój, ale oszukał
ciebie jak ojciec, który ukochanego syna oszukuje. Przez tę albowiem
ofiarę nie tylko że uzyskałeś w postępie wieków c z ł o w i e k a i
mogłeś wykrzyknąć jakEwa: c z ł o w i e k a P a n u z y s k a ł a m,
lecz Pan przydał ci jeszcze to, o czem ty nigdy nie śniłeś... udarował
cię wiecznością odradzających się kształtów - mocą odradzania podobnej
tobie formy... Skutkiem tej łaski, człowiek nie tracąc swej
nieśmiertelności ani cząstki żadnej ze swej duchowej potęgi, odtwarza
podobną sobie formę i ta staje się podobnego mu ducha mięszkaniem.
Albowiem nie rodzi on ducha, tylko gotowemu się już urodzić a podobnemu
sobie duchowi podobny kształt spładza i ducha brata wniściem do
widzialności obdarowywa. W owem to podobieństwie jest cała tajemnica
przechowujących się cnot w rodach, które nie są jakoby z ciała w ciało
ze krwią przelane, ale z prawa tego, że w podobnych ciałach tylko
podobne naturą duchy mięszkać mogą, wynikają. Nieśmiertelność ta
kształtów, przez śmierć uzyskana, pokazuje, iż przez ofiarę duch
otrzymuje nad śmiercią panowanie, a omijając niby prawa bezwładnej
materii, zwycięża je i niszczy. Oto, Boże, przeraziła mię niegdyś wielka
moc rozwalin na dawnych polach Rzymskiego Cessarstwa - oczy moje
szukały choćby jednej kolumny, która by na źrenicach moich te same
kształty nakreśliła, które się malowały niegdyś na źrenicy Cezara... ale
dzieła ręką ludzi robione odmieniły oblicze swoje... pomniki na
przetrwanie wieków stawione rozpadły się.., krople rosy wyjadły oczy
marmurowym posągom... Niepewny - czyli co widzę z widzianych kształtów
przed wiekami - ujrzałem wróbla, który zleciał na piaszczystą drogę i
usiadł śrzód rozwalonych grobowców... A duch mój wnet był pewny, że
tenże sam piór rysunek, takie same czarne podgardle widziane były przez
legijony Warrusa... A zaprawdę, że morza się od tych czasów cofnęły i
Rzym pod dwudziestą stopami prochów zatonął.
Duchu! pracowniku przedwiekowy! ty wiesz także, iż w tobie leży
pierwiastek światła, uwieczniający ciało - święty przeciwnik ognia, twój
kiedyś w dniach ostatecznych przemieńca... Pierwiastek ten odkupienia,
który w przyszłości twarze formy cudownie ozłoci, cieniem tylko pokazał
się w głębi żywiołów - niektóre roślinki morskie ubrał w niepewne
tęczowe jasnoście niektóre motyle psychicznemi gwiazdami uczynił -
następnie zagasł - za potrzebniejszą jaką własność przez nędzne duchy
wymieniany... Już go nie widać w ptakach - już przewodniczące girlandom
ptaków żurawie, gdy nocą odprawiają jęczące i smętne podróże, nie
przemieniają się w lampy i w pochodnie; ani rzucają wstęg i tęcz
płomienistych obłąkanym we mgle żeglarzom... A ten - wyższy od głosu, bo
zdolniejszy do wydania Bożych zachwyceń żywioł - światło złote, o Panie
-w przyszłości nam się pokazuje - jako najdoskonalsze śpiewu świętego
narzędzie - jako karmiciel nasz... w owej to stolicy, która nam z
obłoków zlatuje.
Z takich to prac wiekowych, o! duchu mój, z takich zwycięstw nad
bezładem i burzą - jest pierwszy wieniec twój i pierwsza twoja u Boga
zasługa. Nie zapomniał Pan o dziełach twoich - owszem, uszanował je i
formy stworzone przez ciebie zachowuje, nie pozwalając nadal żadnej w
nich uczynić poprawy. Pieczęć trwałości swojej położył na zapisanej
przez ciebie księdze; a gdyś jest godnym, a wyrozumienia prawdziwego
natury zapragniesz, otwiera przed tobą złote i zapisane przez ciebie
różnemi charakterami księgi tej Genezyjskie karty - abyś je odczytał,
zgłębił i z drugą tajemniczą księgą na dnie ducha twojego złożoną
porównał... Cieszysz się więc, o! duchu, ilekroć odkryjesz którą z
prawdziwych tajemnic drogi boleśnej; a sumnienie ci twoje zaświadczy,
żeś prawdziwą myśl Boga w formach zamkniętą wyczytał. Niczem jednak jest
nauka przeszłości, jeżeli grzęd tobą całej przyszłości nie odsłoni...
Oto w księgach tych odkryta leży śmierci tajemnica i zapisane jest
wyraźnie prawo następnej twórczości, to jest: o f i a r a. Nie odłączaj
się więc od początku Twego, Uwidzialniony Aniele, i miej wiarę w
sumnienie prawdy przeciwko nałogowi z nauki. W świętości bowiem twojej
leży wyzwolenie ducha i moc jego przyszła... i mądrość i forma czynu
wszelkiego na przyszłość... i zwycięstwo i wolność i wyswobodzenie spod
jarzma fałszu i mocy.
O! Panie, który kazałeś szumowi morskiemu - i szelestowi wietrznych
pól bladym kwiatkiem okrytych, aby mię uczyły słów tej księgi... a
wiedzę na dnie ducha mego uśpioną obudziły. - Spraw, aby te słowa
westchnieniem pisane przeszły jak wiatr i szum morski; a przechodząc i
mijając niektóre wielkie duchowe moce, w ojczymie mojej uśpione, z
nieświadomości własnej, na światło wiedzy własnej wywiodły... Aby z tej
Alfy... i z Chrystusa, i ze Słowa Twego wyprowadzon był świat cały - aby
mądrość jasna, miłością Bożą w duchach tworzona, rozwidnieniem dla
każdej nauki stanęła... O to proszę... Boże i Panie mój ! o w i d z ą c
ą w i a r ę a zarazem o u c z u c ie n i e ś m i e r t e l n o ś c
i z wiary widzącej w duchach zrodzone. - O słońce mądrości Bożej
proszę, w którym widzę już mieczowego anioła przyszłej o f i a r y.
Albowiem na tych słowach, i ż w s z y s t k o p r z e z D u c h
a i d l a D u c h a s t w o r z o n e j e s t, a n i c d l a c i
e l e s n e g o c e l u n i e i s t n i e j e... stanie ugruntowana
przyszła wiedza święta Narodu mojego... a w jedności wiedzy pocznie się
jedność uczucia... i widzenie ofiar, które do ostatecznych celów przez
ducha świętej ojczyzny prowadzą.
Ojcze Boże... według Świadectwa Chrystusa Pana przez nikogo jeszcze
na ziemi nie widziany, a który teraz przez krwawe i udręczane tłumy
kształtów Genezyjskich, ciemną dla formy - ale łaskawą i sprawiedliwą
względem Duchów i Ducha mego, a stąd jaśniejszą i niby zbliżoną twarzą
spojrzałeś: Spraw, aby ta jedyna droga rozwidnień i oświeceń: droga
miłości i wyrozumienia, coraz mocniej jaśniała wiedzy Słońcami... i lud
twój wybrany a drogą boleśną teraz idący, do królestwa Bożego
zaprowadziła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz