Z pamiętnika Juliusza Słowackiego

Żródło: PBI (http://193.59.173.128/index.html)

Biblioteka Dzieł Narodowych

PAMIĘTNIK

Juliusza Słowackiego

 ogłosił
Dr. HENRYK BIEGELEISEN

Z ilustracyami

WARSZAWA
Redakcya i Administracya
47. Nowy Świat 47.
1901.

Z Pamiętnika Juliusza Słowackiego,
Było to w Paryżu pod koniec skwarnego lata 1843 r. Duszne powietrze, wypalone do „piecowej" niemal atmosfery, ciężyło ołowiem na płucach mieszkańców stolicy...
Słowacki sprzykrzył sobie pustelnicze życie na bulwarach gwarnego miasta. Organizm jego, nadwerężony ascetycznem życiem i ekstazą, potrzebował orzeźwienia. Poczyniwszy więc potrzebne do podróży przygotowania, postanowił wyjechać na zachód do kąpieli morskich, „aby pomóc ciału i duszy obmyć się z kurzawy różnych dróg i gościńców." Weselił się, jak student, wyrywający się z więzów szkolnych na wakacye. Do podróżnego tłómoczka włożył niepisaną jeszcze książeczkę, ładnie w czerwony papier oprawną (znajdującą się dziś w bibliotece Ossol. pod 1, inw. rps. 1792, Nr. 2 1), jakiej używał zwykle do notowania swoich myśli i wrażeń z podróży i ostatniego sierpnia ruszył w drogę.
Zaledwie zleciał z .jaskółkami" do miłej nadmorskiej mieściny, zaraz napisał ołówkiem w pamiętniku swoją marszrutę z Paryża do Pornic, dość odwiedzanego miejsca kąpielowego nad oceanem.
"O godzinie 5-ej d. 31 go sierpnia wyjechałem z Paryża drogą żelazną do Orleanu.
Dnia 1-go września rano odwiedziłem katedrę w. Orleanie — Posąg. O godzinie 12-ej wypłynąłem statkiem parowym do Tours.
Dnia 3-go września w Tours odwiedziłem St. Gratiana. Widok wieży. Wieża, gdzie Duo de Giuse był więziony i uciekł na stawy w Blois.
Dnia 6-go września, o 5-ej rano, statkiem parowym przybyłem do Nantes o godzinie 8-ej wieczorem.
Dnia 4 go września w Nantes, 5-go do Pornic."
W liście do matki, pisanym już po powrocie do Paryża, dnia 2-go października 1843 r., donosi Słowacki krótko o tej podróży:
1) Kilka kart z togo raptularza ogłosiłem w „Wędrowcu" (Warszawa. 1881). Równocześnie drukował je "Przewodnik naukowy i literacki" (Lwów. 1884).
„Wyruszyłem prosto na zachód drogami żelaznemi i rzekami, po których chodzą statki parowe, i obaczywszy po drodze różne miejsca, wlazłszy na różne wieże, aby odetchnąć szerzej, zawędrowałem do Pornic."
Po przybyciu dano mu mieszkanie w domu wiejskim, bo w hotelu nie było już miejsca. Ztąd przez małe okienko patrzył na morze... Nie było ono już dla niego obcem. „Kolor jego zielonawy i brzegi były takie same," jak je widział w imaginacyi, czytając Walterseottowego „Pirata": szare, skaliste, okryte chwastami." Taki sam otwierał się tu horyzont, szeroki, nieskończony, gdzie odchodziły okręty w „błękit Kolumba..."
Wyszedłszy na brzeg, widział skały, „osypane złotą i srebrną miką, palące się w słońcu," jakby trony Oceanie, w oddali „chatkę celnika morskiego, pustą i biedną, stojącą samotnie na szerokiem polu," a dalej „wielkie piaszczyste wybrzeże, o które rozbijało morze z szumem swoje srebrne płetwy..."
Przechadzając się odtąd często po tem cichem, wietrznem polu, "tęczą bladych nadmorskich kwiatów malowanem," kładł się na falach wzburzonego morza i nadstawiał męzką pierś swoją naprzeciw rozhukanym bałwanom, jakby duch jego nieśmiertelny chciał iść w zapasy z żywiołami natury. Potem odchodził smutny, zapisać w swoim pamiętniku wynik walki:
Nie używałem loków i lekarzy,
O, moi bracia, chcąc pozostać z wami, Ale się tłukłem z wichrem i falami. Pytając czasu, która moc przeważy: Czy moje duchom napełniono ciało. Czy morze, które wichrami szalało?
Wstydzę się wyznać—morze zwyciężyło Swoim bałwanem zimnym i szalonym, A ja się wstydzę wyznać zwyciężonym Wichrów szaleństwem i żywiołów siłą...
Czasem błądził w nocach księżycowych po wybrzeżach i murawach, albo siadał o północy na skałach, gdzie żony wyczekiwały mężów, wracających z połowu stokfiszów. Pod tem wrażeniem opisał w pamiętniku swoje fantastyczne rojenia, nacechowane owym mistycyzmem, który zamglił w ostatnich latach jego promiennego ducha:
Jest najsmutniejsza godzina na ziemi, Która na morzu po północy dzwoni. Kiedy Dyana z oczyma złotemi Świta zarankiem i wynika z toni. W niej smętek—i ci, którzy szerokiemi Morzami płyną, gdzie jo wicher goni,
Półsenni.......
Takie uczuciu mojemu duchowi
Znane, bo nieraz przed czystości panną
Stał, kiedy inni zorzami różowi,
Świecili gwiazdą na morzu poranną
Noc, nachylona ku nowemu dniowi,
Fala, wznosząca na wiatr szybę szklanną...
Juliusz Słowacki.
Cała natura, tak wonna i ciepła, otaczała go swemi skrzydłami, mnóstwem głosów, szeptając do ucha tajemnicze słowa, jak gdyby mu wyrzucała, że oddany gorączkowym myślom, zapomniał o niej...
Wówczas stawały mu przed oczami pogodne dni młodzieńcze, przeżyte w ojczyźnie. Za takim samym motylkiem biegł nad Wilenką. Każdy „zygzaczek" był mu znany, „jak litera z dawnego pisma," zapisana w dziecięcej pamięci. Nawet pliszka nad morzem „zupełnie była podobna do owych, które niegdyś strzelał na dziedzińcu w Mickunach."
Z rana przez okienko wiejskiego mieszkania budził go promień brylantowy wschodzącego słońca i zalatujące z dachu gruchanie gołębi. Czuł się wtedy wesołym, szczęśliwym, a nie myśląc o ciągnieniu ciężkiego woza żywota, prowadził życie dzikie, romantyczne...
Raz na przechadzce uderzyła go fantastycznie rozrzucona kupa kamieni. Rozmarzony poeta zapisuje zaraz do pamiętnika, że to: „Monument druidyczny, cudny skład kamieni!" Po pewnym czasie wraca znów do tego miejsca i przypadkiem znajduje tam różę, która staje mu się wątkiem mistycznych rojeń.
„Dziś, odwiedzając druidyczne świątynie—pisze w pamiętniku — znalazłem przed głazami różę świeżo zerwaną — kto ją porzucił? Zdawała mi się duchów ofiarą, po dwakroć rzucałem ją do wnętrza grot, chcąc, aby jak lampa świeciła w ciemności, ale zawsze zapadała tak między kamienie, że ją wydobywać musiałem. W tem być musi jakaś tajemnicza nauka duchów, ale jej odgadnąć; nie mogę..."
W rok później wracał ponownie do tego przedmiotu. Raz zobaczył pasterkę, siedzącą w zadumaniu na owym „monumencie druidycznym," rzuconym nad rozhukanemi falami oceanu, wziął tedy ołówek do ręki i naszkicował jej obrazek w pamiętniku. Ale czy niezadowolony z rysunku, czy też czując potrzebę jeszcze raz podjąć ten sam motyw i wykonać go środkami wymowniejszej sztuki, w której jako mistrz celował, otworzył powtórnie pamiętnik i rzucił na papier szkic fantastyczny, owiany lekką mgłą mistycyzmu, który tu w pierwotnej podaję wersyi:
Do pastereczki, siedzącej na Druidów kamieniach w Pornic,
nad oceanem.
Boże. błogosław tej małej pasterce, Na druidycznych siedzącej kamieniach.
Tak, że jej serce w nowych płomieniach Było. a za nią morza pas po serce. Jej nogi bose na białych kamieniach. Podkute jasnym ćwiekiem w pólmiesiące, A włoski złote z wiatrem igrające, A jakieś przeszłe anielstwo w spojrzeniach.. Błogosław miejscu, gdzie ona usiadła I o swej nędzy mówiąc, łzy perłowe Lała, i perły te nieszczęsno jadła — Albowiem w dziecku tem słychać królowę Ducha, która ta w nieszczęściu upadla i na ściernisku położyła głowę.
Jakaś dziwna ociężałość przygniatała wówczas twórczość poetycką autora „Marka." Do wykończenia tak drobnego wierszyka, jak ten, potrzebował wszelkich wysileń. Układał go w coraz inne rymy, próbował w tę i ową formę, ale szło jak z kamienia. Uwydatni to najlepiej podobizna autografu, którą w wiernej daję reprodukcyi. Ostateczną redakcyę wiersza podał Małecki w pismach pośmiertnych Juliusza. Żywot ten mistyczny w sferach wymarzonych
przeczuć i przewidzeń przerywała nieunikniona proza życia codziennego.
Oto śniadanie zwyczajem kąpielowym: table d'hóte w restauracyi. Poeta „zasiada więc z wojażerami do stołu, „robi znajomości," które, choć się w kąpielach prędko zawiązują, lepsze są czasem od tych. które „się gruntują na długiem przywyknieniu do siebie..."
„Między takiemi znajomościami," pokrzepiającemi osamotniałe serce, liczył poeta „jedno młode małżeństwo hiszpańskie." Mąż pociągał go „miłą, uśmiechającą się twarzą," a był nadzwyczaj do ojca podobny. „Żona jego, Andaluzka," była „także dobra, wesoła, pełna prostoty," ale „trochę sentymentalna, pływająca po morzu jak Oceanida..." Oboje przylgnęli do Słowackiego. „Oprócz tych Hiszpanów," zaprzyjaźnił się z „doktorem miejscowym." Był to człowiek, który „przebył życie w cichej mieścinie," cały zakopany w starożytnościach.
Oto jak go poeta opisuje w pamiętniku: „Doktór z Pornic — gabinet jego historyi naturalnej: pokój z dwoma łóżkami, pełen gratów, w dziwną mnie wprawia melancholię. Ten człowiek na morzu, a bez burz żadnych — prawdziwa skamieniałość szczęścia. Jedyne cierpienie: utrata żony. Przywiązuje się do mnie — brak w nim religii, ale dobre serce. Jestem nauczycielem poważnego człowieka."
„Poznałem — podaje na innej karcie pamiętnika— pana Carader, bardzo do rzeczy, uczciwego, dawniej wojskowego, teraz ożenionego człowieka. Bogatą wziął i milionową żonę, ale pieczęć oficerska mocniejsza, niż nowe państwo małżeńskie."
Z temi i kilku innemi osobami spędził poeta mile sezon kąpielowy, korzystając ze sposobności, aby w serca ich rzucić kilka ziarn „słowa Bożego." Na samotnej i twardej drodze jego żywota był ten miesiąc, spędzony nad oceanem, ożywczą oazą.
Gdy w porze kąpielowej 1844 r. zwiedzał powtórnie Pornic, wszyscy go „jeszcze jadącego w dyliżansie serdecznie witali." Oberżysta z żoną, „staruszkowie, jak Filemon i Baucis, z tłumem służących wieśniaczek," otoczywszy go dokoła, „otworzyli mu wszystkie pokoiki" do wyboru. „Dalszego przyjęcia* dopełniły fale morskie i druidyczne kamienie, „od wieków na smętnej pustyni stojące..." I znów go ta
owiało woniejące powietrze morskie i otoczył go szeroki, błękitny widnokrąg i cała dobra, czuła przyroda.
Różne wspomnienia tłoczyły się do duszy poety— a żywa, barwna przyroda cisnęła się pod ołówek. Zdejmował więc z natury małe widoki morskie, typowo postacie z tamtejszych okolic i tym podobne drobne szkice, które rzucał natychmiast na papier, jakby chciał te przelotne wrażenia w pamięci swojej na zawsze utrwalić.
Wiązanka owych rysunków, z których ciekawsze podaję z fotograficzną wiernością, zajmuje początkowe karty Pamiętnika. Przejdźmy je po kolei. Na pierwszej widzimy róg jakiejś kamienicy, naszkicowany ołówkiem— być może, że to hotel kąpielowy. Drugi szkic przedstawia wnętrze kościoła gotyckiego z kropielnicą. Cały czarnym ołówkiem, tylko szyby kościelne pomalowane kolorowo. Na trzeciej karcie ledwie zaczęte kontury; porzucił je Słowacki, aby rzecz wykończyć w nieco większych rozmiarach ołówkiem ua następ nej karcie. Rysunek ten przedstawia wnętrze romańskiego kościoła z kropielnicą, z której para gołąbków pije wodę.
I tu użyto wiszora i kolorowych kredek. Jakby od niechcenia rzucone są kontury młodzieńca i wykonane w ten sposób, że głowa robiona czerwonym ołówkiem, tło zaś niebieskim, a draperya zielonym i t. p.
Mały widok baszty, zdjęty z natury, jest po trzykroć rysowany piórkiem i ołówkiem. Nie źle pomyślanym jest obrazeczek, przedstawiający pasterkę, Biedzącą w zadumie na skale nad oceanem, zdjęty dnia 22 go lipca 1844 r. w Pornic. Jest to ten sam pomyśl, który wykonał poeta wierszem p. t. „Do pasterki, siedzącej na Druidów kamieniach." Dwa mniejsze widoki morskie, zdjęte na tem samem miejscu i w tymże czasie, są także tylko pierwszemi rzutami. Obrazek z natury, naszkicowany dnia 10-go lipca 1844 r., przedstawia na pierwszym planie wzgórze, porosłe krzakami i krzyż między drzewami, a wdali gotycką wieżyczkę. Kontury drugiego morskiego krajobrazu wyobrażają samotną chatę rybaka nad spienionem morzem.
Dodajmy zaczętą głowę mężczyzny, a otrzymamy profil artystycznej czynności, czy zabawki wielkiego poety, twórcy krajobrazu „W Szwajcaryi."
Szkice te, zdejmowane w owej mieścinie nadmorskiej i rzucane dorywczo na papier, nie roszczą sobie żadnej pretensyi do artystycznej wartości, robią jednak swoim nastrojem pewne wrażenie. Widać z nich, że poeta odczuwał głębiej swój przedmiot, jeno nie rozporządzał środkami obcej dla niego sztuki.
Gdy wrócił do swoich ciasnych i smutnych pokojów w Paryżu, na me Ponthieu, musiały się przerwać studya z natury. Zaczął więc czerpać z księgi mądrości i snuć swoje filozoficzne rojenia. Spisywał tedy do swojej teki podróżnej rozmaite własne i obce myśli, głębokie i dorywcze sądy, prawdziwe i fałszywe zdania. Były to jakby przygotowawcze studya do wielkiego dzieła, które — ułożone w system — miało rozwiązać najwyższe zagadnienia bytu... Oto plan, czyli „zamiar dzieła."
1. Podstawa czyli natchnienie: duch — Hegla idea czysta, 2. Początek ducha, spiraculum. 3. Pryncypia form—światło—dwa modele. 4. Początek materyi— chylę Arystotelesa. 5. Kosmogonia — Bakon— zarzut nieporządku. 6. Filozofia naturalna, królestwo natury - planty — zapach. 7. Człowiek. 8. Rasy. 9. Narody. 10. Indywidua, Duchy prorocze. ll.Kausy finalne — Bakon.1 12. Związek tej filozofii z religią—moc objawień zdobytych. 13. Estetyka.
Stan duszy poety w czasie spisywania Pamiętnika malują własne jego słowa, zachowane w listach do matki: „Jak szalony piszę prędko, chcąc, aby jak najwięcej ducha wylało się ze mnie i poszło utwierdzić, żywić. Pisałem tak, żem się aż zmęczył i lękam się odczytać słów napisanych, bez ładu bowiem i przeładowane być muszą."
„Przepisać tego na zimno nie mogę, nie dlatego, że cierpliwości braknie, ale dlatego, że w mocnem drgnięciu ducha pisany był przez naśladującą siebie osobę."
„Niby z jakąś rozpaczą rzucam się do papieru, chcąc garściami duszę moją rzucać ua Judzi, przemieniać ich w siebie, nadgryzać im ciało, aż ich urobię podobnych najpiękniejszym ze śmiertelników Dorywczy ten sposób pisania pod bezpośredniem wrażeniem odbił się też ua całym Pamiętniku.
Przerzucając ponownie zmięte i pożółkłe od starości karty raptularzyka, który służył niezrównanemu słowa polskiego mistrzowi za skład myśli, wrażeń i studyów w przedostatniej dobie życia, potrącałem co krok o pomysły i obrazy, za pierwszem czytaniem pominięte, a ścielące się pomostem na przepastnej drodze twórczości Słowackiego od „Księdza Marka" do przedzgonnych strof „Króla ducha." Na spłowiałych kartach wykwitały złote róże mistyki polskiej, nie bez ostrych kolców, zatopionych we własnem łonie poety, rzucał się „girlandami tonów" melancholiczny śpiew romantyki, pojony cichą rezygnacyą.
Słońce, opromieniające posągowe postacie „Ojca zadżumionych" zaszło już na widnokręgu tych wspomnień, ale zanim ciemne potęgi nocy rozwiną swój śmiertelny całun, zagra tu jeszcze poezya zmierzchu swoją symfonię. Na ów mroczny, przedostatni okres w życiu poety, przypada czas powstania Pamiętnika, prawdopodobnie w latach 1843 do 1846. Minęły czasy burz i rozpaczy, kiedy piekielne „fale smutku gięły poetę i kładły na ziemię," a nie wyłonił się nowy, błogosławiony żywot, sprawie wyzwolenia ducha poświęcony. Już nie wabiły poety syreny życia, świat uśmiechał się do niego i przykładał do ust spieniony kielich—ale on się od nich odwracał.
„Ze smutku odludnego—pisze—chcą go uleczyć, zabawami różnemi znęcają do wyjścia z siebie i do rozpierzchnienia się na wszystkie błyskotne tęcze teraźniejszych, istotek." Niepodobna też było od razu wynieść z serca pragnienia i nadziei, wspierającej pierś człowieka. Lepiły się do niego pozostałości dawnego żywota, jak owe „ukraińskie bodiaki, czepiające się koni rozhukanych." Ale uniesiony poeta woła z szyderstwem: „Któż się da zatrzymać bodiakom!" Ów rozgrymaszony Julo, który zalewał się gorzkiemi łzami, gdy go „cierń róży w piętę ukole," któremu cała moc ducha poszła na „fajerwerk, spalony pra* d oczyma" — wymarzonej nimfy, obrócił się cały w stronę nieśmiertelnej ducha oblubienicy, owianej „ognistemi powiewy" niewidzialnego. Wspomnieniom jej poświęcone są dwa wiersze, zapisane drżącą ręką w Pamiętniku. Pierwszy z nich potrąca o struny „Anhellego."
Anioł ognisty, mój anioł lewy, Poruszył dawną miłości strunę... Z tobą — o, z tobą, gdzie biało mowy, Z tobą pod śnieżną sybirską trunę. Gdzie wiatry wyją tak jak hyeny. Tam. gdzie ty pasiesz na grobach reny. Z grobowca mego rosną lilie. Grób jako biała czara prześliczna, Światło po nocy z pod wieka bije 1 dzwoni z cicha dusza muzyczna, Ty każesz światłom owym zagasnąć Dźwiękom ucichnąć, duchowi zasnąć...
Ty sama jedna na szafir święty Modlisz się głośno, a twego włosa Jedna za drugą — jak dyamenty — Gwiazdy modlitwy lecą w niebiosa...
I drugi wiersz poświęcony jest mistycznej miłości.
Kiedy się w niobie, gdzie zejdziemy sami, Naprzód Cię spytam, czy jesteś bogata, Bo Ci w westchnieniach oddawałem lata, A ty płaciłaś jo pocałunkami — A dzisiaj temi ty pewno latami Kupujesz sobie wieczność na błękicie, Bo w twoje życie weszło moje życie I najpiękniejsze sny pomiędzy snami.,. Ale ty jasna, błękitna królowa. To tylko musisz znosić w słońcu ducha, Że wszędy w Tobie dźwięczy pamięć słowa. A w słowie Twój duch na błękitach słucha, W słowie jest jego piosenką i skrucha I niby ziemskiej przeszłości połowa!...
Mistycznych uniesień poety nie podzielały najbliższe sercu osoby. One wolałyby, aby „wyglądał jak jabłko rumiane i uśmiechał się do wielkich rzeczy i cieszył się z drobnostek". On jednak „wszystkie błyskotki i szkiełka świata", jego rozrywki i zaszczyty, zarówno jak hołdy królowej opinii, złożył na ołtarzu „świętej sprawy". A ofiary tej nie uważał za akt męczeństwa, przeciwnie zapewniał, że „nie porzuca" przyjemności tego świata, lecz je „zdobywa".
„Niczego się nie wypieramy — tłómaczy się w tym czasie matce, oprócz głupstwa i fałszu i ma skowanych rzeczy i bałwanów, zrobionych przez oszukaństwo ludzkie, i zapałów nie z serca idących, i szczęść zdobytych dla małego celu osobistego, i nauki, która nie jest mądrością". Filistrom i lalkom, które za po ciśnieniem guzika wygrywały „kuranty o zdrowym rozsądku, rozwadze i rozumie", opiewał szaleństwa ducha, wiecznego rewolucyonisty. Oportunistom, budującym pracownie swe na egoizmie, przeciwstawiał, jako cel ostateczny, postawienie całej ludzkości na takim szczeblu, gdzieby wszystko z miłości płynęło.
Równie głęboko pojmował obowiązki osobnika względem bliźnich. „Duch ludzki — powiada — rośnie przez cierpienie nad upadkiem drugich i przez czyn każdy, który drugich z upadku podnosi". Stroniący niegdyś od łudzi melancholik, któremu sęp zawiści szarpał wnętrzności, zbliżył się do swego wielkiego rywala i gotów był każdego, co mu broń podał, „oblał jasnością ducha" i do wspólnej go harmonii dostroić.
Sam, miłujący prawdę, cały na usługach sprawy bożej, pełen niepokalanej czystości, radby wszystkich „zjadaczy chleba" podnieść do aniołów. Kiedy inni schodzili się dla wymiany kilku liczmanów myśli o pogodzie lub wyglądaniu pani X, on do każdego zbliża się niby do brata z chęcią, aby mu serce za-pełnić, rozum zamienić w mądrość i dać mu pęd ku wielkim celom żywota. Zupełnie do tego stanu poety zastosowane Jest następujące zdanie, zaciągnięte do Pamiętnika. „Są niektórzy bez przyjaciół, cierpiący samotnie, a są, którym Bóg dał jednę lub drugą osobę, sprawującą urząd bibuły przy papierze; ci, skoro łza zwilgoci oko, zaraz je wypiją i utrzymują tym sposobem ducia w dziwnej suchości". O osobach, z któremi się w tym czasie zetknął 1), donosi, że są to ludzie, którzy najczęściej z daleka przybyli, aby go odwiedzić: „Z ciekawości przyszli, a z braterstwem odchodzą, przez jednę często godzinę tak uciśnieni, że wychodząc, łzy mają rozczulenia w oczach, a na szyję mi najdroższy łańcuch rzucają „uścisk miłości."
1) Podaję poniżej spis ich imion, na ostatnich kartach Pamiętnika wynotowany: 1. Komisowski z Warszawy, Sobolewski z Krakowa, Pani de Catus z Montargis, Orda. 37 Clichy, Januszkiewicz—rue de Lile 7. Bieńkiewicz—rue de Chasivans 1 l del opera comque, Państwo Richthofenrue Dauphin 1.l. Biesiekierski z Kujaw, Celiński z Kujaw, czy z Poznania, Dzieduszycki z gralicyi, Radwański—rue de Pres 18, Małachowski — Fruchet 16 Rudzki -contrescarpe St. Marcel 21, Ch. Petinianid, Dubos— rue de Londres 29, Władysław Łempiski, Feliks Chodźko—Hotel Vienae-limoges L'Essine Causiens, Korycki —rue de Orleans 9, Battignolles, Ks Praniewicz— ruo du Âàń 1Ó6, Behr (księgarnia w Berlinie, korespondent w Paryżu Quai des Grands Angustine N. 37 Hotol Bisson... Dzwonkowski, Tchorzewski, Fredro, Rogawski, Czamomski, Rogiński. Walther. Quai du grands Augustins N. 5, Ujejski Rue Vaugirard 32. Mimo to skarży się na „samotność serca", bo z owymi, którzy go „obsypują kwiatkami, musi postępować jak z kryształowemi lalkami, bojąc się zniszczyć tego, co u nich jest pół doskonałością, aby nie zostali zupełnie martwymi. Z pokorą więc zbliża się do owych półludzi i nie rozpacza, gdy ich fala odeń się oddala". Z uczuciem boleści i ciszy pełnem, wyczekując cudownej przemiany w ludziach, nie łudził się, że zaszczepione drzewka wydadzą nazajutrz owoce. „Bo cóżby to było za poświęcenie — woła — gdyby miało być zaraz widomie na ziemi dziennie płacone".
Wstąpiwszy do koła Towiańczyków, zetknął się poeta z, najwybitniejszemi osobami na emigracyi, a okoliczność ta wkłada mu pióro do ręki, aby odezwać się także w sprawach bieżących... Oto co pisze o najwybitniejszych pisarzach spółczesnych: „Tę samą ideę (mesyanizmu), lecz w częściach tylko, reprezentują inne duchy już objawione: Mickiewicz, autor „Nieboskiej", Bukaty, Królikowski. Towiański, Libelt; Mickiewicz, jako geniusz, uderzony cudownością fenomenów, skrzydła Ibisowe tej idei ubóstwiając, autor „Nieboskiej" błyskawicami własnej myśli jest do niej prowadzony; Bukaty twardo i logicznie rozwiązawszy nią świat; Królikowski z prostotą dobrego mieszczanina krakowskiego do. Chrystusa się uciekłszy, od Chrystusa jej dostał w kształcie katechizmu i moralnej nauki: Towiański zaś, jako szlachcic filozof, który może najcałkowiciej ją był mieć powinien, a w objawieniach umyślnie początki jej genezyjskie, lecz logiczne dowolną Iadyanizmu metapsychozą pobrudził, a miasto celów ostatecznych, z potrzeby widać, za cel ukochanie woli Bożej położył, sam się objawicielem tej woli, a zatem wodzem postawiwszy... Libelt, ostatni, nie tworzyciel w niej, ale już pracownik". „Oto są dotychczas jedyne duchy, które tworzą pierw -wszy prawdziwy szereg ludzi w Polszcze i przyszłość jej budują. Inni są, aby bawili docześnie naród, sami się bawiąc bawieniem narodu... Szacowne bardzo istoty, lecz na teraz wcale niepotrzebne; dlatego też przycichli niby ptaszyny, czując a nie rozumiejąc, że nad głowami oto narodu tworzy się i za-wichrza burza przyszłemi piorunami ciężarna. Ci wszyscy proszą prawie, aby dawne słońce wróciło i słonecznych łąk kwiateczki znów używać było wolno..."
Trudno odgadnąć, w jakiej sprawie zaczął Słowacki następujący list, czy prośbę pisaną, podobno w imieniu jakiejś nieszczęśliwej kobiety: „Do nóg Waszej królewskiej i książęcej Wysokości. Całe nieszczęście moje powiedziałaby prawie, mówiąc, żem jest żoną Renzego, ale więcej powiem: jestem matką trojga dziatek i z temi oczekuję na łaskę twoją, Panie... Ty sam, pomimo całą męską wytrwałość, a jednak pod ciosem takim aż do łez byłeś złamany. Przebacz, że ci tem przypomnieniem świeżą ranę otwieram, ale między mną a tobą nic wspólnego być nie może, jedno mowa łez, i tej używam, abym cię skruszyła"!
I na kartach pamiętnika składa Słowacki do-wody swej bezbrzeżnej miłości do tej, która sercu jego była najbliższą. Z matki, a potem siostry stała
się obecnie jego córką. Pragnął porwać jej ducha w ową krainę uniesień mistycznych i dlatego, lubo gotów był „leżeć przed nią w prochu", przemawiał do niej głosem ojca, opiekuna. Bierze jej za złe, ze nad przepaścią obłędu stojącego przestrzegała, aby nie upadł. „Gdybym ja musiał — pisze do matki — po kładce jakiej wąskiej iść nad falą ognistą pożaru, a ty byś ciągle z daleka krzyczała: Ach, upadniesz, ach! już upadasz! Powiedz! mi, nie odjęłażbyś mi tej przytomności, która jest potrzebną człowiekowi?" Uprzytomniając sobie jej żal i rozpacz z powodu dekadencyi poety, widzi ją we śnie fontanną wylanych nad synem łez, niby namiotem okrytą. Korzy się i drży jak liść osiki i „wyciąga ręce ducha swego aż do stóp matczynych", ale z drogi obranej nie zejdzie i nic go na zajętem stanowisku nie zachwieje. „Wszystko— woła rozżalony — można zwyciężyć, nawet żądze serca własnego, a nie można odmienić serca rodzicielskiego kobiety, która sobie szczęście dziecka podług zwyczajnych ludzi wystawia. Ol to słowo straszliwe wnarodowione: „Zrobić karyerę", ten wąż straszliwy! Zdruzgotałbym go!..."
Na widok wiosny pisze te oto słowa, których w korespondencyi nie spotykamy- „Alleluja! Znów wiosna. Przydaj mi promieni do złotych dni, które mi świtać zaczynają. Powiem Ci prosto może rzecz najważniejszą, iż mi się sprzeciwia teraźniejsza czynna i głośna dążność twoja. "Patrz, czy przeciwnika możesz ukochać, a nie możesz, nie przerósłszy go w sumieniu... Oberwałem się ze wszystkiego, zostaje tylko ziarno".
Poił wpływem wyrzutów matki, że moloch spirytyzmu pochłonął najpiękniejsze owoce twórczości poety, zdarłszy z poezyi jego płaszcz królewski, pisze te oto słowa w Pamiętniku: „Gdybym dbał o własną spokojność i sławę, pisałbym rzeczy idealne, a odbiegł na zawsze tej idei, która pod hańbą teraz i przekleństwem zostaje, ale ta idea jest prawdą, a że ta prawda zbłocona i w upokorzeniu, umiałżebym nie podnieść jej z prochu, nie obmyć ran, które poniosła, nie służyć jej jak przysiągłem w obliczu Boga i ludzi? Zdarza się zaprawdę, że ludzie opuszczają dom, w którem ciężkie jakie nieszczęście ponieśli, przerażeni pustką ścian i wyciem wichru, który po sklepieniach głosy umarłych przypomina. Lecz ja wolę w tej spustoszonej ruinie i w tym pustym kościele, wczoraj jeszcze pełnym dla mnie bratnich postaci, pozostać".
Otrzymawszy makatę, ręką matki wykonaną, zawiesił ją nad kanapą, aby jej tęczowe kolory rozwidniały mu samotną bawialnię. Do owej makatki odnosi się prawdopodobnie wiersz niniejszy, zapisany w Pamiętniku:
Ta ręka, która Krzemieniec wystrzygła. Bogdajbym kiedyś ją uścisnął szczerze I ukłuł jako magnesowa igła, Która od słońca swój kierunek bierze Róże, fiolki i nieśmiertelniczki To nic, bo świeżych w Paryżu dostanie, Lecz milo mi są Gustawa nożyczki I to żelazem serdeczne władanie.
Bo wszystko w czasu rosnącego pędzie Zwiększyć się musi, w ducha wchodząc stery, Urośnie nawet strzygące narzędzie, Jak osty strzygąc w pół kirasyery
Wtenczas idąc za widzialne kresy Dusza Gustawa pozna w jednym rzucie, Co znaczą ręki przyjaznej magnesy I to w uścisku posłane ukłucie.
Z powodu kilku sznurków pereł, które mu matka chciała przysłać, aby je spieniężyć, pisze do niej smutno: „Chowaj, chowaj te perły droga moja, a żyjmy oboje tak, aby przyjaciołom naszym przyszło na myśl perły te pomieszać z piaskiem, który pokryje biedne i zmęczone ciała nasze warte zaprawdę łez morskich".
„Ja to wiem — powiada tamże — że szarlataneryą można ludzkość oszukać, zmusić ją do uczynienia rzeczy dobrej, dawszy jej miecz z fałszu, miecz dziecka ołowiany, ale się potem ludzkość mści, straszliwie mści hańby i plamy rozumu swego, krwią rewolucyjną... Zabroniłem więc sobie wszelkiego fałszu, nawet w środkach, mogą mię więc ludzie ubiedz, ale wiem, że nie wyprzedzą". „Przed panem moim, który mię wytrzymuje, a upokarza w sobie braci moich, uniżam się mocno i cierpię, przed ludźmi nie mógłbym tego nazwać cierpieniem; jest to z trudnością jeszcze uzyskiwana na duchu moim cierpliwość".
W tem smutnem usposobieniu pociesza się: „Dnia 17 stycznia (1844). Wracając dziś z pierwszym egzemplarzem świeżo od broszera Snu Salomei,, nie myśląc, poszedłem drogą pomnika Molierowskiego, który także po raz pierwszy oglądałem, w kilka minut później przyszło mi na myśl, że to mię duchy wprowadziły, aby ustalić i pocieszyć".
Na innem miejscu Pamiętnika notuje: „Jako kapłan Chrystusowy jestem ua to, abym w lepiance ciał królewskiej ducha godności wypatrywał, narody podług tajemnic duchowych rozpoznawał, a czary tłukł i rozlewał woń Pańską i świat ową wonią sakramentalną namaszczał".
„Ol Polacy, gdybyście wiedzieli przez ile mąk serdecznych otrzymuje się wodzostwo narodu!
„Oto jest idea, której bronię od lat czterech i która, jak sądzę, będzie zasadą nowej epoki. Jest to proste stanowisko zupełnie spirytualne."
Na wspomnienie błogosławieństwa, otrzymanego podczas ostatniej bytności w Ursynowie, od Niemcewicza, zapisuje jednemu z młodszych towarzyszy te oto słowa: „To uszanowanie, które ja będąc dzieckiem otrzymałem u wielkiego człowieka, odchodzącego z tej krainy widzialnej, składam przed Twoją kołyską, a Ty pamiętaj, abyś go w późnych latach żywota z równą pokorą oddał jakiej ukochanej dziecinie. Tak przez położenie rąk duchowych będziemy dawać."
„Głupstwa dwa w Kopczyńskiego gramatyce, że różnimy się rozumem i mową. Rozum jest w duchu, który stworzył dyament, a dziś jest w każdem organicznem stworzeniu, a mowę mają papugi. Różnimy się uczuciem nieśmiertelności ducha i wiedzą o niej."
„Czczenie wieprzów, a bicie się na maczugi i wstręt do innej broni (u Mickiewicza). Cały Tadeusz jest ubóstwieniem wieprzowatości życia wiejskiego. Jest tam śmiech z pojedynku na szpady, a zupełne ubóstwienie tego, który kijem swojej obrazy poszukuje. Rezygnacya chłopka litewskiego w Mickiewiczu, który zaleca, aby się z wolą Bożą zgodzić."
Następująca satyryczna uwaga Słowackiego o sztuczkach, jakich się chwytali Towiańczycy, aby pozyskać adeptów, świadczy, jak trzeźwo umiał czasem patrzeć autor „Genezy z ducha." „Dr. Gut sztuki z Kołem dokazywał i po każdej scenie miał minę taką, zbliżając się do Mickiewicza, jakby chciał mówić: a widzicie jakie barany. Na co Mickiewicz miną odpowiadał: Prawdziwie, że dokazałeś sztuki przemieniwszy tych ludzi w takich głupców." „W Towiańskim la burgcoisie polonaise (burżoazya polska), która powstaje, ale podług charakteru nabożna.
Hoł(yński) zupełnie jak butelka pełna różnych pachnących kwiatów, przez szkło widać, ale trzeba aż żeby ją Bóg rozbił, wtenczas — zapachy czuć się dadzą... Dobre jego słowo, że Francuzi Chawalerzyści wyszli na chevaliers d'industrie w handlu."
Do ciekawszych notatek Słowackiego, nużących nieraz skutkiem dążności podciągnięcia wszystkich objawów życia ludzkiego, całej przyrody, pod sznur jednej zasady, należą wzmianki o Mickiewiczu. Znajdujemy tu ostre satyry na Adamitę i formalny paszkwil na twórcę „Pana Tadeusza." Poznaliśmy szyderstwa z rezygnacyi chłopka litewskiego w Mickiewiczu. Na innem miejscu występuje przeciw jego prelekcyom. "Jesus Christ renversa le paganisme non pas par des images et des eclairs, mais par des homines en chair et en os Fałsz." Tu znów Mickiewicz pochlebia idei republikańskiej, która w uwrierach siły upatruje; a to czyniąc w sprzeczności jest z samym sobą, zapomina, że tyle razy ufundowanie kościoła katolickiego cudom materyalnym przypisywał i wyrzucał Kościołowi, że już w one cuda nie wierzy. Sam Mickiewicz rozmyśliwszy się głębiej pozna, iż bluźnił przeciwko Duchowi Świętemu, przeciwko Sile, która ruszyła całą naturę, zaćmiła księżyc i słońce nad Golgotą."
Inne zarzuty przeciwko Mickiewiczowi podnosi Słowacki w następującej notatce: „Mickiewicz powiada, że człowiek ten zostaje pod wpływem duchów, iż odważny często jest tchórzem w chwilach, kiedy go duchy odstąpią: mówi więc, że Homer znał łudzi, ponieważ przedstawia swoich bohaterów, jak np. Hektora i Agamemnona, nieraz drżących od strachu i jest chrześcijańskim, kiedy Walter-Scott przeciwnie, odważnego zawsze odważnym czyni, a tchórza tchórzem przez cały romans przeprowadza. Opinia ta gdyby z Mickiewicza w sumienia się ludzi przelała, każdy utraciłby wiarę w moc swoją, dowódcą fortecy sam nie byłby pewny, czy jutro jej nie odda, poeta, czy jutro będzie czystym poeta. -Test w tyra więc prawda absolutna, do czasu zaś zastosowana szkodliwa."
Na str. 50 czytamy następującą uwagę, wymierzoną również przeciwko Mickiewiczowi: „Gdyby z architektem św. Piotra mówił Mickiewicz, spytałby go się, czy cegłę na cegle położyć umie lepiej i prędzej od robotnika, a potem zachłysnąłby się i powiedział, że głupstwem jest architektura z mularki niewyciągnięta."
Z rozrzuconych po Pamiętniku myśli i notatek pierwsze miejsce należy się wykładowi nauki, złożonej w „Genezie ducha", którą miał za życia wydać i do której następującą ułożył przedmowę: „Drukuję to dziełko nie dla sławy, ani dla zaspokojenia miłości własnej, bo ta możeby zyskała, gdybym w tajemnicy zachowując źródło idei został przy poetycznej formie. Aczkolwiek błahym i niedostatecznym wykładem tej filozofii ducha nie wiele pomogę, sądzę jednak, że przyprowadzenie jej do jedności, to jest do formuły jednej a tak prostej, jak owe w systemie gwiaździarskim: słońce stoi, a świat się obraca, już będzie ogromnym krokiem w sprawie rewolucyjnej świata nowego. A choć, powtarzam, budowa nie odpowiada wielkościom tej przyszłości, dla której chciałaby stanąć kościołem, to przynajmniej uzyska, że odtąd przeciwnicy prawdy i wrogi wszelkiego duchowego ruchu w narodzie nie będą już mogli szkodzić idei, kładąc na karb jej to, co było fałszem, pomyłką albo oszukaństwem sektarzy, którzy tą ideą mamy złączonych, a daleko wszakże od prawdy czystej wolą i rozumem odstępujących. Oto jest jedyne tłómaczenie przed narodem, którego zawsze uznam sędzią czynów moich, a który mnie po królewsku nagrodzić może, jeśli ufność cierpliwą pokaże względem sługi swego i dziecka swego.
„Dzieło to poświęcam pułkownikowi Kaminskiemu, bratu memu w Bogu.
„Oto więc masz cel ostateczny, pracę ducha, dążącą ku ziemi całej atmosferycznej rozjaśnieniu. Cóż masz uczynić ? Bądź wpatrzony w ono słońce ostateczne, a czuły na wszelkie tchnienie mocy niewidzialnej Bożej, która duchy świata ku temu celowi objawi. Wszelka praca z ducha twego wykwitnie, wszelka niemoc z ciała przyjdzie i alboć pokona, albo przez ciebie pokonana zmieni się w moc nową i siłę, pod tem osłonecznieniem przyszłości, wiedząc, iż wszyscy jedno czynimy, a cel ostateczny otrzymany będzie przez wszystkich. Umiłuj duchy podobne tobie, a często złe, bo dziecinne i wiedzy tylko pozbawione, a nie zaś serca. Tu na samotnej pustyni ofiaruj się na pracę ludzkości z całą ludzkością, a nie pytaj się, kto modlitwy wysłucha i ofiarowanie ducha twego przyjmie. Ludzkość cała już oto w tej chwili czuje, żeś z zawistnika ziemskiego w anioła się przemienił i nikomuś już nie jest na drodze."
Z nauki, wyłożonej w parabolach ewangelicznych, wyróżnia się „Dyalog Heliona" „ducha nieśmiertelnego, tworzyciela wiar i rewelatora" z córką Helois, „słonecznicą piękności", która oczarowała jednego z najpotężniejszych mistrzów słowa. Ponad nimi unosi się na skrzydłach wiedzy i miłości sam mistrz z całym światem odbywający pracę ducha. „Przytomny byłem—powiada—gdy tłómaczył dalsze tajemnice ducha ludzkiego, siedząc spokojny w grocie, na złotym mikowcu, otoczony tłumem słuchaczów. U nóg jego siedziała młoda kobieta, piękna jak anioł, z oczyma rozjaśnionemi, jakoby owych rozjaśnień chciwa. W ręku jej wianek był, podług genezyjskich nauk symbolicznie uwity ze zwierciadlanego liścia cytrynowego krzewu, ze stokroci polnych rubinami koniczyn, republikanin ducha, rumieniący się. Co dziwniejsza, że nań zleciały się muchy świecące, owej letniej nocy gęsto przyświecające, i wiankowi uczyniły światło i niby kwiecie nowe błękitowi miesięcznemu podobne. Mędrzec z uśmiechem patrzył na wieniec i na córkę, mówiąc, iż święte dany motylich narodów poczuły się z myślą dziewiczą i w apokaliptyczne ją blaski ubierają... Ona jednak wieńca nie kładła na skronie, ale Helionowi, który czytał Fedona, uczyniła zeń światło i kaganiec, tak, że blada pozłota na żółte księgi karty padała.
„Rozmowa zaczęta się o duchu i mocach jego. Duchowi genezyjskiemu, rzekł mędrzec, przeznaczono jest odkryć wszystkie formy tajemnic i świat ów niewidzialny duchowy, którego ciało jest tylko slabem i niedoskonałem wyobrażeniem, z ducha logiki odbudować na nowo. A nie myślcie, aby się to w czemkolwiek wierze powszechnego Kościoła sprzeciwiało. Owszem wiarę tę, wszystko wiedzącą i świętą, pokażemy jako w roztajemniczeniu i w błyskawicy piękną i nieśmiertelną.
„Czemże byłaby ludzkość, gdyby o Trójcy świętej nie dowiedziała się z ust najświętszych. Dotąd jeszcze las różnorodnych pojęć o świecie zakrywałby duchową krainę przez wieki cale. Wiara, ze słońcem prawdy w rękach, przelatywała świat nad wszelką wiedzę ludzką wyższa, z góry wszystkiemu świecąca. W ostatnich czasach wygnanka prawie z ziemi całej, zawsze jednak przytomna wszelkiej wyższej myśli zapłodzicielka.
„Oto więc widzisz wyszliśmy z Boga i wspaniałą pracą duchów naszych uczyniliśmy widzialność jako zwierciadło, aby się w niem Ojciec nasz przeglądał. A nie sami, ale z całą kulą ziemską przemieniamy się i wchodzimy w niebiosa. Nie rozpaczy więc od dawać się należy, ale zaufaniu, z wiarą tylko w siłę ducha naszego, który jest mocen wziąć ile chce z Boga...
„W otwarty świat ducha wrzuciłeś pierwszy głos poety, ale sądzę, że większym dla Boga hymnem będzie proste tej prawdy rozjaśnienie i wykrycie wszelkich tajemnic. Nie tylko teraźniejszość, ale przeszłość, powinna się nam wytłómaczyć i mieć niby ewangelię wiedzy, wszędy zgodną z objawieniem.
„Wziąwszy za podstawę wolność i twórczość ducha doprowadziłem myśli wasze niby piramidalnie zakończone w światło złote nowojerozolimskich grodów. Na skrzydłach wiedzy i miłości zatrzymaliśmy się troje przed Chrystusem i przyrzekliśmy, że już nie sami, ale z całym światem (pracę ducha odbywać będziemy).
„— Oto przeszedłeś—powiada mistrz—jak dziecko około największej z tajemnic stworzenia, zobaczyłeś, że duch nasz w Trójcy dopiero jest stworzycielem, że z trzema duchami ujedyniając się, ma chwilowe uczucie bóstwa i moc stworzycielną, ku tej niewiadomej a tajemnego pociągu pełnej potędze dąży wszelki duch żywy, a w drodze zatrzymany czemkolwiek gotów jest świat rozwalić, wszystko na przeszkodzie stojąco strzaskać, byle ów piorun twórczości i berło świata choć chwilę jedne piastował.
Obacz teraz jasno, czem jest miłość dla niewiasty, a zawstydzisz się, żeś ją sądził dawniej instynktem ciała i popędem płciowym, danym ci przez twór czą i niezależną od ciebie istność, aby się stała utrzymaniem rodu ludzkiego na ziemi. Nie z ciała idzie wściekłość, ale z ducha przeciwko ciału powstaje ćw ogień i niby płomień ciemny, który w oczach aniołów ziemskich gore w najstraszniejszych mocy duchowej godzinach. I zawstydził się człowiek, jako z upadku swego poznawszy, że do twórczości duchowej ciało przypuścić musiał, a jako z aniołem trzeciego anioła przywołać nie mógł i spłomieniwszy się w jedność, doznać tego, co Bóg Ojciec czuje, gdy dobrowolnie tworzy, w Trójcy będąc i trwając zawsze na wieki.
.Oto więc prawo Trójcy jest prawem twórczości człowieka, a to prawo i w duchowym świecie trwa i w natchnieniu poety i w wywieraniu się mocy ducha na duchy zawsze jest nieodbitej konieczności.
O tem to prawie mówił Chrystus, przyrzekając uczniom, że gdzie się w imię jego trzej zbiorą, tam on będzie. Obaczysz poźniej, że nawet w formie rządu duchowa trójca osób musi być ostatecznym ideałem. Tryumwiraty rzymskie już były przedwczesną instynktową próbą ludzkości, pogaństwo bowiem z księgą losu, z Jowiszem i z Sejmem Bogów musiało się poprzód na ziemi w konstytucyjnych rządach ukazać i zrealizować przed rządem trójcy, który na doskonalszą a prawdziwie Chrystusową ludzkość, jako ideał, oczekuje. Lecz wyższą, a już nadziemską twórczością naszą i uczuciem bóstwa jest połączenie się ducha z Ojcem przez miłość Bożą, trwanie w tej twórczości
i boskości ducha, rozkosz największa świata płodność duchowa czysta, przetwarzająca świat, Kto do tej doleci, kto uczuje przez siebie strumień boży, przechodzący ciągle, ten zaprawdę pogardzi tamtą rozkoszą z ciałem dzieloną, która przez to uczestnictwo cielesne ducha naszego upokarza i rodzi uczucie wstydu niczem niezmazane i nieodparte. Na drodze więc do celów finalnych wiodącej najwyższe duchy z natury swojej muszą mieć cnotę czystości i mimowolny wstręt ku temu, ku czemu niższe istoty są powoływane.
„Prawo trójcy to samo, lecz uduchowione, panuje światu i oblekać się musi w formy widzialne, Z tej wyższej troidy wynika prawo natchnień i wszelka święta twórczość idei. Ta straszna liczba objawi się nareszcie najdoskonalszą formą rządu na ziemi, przeczuta już przez rzymskie tryumwiraty, przez Chrystusa, jako przedwczesna siła, do realizacji niedopuszczona. O tym to ideale rządu, o postawieniu w nim niewiasty pod samą trójcą, na miejscu, które w niebiosach najświętszy duch piękności piastuje, później może w rozwinięciu ideału narodu polskiego powiemy, teraz wiedzmy tylko, że konstytucyjne rządy są zrealizowaniem Olimpu .Jowisza, księgi losu, sejmu Bogów, wpływu na sejm półbożków, zrealizowaniem, mówię, dopiero dziś ideału, który Homer, Hezyod nad ludźmi dziećmi jako sen i tęczę zawiesili. Ziemia urosła dziś, jak widzisz, i godną się stała olimpijskiej rządu budowy, a to dla ras romańskich ostatecznym było celem. Dla nas, Helionie, nowy trójcy i nieba chrześcijańskiego ideał z obietnicą królestwa bożego zaświecił.
„Oto więc jesteśmy już u najwyższych celów ostatecznych. Masz-li jakie pytanie względem ducha, teraz je uczyń, abyś tni ostatecznego wytłómaczenia i omegi tego, co wiem, nie przerywał.
„A teraz, Helionie mój, wybudowany cały z przeszłości, wyprowadzony do celów ostatecznych niby orła skrzydłami, zwróć oczy na różnorodne ludzkie opinie i zdaj sobie sprawę z tego brzęku wiedz różnych, które tam gadają za światłością naszej duchowej krainy. Jakże się obronić tym ludziom? Zaprawdę, jak dzieciątka je traktować, a rozwijać w nich wiedzę przypowiastkami i odsyłać do domu zdziwione.
„Oto patrz, jeden przychodzi ku nam i rzecze: Jestem proch nędzny, niegodzien, aby mi Pau łaskę objawił, pod tajemnicą chcę żyć, w łaskę Bożą ufać, mocą sakramentalną być zbawionym. Powiedz mu, że ani go tajemnica zbawi, ani łaska Boża przyjdzie co ciągle z prochu wydobywać, ani Chrystus w sakramentach zamknięty wejdzie weń siłą, jeżeli on przeciw ruchowi ducha, którego Chrystus jest sprawcą, opiera się i ludziom naprzód idącym leży zapornym kamieniem. Nie uspakajać sakramentami Chrystus chce, ale owszem zaszczepiać w duchy niespokojność, aby się o ciała teraźniejszego niedoskonałość utroskały i wziętemi sakramentami w przyszłość niby piorunami biły ciągłemi. W tę mgłę, która jeszcze kryje przed nami nieprzewidziany postęp, szturmujący wszelkiemi siłami ducha naszego, piersi mając pełne świętych błyskawic, usta otwarte w ogień buchające.
„Jakże my nędzni, Boże mój, i jakaż być powinna pokora nasza, że synostwem ducha Twojego i siłą twórczą obdarzeni, a jeszcze nie przemieniliśmy niebios i świata. Biada nam czyścownikom niemocnym, że jesteśmy oto pojmani w tem więzieniu z gliny i krwi, zkąd nie wyjdzie żaden na światło aż ostatni odda pieniążek. A oto zabiegł mi drogę człowiek kościelny, mówiąc: Sakramentu biorę i jałmużnę daję, więcej nadto nikt czynić nie powinien, ale czynić to, a uciec od świata i nie tykać się nigdzie brudów, które on tworzy, w których jest rozkochany. Biadaż ci, samotniku i egoisto duchowy, i biada ci, jałmużniku złych duchów, bo przez twoją jałmużnę duchy zabrudzasz i gniewasz na tego Boga, któryć dał fortunę, a je biedne żebrać przymusił. Wytłómacz im pierwej jako nędzy dostali i co je wiekami wiodło na to dzisiejsze poniżenie, niech się przed własnym grzechem ukorzą, a świat odda im cześć, która do nich należy. Nim na żebractwo przyszli, chciwość i łapczywość stworzyli, a tem są pod własnym grzechem, jako pod biczom i chłostaniem i pod szatanem są, który z nich wziął ręce żelaznemi szpony opatrzone, i pod cywilizacyi duchem, który jako szatan z nich wyszedł i stanął ua górach społeczeństwa.
„Wielki duch, i pięknościami formy błyszczący, owiany powietrzem cudownych mgieł i blasków, w którym niby gwiazdy widzimy, a tony muzykalne uchem zachwytujemy. Tony z zupełności ducha naszego wyrwane, a miłe nam, bo niby z boleści będąc boleściami naszemi odpowiadają. Narody niech będą jałmużnikami, a twój pieniądz niechaj przejdzie przez ręce narodu i spadnie w miseczkę żebraka, niby .z rąk anielskich niewidzialnych zlatujący. Niechaj cię po śmierci otoczą duchy nieznajomego oblicza, a powiedzą, że w jadle, którem je karmił rząd narodu, czuły ziarno z kłosa twojego, a w kołdrach, któremi były okryte, ciepła twego serdecznego zachwyciły —nie upokarzaj i nie plam dusz.
„Tu jeszcze niechcąc go odstąpić, ludzie, grzebiący umarłe, rzekli: Zaprzeczasz li kościołowi prawdy? Na to on: Kościół ma prawdę.
„I rzekli na to ludzie Kościoła: Nie szanujesz-li
prawd, które wieki całe szanowały, przez które tyle milionów dusz zbawionych jest, które ojcowie twoi czcili. Na to rzeki tłómacz Chrystusowej ewangelii przez porównanie: W czasie napadu Tatarów na ziemię polską, niektóry pan rozkazał zamurować bramę szeroką zamku swego i przed bramą rów wykopał i napełnił go wodą. A sam dla bezpieczeństwa postanowił choć z niewygodą wychodzić przez okna i furtki tylne, gdy potrzebował nakupić żywności lub pola własne uprawiać. A pan ów umarł i dziedzicowie z prostej linii po nim idący mieszkali w zamku, zamurowanej bramy nie otwierając, chociaż dawno już Tatarów nie było i potrzeba onego zamurowania ustała. Nie pracując jednak myślą i duchem, ludzie owi nio szukali nigdy przyczyny, która w pierwotnych czasach pradziadowi zamurować oną bramę radziła, ale szli prosto za zwyczajem, sądząc, ie mądrości przodka swojego strzegą i dochowują. Stę-chła więc z laty woda w owej sadzawce przed głównemi wrotami, a żółte febry panowały w murach, gdzie żyła owa mądra i święta rodzina. I wkrótce sąsiedzi zaczęli litować się nad głupstwom i niedolą ludzi zamkowych, a nawet śmiać się, widząc je z niewygodą oknami za dom wyskakujące, a zamek oblany wodą, pełny żab i gadowego niechlujstwa.
„Zrozumiejcie tę przypowiastkę, wy, którzy dróg wielkich, ludowych do nieba nie pokazujecie, a zawsze przez okienka prywatnej dewocyi każecie ludom wymykać się do nieba, nie dbając o społeczność i o choroby narodowe i o febry niszczące siły żywotne ducha.
„I do tych jeszcze, którzy boją się wszelkiej nowej idei, jakoby ta jedność potrzebną w narodzie rozrywać miała, powiem następującą przypowiastkę:
„Niektóry z patryotów rzeki: Dobrze to jest odmianę i odmłodzenie ducha rozpoczynać w narodzie mocno ugruntowanym i stojącym o własnej sile. (Ale u nas wszelka różnica duchowa rozdwoi siły i odbierze nam jedność i siłę cielesną, której potrzebujemy dla wybicia się spod jarzma wrogów ducha). A nato tłómacz Chrystusowy rzekł: 1 to jeszcze powiem w przypowieści: „Był sierżant niektóry, którego przyzwał oficer i postawiwszy mu dziesięciu żołnierzy, kazał z nimi uderzyć na główną jedne baterye nieprzyjaciół. A sierżant, spojrzawszy na żołnierza onego, rzekł: Panie oficerze, niebezpieczeństwo jest wielkie, ale zwyciężę, jeżeli mi z onych dziesięciu ludzi pięciu wziąć a pięciu zostawić pozwolisz. Pięciu bowiem kochają mię, jako brata, i każdy z nich gotów jest piersią mię zasłonić, gdy przyjdę na niebezpieczeństwo. Lecz z tamtych pięciu jeden jest obrażony na mię, żem go wczoraj za tchórzostwo strofował, drugi pożąda stopnia mego, trzeci, lękam się, że go zegarek mój i kiesa tentuje, bo jest utracyusz i niepewnej uczciwości czło wiek, czwarty nie wierzy w odwagę moją i radby dowiódł, żem tchórz i nieuk, piąty zaś głośno się z tem oświadczył, żo mi nie może być posłusznym, tylko
o tyle, o ile mu na to pozwoli Włoch pewien, który na nieszczęście moje, nie jest tu i rozkazać mu teraz zgodnie z moim rozkazem nie może. Lękam się więc, że oto, gdy wejdę na wyprawę, to pięciu onych, którzy mi przeciwnymi są, uderzą na pięciu, którzy mię miłują, albo też, jeżeli nie otwarcie, to podstępnie szkodzić mi będą. Weź więc, o panie, pięciu złych
i każ, niech zostaną w obozie, gdy ja będę z pięciu dobrymi za obozową sprawę wojował. Miejsce bowiem ono, gdzie idę, puste jest i ludzi w sercu nieczystych gotowe do zdjęcia maski z siebie zachęcić, a nikt nie doniesie o śmierci sierżanta, gdy mnie z bracią moją w pustyni zabiją i niby zabitego przez kule nieprzyjaciół odniosą. A charaktery tych ludzi byłyby mi nieznajome, gdyby niewielki rozruch w obozie i rewolucya duchem ojczystym wszczęta, która zło serdeczne tych ludzi objawiła. Inni sierżanci smucą się, widząc, że połowę żołnierzy z oddziałów swoich wypędzić będą musieli, ja zaś raduję się i dziękuję Bogu, że wichrem wielkim zakręciwszy nas, plewy wywiał i od ziarna czystego oddzielił.
„I rzekł jeszcze człowiek kościoła: Więc nie wierzysz w nieomylność papieża, który od samego Chrystusa przez udzielanie i wkładanie rąk ducha dostał świętego? A sługa ewangelii odpowiedział: Ducha Chrystusowego daje Chrystus tym, którzy czynią sprawę Jego i cierpią dla ewangelii prześladowanie.
„A to jeszcze powiem przez przypowiastkę: Żebrak pewien smyrneński, największym duchom poezyi napełniony (Homer), oddał go w spadku ludziom swego narodu. I zdarzyło się. że ten duch. przechodząc przez kilku żebraków, dostał się Aischylesowi, a potem Sofoklesowi, a potem Eurypidesowi, a potem go miał ostatni Platon, a następnie wziął go znów jeden z żebraków, Pilon, i oddał któremuś z nieznanych włóczęgów. A włóczęgi podawali sobie ducha nieprzerwanym sposobem, upijając się i brudząc ducha własnego, a już nie będąc poetami. A zawsze cytowali Aischylesa moc, Sofoklesa piękność, Platona mądrość i tymi ludźmi bronili się przed światem, jakoby chcąc zakryć nieudolność własną. Zawsze więc jeden z nich nazywał się pierwszym świata poetą, i dziś między cygany znajduje się król poetów świata, i ludzie, którzy wszelkiej innej mocy słowa gotowi są przeczyć, jeżeli nie od tego poety wzięta...
„Zrozumiejcie to: Od tylu lat duchem Bożym dzieją się wielkie rzeczy na ziemi i przemiany głębokie ducha ukształcające, a przez hierarchię kościelną nic się nie dzieje, ani tez się okazało wyraźniej, iżby jaka dusza przezeń zbawiona niebios dostąpiła. Praca jego (kościoła) nie wyszła z ziemi jako ziarno posiane ludami całemi, nie ukazała się w świętych owocach w cnocie, w szlachetności, w przebaczeniu win, w umiłowaniu się braterskiem, w dotrzymaniu słowa, w prawdomówności, w pogardzie prawdziwej interesów ziemskich.
„O! wyzwijcie tę mare, która ciągle zdaje się pracującą, a wszystko około siebie w proch i zgniliznę zamienia. Wyzwijcie ją ostatecznie, niech siłę ducha okaże!"
W następującym liście do Ludwika Norwida, należącego do grona Towiańczyków, rozwija Słowacki swoją naukę: Dobrze nam będzie, mówił Grek, jeżeli dojdziemy do doskonalej formy republikańskiej, a formą zakasujemy podłość ducha ludzkiego. „Dobrze nam będzie, mówił Rzymianin, jak zapanujemy nad całym światem. Dobrze będzie, gdy królestwo morza otrzymam, mówi Anglia, a o ziemi potem pomyślę. Dobrze będzie, gdy ziemię pokonam, a potem i o królestwie morza pomyślę, wykrzykuje Rosya. A wszystkie te wykrzykniki są, jako one apostołów: Dobrze nam tu ua górze w chwilowem zapomnieniu się o przyszłości i o celach nieśmiertelnych ducha naszego. Lecz nam, bracia moi, nam duchom nieśmiertelnym, od wieków pracującym, dobrze nie będzie, aż anielstwo nasze uwidzialni się ua ziemi i w ciałach stworzonych przez nas uwidoczni się. Dobrze nam nie będzie, aż rozsłoneczniona ziemia, ramionami naszemi ogarnięta, nie zamieni się w niebieską ojczyznę. Gdybyśmy dziś świat posiedli, jutro o przemienienie i o połamanie praw ciałem naszem rządzących tak utroskani bylibyśmy, jako dziś.
„Oto jest rycerstwo nowe wieku, nie na liczbie już, ale na mocy duchowej i świętej zbudowane i nikt z nieśmiertelnych nie pojawi się w szrankach zwalczać nas, i śmiertelni docześni przed rozpędem naszym ustąpią, bo jak przed wiekami z łona Bożego wylatujący duchowie, czujem się ciągła w locie, coraz większą silą lotu i przodowania obdarzeni, nie na małem ziemskiem przestać gotowi, ale zawsze i wiecznie i choćby przez tysiące jeszcze lat dla celów ostatecznych Chrystusowych pracować zdolni, aż nareszcie odetchnięcie nasze przyjdzie do samego Chrystusa, który w obłokach zjawi się i ostatnie więzy cielesne ducha naszego krępujące zrzuci, obudziwszy nas niby w przemienieniu i w słoneczności i w naturze odpowiadającej mocy i annielstwu ducha naszego. Na tej drodze, czując, że już jesteś, bratem twoim i bratem wszystkich braci twojej wyznaję się.
„Ty, bracie Ludwiku, we śnie miałeś sobie objawione niektóre z nowych praw, które rządzą naszą cielesną naturą, a ja te same tajemnice od tychże samych ducha ludzkiego nauczycielów otrzymałem i powiedziałem ci je, sny twoje mówiąc wprzódy, niżem o nich z ust twoich usłyszał. Będziemyż o wyraźniejszą łączność duchów naszych z duchem sprawy świata tego starali się, jeżeli oto każdy z nas, z osobna, może u tego samego nauczyciela wszystkiego się dowiedzieć. Próżne są słowa i niepotrzebne, a wprowadzenie tonu dysputy byłoby najstraszniejszym grzechem w sprawie ducha, zabiłoby myśl wewnętrzną, a rozwinięte w nas szermierskie tej myśli władze, które, od celów wielkich odstąpiwszy, zdolne są już nie o całej idei, ale o jej niektórych cząsteczkach wielką i niby filozoficzną rozmowę prowadzić. Tak się zabił duch, założyciel Parakletu, przeznaczony XVII wiekowi wielkie rzeczy i słowo świata powiedzieć. Dysputą oziębił najprzód koło swoje, a potem od koła zimna śmiertelnego zachwyciwszy, uciekł aż po ogień miłości. I wielki ten psychologista w usta jednej psychy wtchnął duszę świata, tchnieniem być przeznaczoną. Kto niezdolny więc dziś całkowitej ducha ofiary, zginie, jak on.
Kazanie na dzień Wniebowstąpienia Boskiego.
Biedakami byli Apostołowie, lecz Pan szedł i poznawał w nich duchy różnych narodów, którą to rozmaitość przejrzał i obmyślał, wiedząc, że je miał w różne strony świata rozesłać, aby podług narodów każdy w swoim opowiadali słowo Pańskie. A tak więc po śmierci Pańskiej ogniem owionięci w zachwyceniu, odzyskali pamięć tajemniczą, przedwiekową i krzyknęli wraz głosy różnemi niby ptaszkowie niebiescy o poranku różanym: niezwyczajną piosnkę sobie znajdźmy. A dziw jest—oto Greka miał w Judaszu — a tegoż zepsutego dawną cywilizacyą ducha utraciwszy, świętym Pawiem Ateńczykiem, niegdyś— i niby blizkim Sokratesa, w duchowem pochodzeniu miejsce jego zastąpił.
Taka jest tajemnica Apostołów. Ci, że Pańskiego ducha mieć jeszcze nie mogli, aż po śmierci, za żywota Chrystusowego okazują się wcale zwyczajnymi ludźmi, po śmierci zaś Chrystusa cudownikami prawdziwymi stają, mądrzy są i ostrożni, jak węże, a prostoty gołębiej nie zatracają. O znakach więc ewangielistów mówić najprzód, a potem o Pańskiej obietnicy, którą im dał, że będą znienawidzeni u świata, będziemy.
Pierwszym znakiem Ewangielisty jest otrzymany rozkaz Boży i owinięcie bark niby ogniem i siłą sakramentalną, z nieba idącą. Cięży duch Chrystusowy światu. Niby chmura pełna piorunowej siły nad głowy ludzkie zlatuje, a piorunu oświetlenia nie wypuszcza, jeno aż się ku jakiemu na wysokości stojącemu człowiekowi przybliży, w którym moc zażądania i zapał ku ogniowi Boskiemu, i zgłodniałość niby niczem innem, tylko ogniem Boskim nakarmić się mogącą, poczuje. Wtenczas to Apostoł nowy z ramienia Bożego, bo przez duchy posłany ku duchom, bierze na siebie ciężar i brzemię grzechów świata, a chociaż obciążon niemi, jednak ludzkość całą samolubnemi ciężarami strudzoną wyprzedza. Znakiem więc Apostoła jest ono uderzenie piorunem, a świadectwem siła, którą z niebios dostał, a której się tu duchy mniejsze oprzeć nie mogą.
Takich Apostołów i prawdziwych świata papieży następstwo jest nieprzerwane i przez wszystkie wieki, aż od Chrystusa idące, a nie owo to widzialne następstwo z ubioru, i ciała, i rozumu, i myśli zimna szukające, które zakon rzymski ogłasza, ale to drugie z natchnienia Bożego i od siły sakramentalnej ciągle dawane, prawdziwe jest... i katolicki kościół od dwóch tysięcy lat przy Chrystusie utrzymuje. Chrystus więc ciągle nad światem idący, upatruje Apostoły swoje i posyła, a nie był wiek jeden, któryby o Pańskich odwiedzinach nie słyszał...
Bo nie te kilka kartek, które my Ewangielią zowiemy, a które bez żywej i sakramentalnej siły Chrystusa żadnego człowieka do czynu świętego nie ruszyły, ale pchnięcie Pańskie i natura ducha naszego, większemu duchowi Chrystusa oprzeć się nie mogąca, czyni: że świat ciągle z Ducha Bożego postępował, a nas nigdy od wyrozumienia słów Ewangielii nie oddalił. Kto więc duchem dotknięty, w pielgrzymstwo iść musi, temu Ewangelia kosturem jest, a nauki jej podporą, lecz nie źródłem. ródło ducha bowiem nie w księdze jest, ale w sakramentalnej sile, a mądrość Chrystusowa, niby dar z rąk do rąk dany, apostołowi ku nawróceniu świata posługuje. Ksiądz Skarga następstwo takie nieprzerwane wiekami idących Apostołów wylicza podług mocy duchownej, którą mieli ludzie, każdemu wiekowi niby przez Chrystusa darowani.
W pierwszych wiekach męczennicy Pańscy byli Apostołami, w następnych zaś czasach, już od śmierci uwolnieni; w czwartym wieku św. Antoni, Hilaryon, Marcin i Mikołaj, w piątym Św. Augustyn, w szóstym Jan i Agapit cuda czyniący, w siódmym Anglii nawróciciele, w ósmym święci także angielscy: Jan i Guthbert, w dziewiątym wieku Francyę św. Sebastyan zadziwiający męczeństwem dla Chrystusa, w dziesiątym św. Wacław do Czech Chrystusa niosący ze św. Romualdem i Ulrykiem, w jedenastym papiestwo w Polszcze przez św. Stanisława piastowane, w dwunastym św. Bernat i Malachiasz, w trzynastym św. Franciszek i św. Dominik je piastowali, w czternastym św. Katarzyna i św. Bernard, znów we Francyi, w piętnastym św. Wincenty i Franciszek Ksawery całym wiekiem niby duch Chrystusowy po śmierci nawet rządzący, do cudów aż tyarę papieską ponieśli... W szesnastym Luter i Zwiugliusz, którzy upośledzoną władzę rozumową ducha ludzkiego Chrystusem podnieśli. W siedemnastym Paskal, który to posłannictwo względem Francyi wykonał, ogniem Bożym jako Apostoł owiany. W osiemnastym wieku oto naród cały już francuski pierwszy raz apostołem staje spraw
Chrystusowych i ziemia go słucha roztrzęśniona.
Takie to papiestwo nas przy Chrystusie utrzymało nie tam, gdzie opór był, ale tam, gdzie zapał i czyn z Chrystusowego ducha idący, ziemię niby płomieniem zajmował, tam prawdziwa przytomność siły sakramentalnej objawiała się... króle zwyciężali, wojska rosły, kraj się rozprzestrzeniał, niby woda rozlewająca się na wsze strony, niby słodka oliwa z dzbana niewyczerpanego płynąca...
Zapał więc Boży i cudowna moc ducha niech nam będą znakami posłannictwa Bożego, a za innym pasterzem nie idźmy—aż za owym Pańskim, za którym, jako za prawdziwym, bekną wszystkie białe sumienia owieczki. Nie lękamy się oszukanymi być przez Chrystusa, albowiem Pan nie oszukuje, a człowiek siły Chrystusowej skłamać w sobie nie może. Jeśli tak, to podnieśmy ducha i zapytajmy się Boga, gdzie jest pasterz i przewodnik i król duch wieku?... Nie ten zapewne, który jest ku tradycyom twarzą obrócony i chciałby iść tam, gdzie jużeśmy cierpieli, ale ów, który ku obietnicom Pańskim i ku królestwu Bożemu idzie pierwszy, a nas zaprowadzić obiecuje, papieżem jest... a przyszedł wiek, że dla wielkości duchów Chrystusem nawróconych już nie człowiek jeden, ale naród cały papiestwem ducha (opiekę moralną rozumie; przypisek obcego pióra) zajmuje się i wszelki czyn świata ku celom ostatecznym ducha ludzkiego nakieruje.
Oto kościół jest, w którym zapowiadam, okrągły jako owoc jabłoni wiejskiej, a obszerny tak, że tylko w dłoni Chrystusowej, fundament i objęcie swoje mieć może, oto kopuła jego, niebo, szmacie turkusowej podobne, a tysiącami światów złotych i srebrnych gorejące, oto wierni kościoła, już nie lud, ale ludy w stanowiskach swoich stojący, a podług miłości Bożej, którą mają i podług mocy duchowej, którą wyrobiły, uszykowane jeden przed drugim, te bliżej, a owe zaś dalej ołtarza, żaden jednak dla braku miejsca na cmentarz nie wytrącony. Oto słowo kaznodziei, jako aniołowie przelatujący z jednego narodu na drugi. Oto dzwon, który wszystko przed bogiem ukorzył, a wszelkie stworzenie wyżej podniósł i uanielił. Oto Sakramenta, które wszystko na godność synów bożych przysposabiają...
Jak apostołowie byli duchami różnych narodów, które Pan, choć w ciele izraelskiem ukryte, rozpoznawał w darze rozumowania ducha, jako syn Boży mistrzem będąc, podobnie naród na apostolstwo powołany, różnemi językami gadać przeznaczony w różnicy wnętrznej duchów gatunku, ma podobny być owej to gromadce apostołów, które Pan tak uważnie wypatrywał, z taką mądrością rozpoznawał, takiem umiłowaniem się wzajemnem związał, taką mocą swoją pośmiertną uzacnił. Gdzież lud taki i duchów zbiorowisko? Pójdę-li na jaką gwiazdę, gdzie duchy, które Chrystusa widziały, pełne są światła Pańskiego i w słońcach toczących się przed wielmożnością Pańską ulatują? Zajdę-li do głębokości ziemskich i z płomienisk górom wybuchnicom, duszę czyniących, wyprowadzę nowe a miłośniejsze istoty? Uchowaj Boże! Jako kapłan Chrystusowy jestem na to, abym w lepiance ciał królewskie duchów godności wypatrywał, a narody podług tajemnic duchowych rozpoznawał, a czary tłukł i rozlewał woń Pańską i świat ową wonią sakramentałną namaszczał.
Nie apostoły wybierali Chrystusa, ale on je brał z łodzi rybackich, z budek celniczych i wiodąc za sobą, czynił, że się z nich każdy na godności ducha własnego poznawał. O czem i słowo Pańskie świadczy: „Żaden, który o mnie od Ojca mego nio słyszał, poznać kto jestem nie może." A gdzież to usłyszenie być miało, jeśli nie w nieśmiertelnej, przed urodzeniem ducha apostolskiego naturze i w czasach onych, gdy ci duchowie w tęsknocie i w pracy przeczuć od Boga o nadchodzącym Zbawicielu dostawali.
„Gdybyśmy rzekli—mówi Platon—wyraźnie to, co o Bogu prawdziwym myślą pojmujemy, ukamieniowałby nas lud." A w tych słowach dosyć rzekł, iż doskonalszą, a na krzyż prowadzącą ducha Bożego przeczuwa... Długą pracą i nad brzegiem niby grobowym stojąco, przed Chrystusem spostrzegały się duchy, iż się z oną najwyższą myślą urodzić komuś będzie potrzeba, a na męczeństwo nie dbając, owszem z miłością śmierci rozpocząć pracę od myśli, na której filozofię kończyli. Urodził się więc Zbawiciel z wiedzą, porodzili się apostołowie z przygotowaniem wnętrznem. Podobnie i dziś, bracia moi, we wnętrznych błyskach i w odrodzeniach się nowych wódz powszechnego kościoła Chrystus spodziewa się, iż mu odfundowane na nowo królestwo świeże i dziewicze wybuchnie.,.
Bardzo cennym materyałem do poznania rozwoju duchowego poety w ostatnich latach są jego własnoręczne zapiski z czytanych książek w owym czasie. Z niektórych, jak np. z historyi Naruszewicza, robił tylko wypisy i streszczenia, nad innemi, jak np. filozofią Bakona, zastanawiał się głębiej, inne, np. Leroux Princip, wprost zbijał, jako fałszywe, a wszystkich używał do swojej doktryny spirytystycznej Zaczynam od krótkiego streszczenia przez poetę jednego ustępu z Naruszewicza o Mieczysławie III. Po lewej stronie podaję wypisy z Słowackiego, po prawej zaś dosłowne brzmienie ich u Naruszewicza:
Za Mieczysława III. Chęć gospodarstwa w szlachcie i osadnikowania. Wdzierało się szpiegostwo, donosząc sądowi, kto jakim ludem wioski osadził.
W historyi Naruszewicza, wyid. Mostowskiego, którego używał poeta, czytamy w tem miejscu (III, 294, 295, rozdział XXXVI) dosłownie: „Chęć gospodarstwa budowy i zaludnienia wiosek była powodem prywatnej szlachcie do pomnożenia ich osadnikami." „Wdzierało się wszędy nasadzone szpiegostwo, donosząc sądowi, kto i jakim ludem wioski swoje osadzał."  Jeśli wolnego człowieka dostał, karano (go), że wolność odbierał, jeśli poddanego, także karano, że cudzym chłopem wioski osadzał. Wykręty sądowe—kara 70 grzywien.
Żydzi znajdowali u sądu wsparcie i obronę.
Kto cudze bydlę choćby z niewiadomości potrzymał, płacił, kto nie miał czem, posyłano go na kopanie kruszców.
Zapozwany dziedzic, jeśli wolnego człowieka na uprawę gruntu dostał, karano go, że wolność odbierał i poddanym czynił, jeśli poddanego, nie uchodził także kary, jakoby nad cudzym chłopem państwo sobie przywłaszczał. Bałamuciły nieprawną jeszcze do prawnych wybiegów prostotę wykręty chytre, a mniemane przewinienie opłacało się 70 grzywnami."
„Żydowska chałastra, z dawna po kraju zagnieżdżona, znajdowała u tegoż sądu przedajnego wsparcie Skarbowy pisarz, przyjmując pieniądze, brakował niemi, udając, że są fałszywe i obwiniał o sfałszowanie
Za co obwiniony tracił dobra i ruchomość i one pieniądze.
Także duchowni takim gwałtom podlegają.
„Postępowało dalej okrucieństwo. Gdy postrachem podziemnej tej roboty zniewoleni winowajcy, dawali na ujście od wieży żądane pieniądze, skarbowy pisarz, który je przyjmował, brakował niemi, jakoby były fałszywe, pokazując kilka pieniążków, umyślnie na to z czystego srebra i pod stemplem książęcym sporządzonych, któremi się. jak udawał, wszyscy opłacili w sądach i któremi wojsku płacono."
„Obwiniony o sfałszowanie monety, albo o chowanie starej i wywołanej, tracił pieniądze, oraz dobra i wszelką ruchomość, które szły na skarb książęcy, albo na zdzierców,"
„Takowym gwałtom sami duchowni podpadali, tracąc częstokroć życie na mękach, aby po ich śmierci dobra i dochody na skarb publiczny lub na osobiste zyski rozrywały się."
Mieczysław postrachem „Do złości prywatnej chce panować i tłumi i łakomstwa niegodziwych szlachtę. sędziów z ich głową Ke-tliczem, przystąpiła sroga polityka samego Mieczczysława, który postrachem tylko, chcąc panować, przedsiębrał różne środki do potłumienia możniejszej w narodzie, szlachty" i t. d.
Poniżej następuje notatka ze „Starożytności galicyjskich" Żegoty Paulego o znanym ze „Szkiców" Szajnochy romansie krośnieńskim. „Sławni kochankowie w Polszcze: Stanisław i Anna z Kunowy Oświęcimowie, z jednego ojca, a z nie jednej matki, Stanisław otrzymał od papieża dyspensę i przyjechał z nią do siostry, która, słysząc o tem, z radości umarła".
Stosunkowo najwięcej miejsca w Pamiętniku zajmują studya przedwstępne Słowackiego do dramatu „Z dziejów Nowogrodu". Poeta streszczał tu i wypisywał dłuższe wyjątki z dzieła Karamzina. Plan ten dramatu pozwala nam uchylić rąbek kurtyny, osłaniającej pracownię jednego z naszych największych pisarzy dramatycznych; zajmuje on miejsce pośredniego
ogniwa w owym tajemniczym łańcuchu twórczości,
jaki wiąże pierwsze pomysłu przebłyski z ostatniem wykończeniem dzieła.
Przędzy do osnowy dramatu dostarczyła historya. Napewne powiedzieć można, że się posługiwał wyłącznie „Historyą państwa rosyjskiego" M. Karamzina, lubo zupełnie o swem źródle zamilczą. Na podstawie znajomości pisma i zewnętrznych świadectw da się powstanie sztuki tej odnieść do przedostatniej w życiu poety doby (1843—1844). Twórca „Króla ducha" zwykł był w owym czasie rozpinać na swej staludze szerokie płótna, ogarniające w olbrzymim pochodzie narodów całe stulecia. Takiem potężnem— chronologicznie—rozpięciem odznacza się konstrukcya naszej tragedyi, obejmująca aż cztery wieki rozwoju narodu rosyjskiego.
Studya do dramatu, osnutego wyłącznie na tle dziejów rosyjskich, rozpoczyna poeta ze schyłkiem panowania wielkiego księcia moskiewskiego Andrzeja (1169 — 1174). Władca rozległych dzierżaw ruskich, zięć Bolesława Krzywoustego, ochłonąwszy z laty w zapale wojennym, zdał naczelne dowództwo ua syna Mścisława, który z przemoźnemi siłami wyruszył na podbicie Nowogrodzian, „przyjaciół wolności". Słowacki zapisuje o tem w swym Pamiętniku pierwszą uwagę: „Dnia 25 lutego (1170) Nowogród, oblężony przez Mścisława Andrzejowicza, syna książęcia Moskwy, broni się dni cztery. Obraz Naj. Panny wyniesiony na baszty i uderzony strzałą (przez Suzdalskiego żołnierza) odwraoa się i płacze na suknie arcybiskupa (motropolity). Jej przypisane zwycięstwo wolnego miasta i ustanowiona coroczna uroczystość w dzień 29 listopada. Po tem zwycięstwie sprzedawano za grzywnę dziesięciu Suzdalczyków" (dla wyrażenia swej pogardy).
Zestawiwszy tę notatkę, równobrzmiącą z odnośnym ustępem dzieła Karamzina i początkiem sztuki, przychodzi się do przekonania, że niektóre motywy, a nawet zwroty mówienia żywcem wcielone zostały z historyi do poezyi, ale jakże uduchowił i podniósł mistrz cala atmosferęl Patrzysz na „pożar i dym" oblanego morzem świateł grodu, widzisz „płomienie" świętych wież Bohorodyey i „świaszczenników z krzyżami w ciemnej ulicy" idących „na most z obrazami", słyszysz wołanie ich i krwawe modły ludu: „Pomiłuj Boże!" Zewsząd dolatują cię strzały, jak grom godzące w serca walecznych. Mniejsza o to, że poeta uchybił historyi, przenosząc całą scenę cudownego ocalenia grodu o sto kilkadziesiąt lat naprzód, że z Michała, księcia Twerskiego, zrobił Dmytra Michajłowicza i t. p. W rysach ogólnych fizyognomii historycznej przebija prawda głębsza od rzeczywistości.
Okrutny sprawca napadu wielkiego grodu odniósł zasłużoną karę. Żołnierze jego, uciekając, nie znaleźli w miejscach przez się spustoszonych żadnej żywności, padali z głodu, a poeta podnosi: „Uciekający Mścisława żołnierze stali się celem litości kronikarza, że w post muszą jeść mięso zdechłych koni".
Ze zgonem potężnych samowładców Rusi rozpada się ona na drobne państewka i figuruje u Słowackiego jako „republika „Kniaziów", gdyż „Książęta Jarosław i Włodzimierz św. podzielili ją, dawszy starszeństwo Kijowowi". Miał ten książę utrzymać książąt w granicach potrzebnej uległości, ale zadaniu temu nie podołał. Rozdrobnione i niezgodą szarpane dzielnice osłabiły nieograniczoną władzę monarchy na korzyść autonomicznej. Tymczasem drużyna wojenna księcia urosła w dwór monarszy, Każdy gród książęcy miał swoich dworzan „pasynków", czyli młodzieńców bojarskich, i „grydnych", czyli mieczników.
Miasta ruskie podnosiły się dzięki ożywionemu handlowi z cudzoziemcami. Zwłaszcza Smoleńsk zasłynął z handlowych stosunków z kupcami niemieckimi, czego dowodem był traktat zawarty 1228 roku między Smoleńskiem a Rygą, należącą do związku Hanzeatyckiego. Książę smoleński Mścisław Dawidowicz zabezpiecza w nim pokój „dla całych Niemiec handlujących". Ci zaś poręczają wzajemny pokój Rosyi. ,W traktacie tym, zapisuje Słowacki, książę tylko jeden ma prawo w Smoleńsku być sędzią Niemców, jeżeli zaś chcą. mogą się odwołać do zwyczajnego sądu, podobnież jak Rosyanie w kraju niemieckim. Pierwsi jednak i drudzy mają być wolni od wszelkich opłat sądowych, wyjąwszy, gdy ludzie dobrzy i obywatele doradzą Ira zapłacić jaką sumkę sędziemu". Drogą pokojowych stosunków zwabiali Rosyanie do kraju cudzoziemców: artystów i budowniczych. Powstała potem sztuka rodzinna. Pierwszym i najstarszym malarzem ruskim miał być cnotliwy „zakonnik peczerski", S. Olimpiusz. Cichy ten, zatopiony w pracy kapłan, malował bezpłatnie obrazy dla cerkwi ruskich, a „pożyczając pieniędzy na kupienie farb, płacił za nie swoją robotą". W Kijowie armeńscy lekarze przepowiadają dzień śmierci chorych! Budzą się w kraju sztuki i nauki. Powstaje „Słowo
o pułku Igora", opiewające nieszczęśliwe wojny książąt ruskich. Ze zbolałej piersi poety wyrywa się okrzyk: „O czasy niedoli! Dlaczegóż nie można było przygwoździć starego Włodzimierza do gór kijowskich" (czyli unieśmiertelnić wielkiego monarchę).
Rusi wyrósł tymczasem groźny nieprzyjaciel: horda Mongołów. Syn Hana tatarskiego (Ezukaja Bahadura): Temuczyn, „młodzieniec wychowany przez matkę w prostocie życia pasterskiego", zadziwiający świat swemi bohaterskiemi czynami, zbiera 1224 roku naród, „pije wodę z rzeki, przysięgając, że podzieli z ludem gorycz i słodycze życia. Zbuntowanego hana Karaitskiego zabija, a głowę w srebro oprawia (Pamiątka gniewu Temnczyna). Około rzeki Amur w dziewięciu obozach pod różnofarbnemi namioty zjawia mu się pustelnik i nazywa Czyngishanem, czyli Hanem wielkim". Poczem wyrusza Temuczyn do Chin
i zdobywa stolicę Państwa Niebieskiego.
Zwycięzcy znaleźli w Pekinie bogatą zdobycz i mędrca nazwiskiem Hiczucaja, krewnego ostatnich cesarzy Mińskich, dobroczyńcę Indu. Ten, pozyskawszy zaufanie i miłość Czyngishana, ocalił miliony nieszczęśliwych od zguby, umiał bowiem umiarkować jego okrucieństwa. Tak sobie tłómaczę zapiskę poety: „W zdobytych Chinach mędrzec Hiczucaj łagodzi go". W dalszym pochodzie zawojował Czyngiskan potężno państwo tureckie, stolicę jego obrócił w perzynę, a sułtana Mahometa II, mieniącego się drugim Aleksandrem, wypędził z kraju. Potężny władca Persyi i Bukaryi „ścigany przez nieubłaganego nieprzyjaciela, na wyspie morza Kaspijskiego życie kończy". W zwycięzkich wyprawach swych natknął się Czingishan o ziemie ruskie. Waleczny książę halicki, Daniel Mścisław Romanowicz, książę kijowski, Włodzimierz Rurykowicz i inni książęta ruscy, połączywczy się z Połowcami, na wieść o Mongołach uderzyli na nieprzyjaciół. Przyszło w r. 1224 nad rzeką Kałką do stanowczej bitwy.
„Mścisław halicki — są słowa poety, streszczające Karamzina — chcąc sam otrzymać zwycięstwo, gubi wojsko na Kałce. -Mścisław Kijowski i książęta Dubrpwieccy wzięci, pod deskami zduszeni. Tatarowie, spustoszywszy K(uś), nagle oddalają się do Wielkiej Bukaryi. „Kogo Bóg w gniewie swoim zesłał na ziemię r(uską) — woła z podziwianiem lud — skąd przyszli ci okropni cudzoziemcy i dokąd poszli? Bóg jeden wie tylko o tem i ludzie uczeni. Kometa, Susza, Książęta się kłócą i biją" i t. d. A teraz obok tego nagiego szkieletu jak wyglądają ciepłe, krwią bijące obrazy zniszczenia Rusi przez hordy barbarzyńców:
Przez dwa miesiące chmury nalane płomieniem,
Bronzowe—nad polami szły czarne, czerwone,
Nad tą ziemią błysnęła gwiazda dziwnie złota,
Patrząca się z obłoków jak mściciela dusza,
Za tą gwiazdą na ziemię naszą przyszła susza.
I na tej się ziemi, nad ludzkiemi mary
Podniosły z włosom strasznie czerwonym pożary,
-lakiegoż to anioła zniszczenia i kary
Pan Bóg zesłał na ziemię w swoim strasznym gniewie?
Skąd Ci ludzie przybyli? gdzie poszli? nikt nio wio!
I żegnali się ludzie trwogą przerażeni,
Dodając: Pan Bóg to wie i ludzie uczeni...
Jeszcze nie ochłonął lud ruski z przerażenia, aż tu „Litwini niszczą ziemię nowogr(odzką), Smol(eńską), Poło(cką), Finlandczycy także. Trzęsienie ziemi w Nowogrodzie, gdy Włodzimierz Ruryk(owicz) Kijowski summę w ławrze św. Teodozyusza odprawia. Przez dziewięć dni notuje poeta zaćmienie słońca i różnofarbne żywe obłoki, silnie wiatrem pędzone przestraszały lud, mianowicie w Kijowie, żegnający się ua ulicach. Głód i pomór, zabijają ludzi i jedzą. Domy dwa napełnione umarłymi, których 42,000! Psy jedzą. Matki Niemcom oddają w niewolę. W Nowogrodzie pali się wydział słowiański, Węgrów kawalerya tonie w wąwozach Karpackich ulewą zatopiona: Czingiskan umiera i pochowany pod cieniem najwyżPastereczka siedząca w zadaie na skale nad oceanem. Rys. J. Słowackiego wykonany 22 lipca ISU r. Ze zb. Ord. Ossolińskich.
szego drzewa, (Następca jego) Oktaj wysyła Bałego na Rosyę". Książę rezański Teodor ofiarował nieprzyjacielowi podarunki, lecz Baty, dowiedziawszy się o wdziękach młodej jego żony, Praksedy, zapragnął ją widzieć... Gdy książę ruski odpowiedział mu, iż „chrześcijanie żon nie pokazują obmierzłym bałwochwalcom", Baty kazał go zamordować. Poeta zapisuje „Zgon Praksedy, żony Teodora, księcia Rezańskiego, która po zamordowaniu męża ze skały rzuca się w wodę z synem Janem. Miejsce nazwano Ubojem. Tatarzy biorą Moskwę, Włodzimierz, Suzdal, gdzie biskup w kościele prosi, aby Bóg niewidomą swą ręką ginącym przebaczył, i wziął duchy. Bohater Wasilko ginie. Hozelski się jeden bronił w guberni kaługskiej długo, nareszcie wzięty, a książę Bazyli, jak mówią, we krwi utonął". „Ostatni książę" dodaje rozrzewniony poeta.
Za wielkiego księcia Jarosława II Wsewołodowicza (1238—1247) ponawiają się napady Mongołów. Baty uderza na stolicę Dnieprową, rozpoczynając szturm od „bramy polskiej". Nawała tatarska niby rzeka ognista rozlała się po rozległych dzierżawach Rusi. Sam tylko Nowogród ocalał szczęśliwie pod berłem młodego księcia Aleksandra Jarosławicza, zaszczyconego od pogromu Szwedów nad Newą przydomkiem Newskiego. Podczas tej bitwy, w której na czele nieprzyjaciół stał zięć króla szwedzkiego, Birger, dowodzcą nielicznej drużyny księcia miał widzenie cudownej łódki na morzu. Sterowali nią flisacy „odziani mgłą", a siedzieli w. niej dwaj rycerze „w sukniach jaśniejących". Starszy zaś zapowiadał szczęśliwą wróżbę słowami: „Pomożemy krewnemu naszemu Aleksandrowi". W istocie odniósł waleczny książę walne nad Szwedami zwycięstwo.
Tymczasem umarł Jarosław, a następcy jego, jęczący pod jarzmem Mongołów, postanowili na drodze układów pokojowych z wielkim zdobywcą świata, z Batym, odzyskać wolność. Książę Daniel, wpuszczony do namiotu Wielkiego Hana, pije kobyle mleko „z uchyleniem kolan", choć w duszy czuje całe piekło tego upodlenia. Na tronie wielkiego Hana zasiadł po zgonie Oktaja Hajuk, roztaczając niezwykły na uroczystości obioru przepych. „Panowie w pierwszy dzień ubrani biało, w drugi czerwono, w trzeci granatowo". Dwór królewski umieści) się w dolinie nad brzegiem rzeki, we „wspaniałym namiocie, spoczywającym na złotych słupach, zwanym „Złotą Ordą". Kosyanin „Kom wyrobił księciu tron z kości słoniowej ozdobiony złotem". Temi farbami zapożyczonemi u historyka rosyjskiego, wymalował Słowacki ten oto prześliczny obraz:
Jest namiot, który nasze głowy krwawo dźwiga, Na kolumnach oparty złotych, w pastom polu, Naszych książęcych krzyków, męczeńskiego bolu, Pełny, nad jakąś smętną rzeką zamyśloną, Tam to nasze książęta pod tronom duszono...
Końcowa aluzya do pastwienia się dziczy mon
golskiej nad książętami ruskimi, z których jeden „pod deskami krwią zbryzgany" wyzioną! ducha. Poeta szkicuje przy tej sposobności obyczaje Mongołów, czerpiąc dosłownie z Karamzina: „Poczytują oni za grzech rzucić nóż w ogień, oprzeć się o poręcz, zabić ptaka, wylać mleko na ziemię, wyplunąć pokarm. Kto był obecnym śmierci, nie może widzieć Hana aż do nowiu księżyca. Znakomitych ludzi chowają z pokarmem, koniem, złotem, srebrem, powóz i chatę palą i nikt nie śmie wymówić imienia zmarłego aż do trzeciego pokolenia". Z książętami podbitych krajów obchodzą się okrutnie. Namiestnicy mongolscy, Kęskami zwani, rządzą w kraju ruskim samowolnie. Janowi de Plano Karpino, przybywającemu w poselstwie od Papieża Innocentego, odpowiedział Wielki Han.- „Wiedz, Papieżu, że posłowie Twoi byli u nas, oddali nam list Twój. Mówili rzeczy dziwne. Czy to było z ich własnej chęci, czy z Twojego rozkazu? W liście powiedziano, że niszczymy ludzi, lecz Bóg tak chce. Upokorz się przed Najpotężniejszym, abyś spokojnie mieszkał na ziemi i na wodzie ojczystej, lecz osobiście staw się przed nami lub zginiesz jak nieposłuszny. Powiadamy Ci też same słowa, inaczej będzie z Tobą, papieżu, to, co tylko Bóg jeden wie".
Starania, aby Hanowie: Hajuk i następca jego Mangu przyjęli wiarę Chrystusa, nie odniosły skutku. Poseł Ludwika Św., Rubryguis, przyjechawszy do hana, chciał mu dowieść wyższości chrystyanizmu. -Mangu odpowiedział: „Mongołowie zuają, co jest Bóg i kochają go z całej duszy. Ile masz palców u rąk, tyle—a może i więcej—można znaleźć dróg do zbawienia. Jeśli chcesz złota, weź z kasy mojej i idź, dokąd ci się podoba." Poseł Ludwika zastał na dworze hana biegłego w swej sztuce jubilera paryzkiego, Hiliana, który wyrzeźbił dla liana misterny puhar.
„Było to—jak opisuje Karamzin—ogromne srebrne drzewo, utwierdzone na czterech srebrnych lwach. Miód, piwo i wino wychodziły z nich do wierzchołka drzewa i toczyły się przez otwór zrobiony u wierzchu dwóch wyzłoconych drakonów na ziemię w duże naczynia; na drzewie stał skrzydlaty anioł i trąbił w trąbę, gdy gościom pić było potrzeba." A teraz przypatrzmy się, jak go opisuje Słowacki w swym planie dramatu: „Srebrne drzewo na czterech lwach srebrnych, z wierzchołka drzewa, z dwóch drakonów leje się miód, piwo i wino w ogromne muszle, na drakonach anioł skrzydlaty w trąbę dzwonił, gdy pito."
Wielki książę Jarosław jedzie składać hołd Wielkiemu Hanowi. Upokarzająca ta i z niebezpieczeństwem życia połączona podróż naszkicowana została wiernie podług opisu Karamzina. „Podróże to były okropne—pisze Słowacki—potrzeba się na czas długi rozstać z ojczyzną, odpoczywać na śniegu lub na ziemi rozpalonej promieniami słońca, cierpieć głód, widzieć tylko step smutny, pozbawiony stroju cienia lasów, posiany kośćmi nieszczęśliwych; miasto wsi i grodów, same cmentarze narodów koczujących. Synowie Jarosława błąkali się w tych smutnych pusty niach obumarłych, wspominali opłakany koniec Ojca swego, i myśleli, że może podobnież na zawsze pożegnali kochaną Ojczyznę."
Od tego czasu (t. j. od r. 1248) minęło pół wieku. Na wielkoksiążęcym tronie siedział niegodny syn Aleksandra Newskiego, którego rządy napiętnowane zostały „nienawiścią spółczesnych i pogardą potomstwa." Z jego zgonem (1304 r.) wybuchnęła wojna domowa, spowodowana ogłoszeniem dwu pretendentów do tronu, Michała Jarosławicza, księcia twerskiego, i Jerzego Daniłowicza, książęcia moskiewskiego. Wreszcie „Michał Twerski przemógł swego przeciwnika" i 1305 r. „przyjechał z dyplomatami Hana do Włodzimierza, gdzie go Metropolita ogłosi! wielkim księciem." Słowa te, wyjęte z historyi Karamzina, powtarza w dramacie książę Dymitr w następujących wierszach:
Ojciec mój na księstwo Wszedł za Tatarów wielkim dyplomatem Nad całym ruskim ogłoszony światem. Pierwszym książęciem przez błogosławieństwo Włodzimierskiego biskupa uświęcon...
„Michał Twerski — notuje dalej poeta w Raptularzu—chciał uśmierzyć Jerzego, księcia moskiewskiego, po dwa razy chodził pod Moskwę" (ale bezskutecznie). Nienawiść obu książąt wybuchnęła tem większym płomieniem, gotując im nieszczęsny koniec.
„Okrutny" ks. moskiewski zbroczył swą czarną duszę inną krwawą zbrodnią, „zabijając Konstantyna", władcę rezańskiego, zabranego w niewolę przez Daniela w tem przekonaniu, że tym sposobem zapewni sobie „spokojne panowanie w Rezaniu." Ks. Michał, dowiedziawszy się o śmierci hana Tochty i wstąpieniu na tron syna jego Uzbeka, „wyjechał do ordy", gdzie parę lat przemieszkiwał. Korzystając z tej przymusowej nieobecności, „Jerzy kłócił mu Nowogrodem", który wypowiedział posłuszeństwo swemu księciu Michałowi. I dopiero „gdy ich obiegł syn Michała, Dymitr", zniewoleni byli przy pomocy Mongołów wydać książąt Atanazego i Teodora, księcia rzewskiego (krewniaka), „których Jerzy tam posłał."
Książę Dymitr występuje w dramacie, jako mściciel zdrady z ognistym mieczem w dłoni. Wyrzuca on Nowogrodzianom, że ojcu, szlachetnemu księciu, który „dla sprawy starej ruskiej Matki — żonę rzuciwszy i dziatki —przebywał u Chana — na wierze się sprzeniewierzyli."
,.Gdy tu najezdny ten czart książę Jerzy Swych urzędników trzyma, swój jad ronił, Swą politykę szczepił, tę podziemną, Która nurtuje spodom, jak gadzina, Albo też gardło książętom podrzyna... Wszakże wiecie, że tak postąpiono W Moskwie z młodziutkim księciem Konstantym, Ostatnim władcą Riazańskiej dzielnicy, Po którym książę .Jerzy spadek bierze. I na urzędach ludzie pełni zmazy, Wiem ich imiona! Książę Atanazy, Książę Teodor Rzowski. W tem nazwania Cały mój piorun—szpiegi zyzowate!
Od tego miejsca począwszy, dajemy głos poecie, którego opowiadanie, dotychczas zlekka tylko szkicowane, nabiera więcej ciągłości i ożywienia.
„Nowogród wydaje i opłaca się, ale Michał traci wojsko, powracając przez lasy (z głodu i zmęczenia). Tymczasem Jerzy w Ordzie przekupuje Hana, żeni się z siostrą Uzbeka, Kończałą, nazwaną na chrzcie Agatą i z wojskiem Mongołów pod Kawhadyjem wchodzi do Rosyi. Zgodliwy chce mu ustąpić Wielkiego Księztwa, lecz Jerzy plądruje mu Twer. Michał, ośmielony przez duchowieństwo, wychodzi przeciw niemu z wojskiem, mówiąc: Za poddanych moich walczyć będę. Przypomnijcie słowa ewangelii: Kto za przyjaciela duszę położy, ten wielkim nazwany będzie. Spotyka, 40 werst od Tweru, Jerzego z Tatarami i Mordwą pod wsią Bortnowo (przychodzi 1318 r. do bitwy). Wielki książę szuka śmierci w walce. Jeńce u Tatarów modlą się za niego, zwycięża jednak i bierze w niewolę żonę Jerzego, Agatę Kończatę, Kawhadyja, wojewodę Uzbeka i Borysa Danilewicza, brata Jerzego. Tych łaskawie traktuje. Wypuszcza Kawhadyja, lecz jednocześnie zona Jerzego w Twerze umiera. Jerzy jedzie do Uzbeka i oskarża Michała o otrucie żony. Michał jedzie usprawiedliwić się smętny, pełny przeczuć, na brzegach Serii żegna Wielką księżnę Anne i synćw Dymitra i Aleksandra — najmłodszy, Konstanty, był w ordzie.—Znajduje Uzbeka na brzegu morza Surożskiego (t. j. Azowskiego). Po dwóch miesiącach sąd panów w ordzie (wydaje nań wyrok), że nie składa podatków, że otruł żonę Jerzego. Kawhadyj prezyduje, oddaje pod straż i każe mu włożyć kłódkę na szyję, a Tatarowie dzielą między sobą kosztowną odzież jego.
Uzbek jedzie właśnie na łowy ku brzegom Tereka. Kilkanaście tysięcy łowców żołnierzy w najlepszej odzieży, kupcy na wozach prowadzą indyjskie i greckie towary. Smutni Bojarowie, widząc poniżenie Michała, cieszą go, a on: „Przyjaciele! Długo widzieliście mnie w sławie i honorze, będziemyż niewdzięcznymi? będziemyż skarżyć na Boga za krótkotrwałe poniżenie? Sława moja wkrótce się pozbędzie gniotącego ją ciężaru." Noc przepędził na czytaniu psalmów Dawida. Młodzieniec książęcego dworu klęczał przed uim i przewracał karty, albowiem co noc straże związywały ręce Michałowi. Złośliwy Kawhadyj, chcąc męczyć swą ofiarę, wyprowadził go na plac targowy i kazawszy uklęknąć, natrząsał się z niego, i nagle jakby poruszony litością, rzekł mu: „Bądź spokojny, król i z krewnymi tak postępuje, gdy jest zagniewany, lecz jutro lub później objawię ci przebaczenie moje i znowu będziesz w honorze." Tryumfu jacy zbrodzień oddalił się. Książę znużony i osłabiony siadł na placu i ciekawi otoczyli go, rozpowiadając wzajem, że ten więzień był wielkim monarchą w swoim kraju. Oczy Michała napełnione były łzamj i wstał i poszedł do wieży, czyli namiotu, czytając głosem cichym w psalmie: „Wszyscy, którzy mnie widzieli, kiwali głowami swemi." Słudzy radzą, aby uciekał. „Nigdym nie znał haniebnej ucieczki—odpowiedział Michał — ona tylko mnie może ocalić, lecz nie ojczyznę. Wola Boga niech się spełni." Orda już była daleko za Terekiem i górami Czerkawskiemi, koło żelaznej bramy, czyli Derbentu i miasta Jaskiego i Tetijakowa. Tam Uzbek potwierdza wyrok. Michał wiedział o tem i był nieulękniony. Po wysłuchaniu jutrzni — albowiem miał przy sobie dwóch kapłanów i Ihumena—błogosławił syna Konstantyna, zobowiązał go, aby oświadczył matce i braciom, że umiera czułym dla nich i miłując je. Prosił, aby nie opuszczali wiernych bojarów i sług jego...
Ostatnia godzina nadchodziła. Michał wziął od kapłana psałterz i otworzywszy go, czytał: „Serce moje ściska się we mnie i bojaźń śmierci mnie ogarnia." lhumen rzekł do niego: „W tymże psalmie, tobie tak dobrze znanym, zapisano: „Ofiaruj Bogu smutek twój" (Psalm 65). Wielki książę mówił dalej: „Kto mi da skrzydła, jak gołębicy, wzniosę się i polecę." Ucieszony tym żywym obrazem swobody, zamknął książkę i w tym momencie wbiegł zbladły dworzanin jego, donosząc, że ks. Jerzy, Kawhadyj i mnóstwo ludu zbliżają się. Niebacznie posłał syna Konstantego do królowej, nazwiskiem Bajałyni, zapewniony będąc o jej litości, a zabójcy wpadli. Michał stał i modlił się i rzuconego na ziemię bito piętami. Romaniec (następnie chrześcijanin) pchnął nóż w ziobra i wyrżnął mu serce. Jerzy i Kawhadyj weszli do namiotu, a K(awhadyj), spojrzawszy na W. Księcia surowo, rzekł: „On Twoim stryjem, czyliż zostawisz na pośmiewisko trupa jego?" Sługa Jerzego przykrył go płaszczem.
Pochowany naprzód w Moskwie w klasztorze spaskim w Kremlu, gdzie teraz cerkiew Przemienienia Pańskiego. Kawhadyj w kilka miesięcy umarł, a Dymitr, syn, przyjechawszy do ordy i zobaczywszy Jerzego, zatrząsł się gniewem, rzucił się na Wielkiego Księcia i zabił go, za co także śmiercią przez Uzbeka ukarany."
Tu przytacza Słowacki ustęp z kroniki ruskiej:
On że wda jemu knihunacza molwiti Ucho so umileniem idoczajuszcze ślezy jako reku. (Śmierć 22 novembra 1318 we środę). I położysza jeho na wieliciej doście, na telehu prewozosza za reku Adż, jeże zowietsia Horest' (Gorzka, wpadająca w morze Kaspijskie). W mieście Bezdeżu kupcy przykrywają ciało w szopie, które w nocy schodzi z karawanu i kładzie się na ziemi z ręką pod twarzą. Świetne obłoki ukazują się nad nim. W Madzarach słup ognisty lub cyrk, w Bezdeżu mnóstwo jeźdźców nadpowietrznych ze świecami i z pochodniami —jeden na trumnie polożony słup strącon z niej siłą niewidzialną. Michał był strasznego wzroku. Podług Nikon(owskiej kroniki)
u bałwana miedianoho, u złotyje hławy, u Ternirewi Bohatyrewi mohiły. Inni kronikarze rosyjscy mówią: Izbieżał od caria Batyja od plena jeho nickij kniaziec imenem Witiana (Witenes) roda połockich kniażej i woselisia w Żometie (Żmudzi) u nekojewo bartnika i pojat u neho zenu sebie i prebyst z neju 30 let bezdieten i ubilen byst' hromom (gromem, a nie przez koniuszego Gedymina) i pojasz żenu jeho rab jeho koni uszećt imenem Hedymenih i dodi ot nlcja 7 synów." (Rostosk. archiw. księga genealog, państwa rosyjskiego, pisana w Jarosławiu).
Jak widzimy, nie wystarczył poecie naszemu tekst Karamzina, zstąpił więc do cytowanych w przypiskach przez historyka źródeł rosyjskich. Wspominając o najazdach Nowogrodzian na Norwegię, dodaje za Karamzinem, że Nowogrodzianie podczas tej wyprawy „odbili stado łosi od Lapończyków szwedzkich, którzy uciekając na górę Kappiwara i oblawszy ją wodą, gdy zamarzła, spuszczali z niej kłody i tak wielu ubili."
Poetę mistyka uderza ów „cudny obóz na kryształowej górze." Porównywa on „białą mitrę" arcybiskupa Bazylego, przechowywaną do niedawna w cerkwi Sofijskiej w Nowogrodzie, z „białym krzyżem Towiańskiego."
Zapisuje potem zwycięską bitwę na Knlikowem polu (1380 r.), w której Rosyanie złamali potęgę Ta tarów i straszną klęskę Litwinów nad Worsklą (1399 r.), zdziesiątkowanych przez Mongołów pod wodzą księcia Edygeusza i zatrzymuje się dłużej nad soborem florenckim, ósmym z kolei, odbytym 1440 pod przewodnictwem papieża, Eugeniusza IV.
„Cesarz grecki, Jan Paleolog — są słowa Juliusza — z bratem Dymitrem Despotą (z Józefem Patryarcha Konstantynopolskim) i z siedmiu tysiącami uczonych Greków siedli na statki Eugeniusza, 24 listopada 1437" i wyjechali na sobór. Przybył tu i patryarcha moskiewski, Izydor, jeden z orędowników zjednoczenia kościoła wschodniego z zachodnim. Spór toczył się o cztery zdania: 1) O pochodzeniu Ducha św. 2) O czyścu. 3) O kwaśnym chlebie. 4) O pierwwszeństwie papieża. Rosyanie (utrzymywali), że Duch św. tylko od ojca (pochodzi), Rzymianie dodawali: i Syna. Marek z Efezu zaczyna spór." Na koniec po wielu sporach „Rosyanie zgadzają się, że Duch św. pochodzi od Ojca i Syna, że opłatek lub chleb kwaszony zarówno mogą być używane (w komunii Św.), że dusze średniej nieczystości albo są palone w ogniu albo ciśnięte mgłą ciemną, albo miotane od burzy, albo innym sposobem dotknięte, że wszystkie (dusze) zmartwychwstaną w dzień sądu przed tronem Chrystusa, że papież jest namiestnikiem, a patryarcha konstantynopolski zajmuje drugie miejsce."
Dnia 6 lipca 1439 odbyło się, jak wiadomo, ostatnie posiedzenie soboru w kościele katedralnym we Florencyi, nu którem nastąpiło połączeniu obu wyznań. „Patryarcha przysięga wobec gwardyi papieskiej, ubranej w zbroje srebrne, zbrojnej w maczugi ze świecami. Józef, patryarcha konstantynopolaki, na dni kilka przed podpisaniem (unii) umiera." Tylku Marek z Efezu, nieubłagany starzec, pogardziwszy groźbą i zyskiem, stał niewzruszenie przy zasadach wiary wschodniej. „O czem dowiedziawszy się papież, zawołał z gniewem: „A więc nic nie dobiliśmy się." Żądał, aby cesarz albo go zmusił do zgody lub ukarał nieposłusznego, lecz Marek tajemnem oddaleniem się uniknął prześladowania."
W Rosyi przyjęto uchwały soboru z niezadowoleniem. Wielki książę „Bazyli powstaje przeciw Izydorowi" za odstępstwo od wiary ojców i zamyka go w Czudowskim klasztorze, ale metropolita ucieka ztąd szczęśliwie do Rzymu, gdzie w nagrodę gorliwości swej „mianowany został kardynałem rosyjskim."
Tu opisuje poeta za Jakutem, historykiem arabskim XIII wieku, zwyczaj Rosyan palenia na stosie. „Pogrzeb podobny indyjskiemu—na lodzie palą trupa z dziewczyną, którą duszą powrozem, a kobieta, nazwana aniołem śmierci, pod żebro nożem zabija. Wprzód stawią ją na jakiejś studni, w którą ona trzy razy patrzy i widzi duchy ojca i matki, potem krewnych, potem duch umarłego pana, z którym ją palą (w Indyach zwierciadło pokazuje przeszłe żywoty Suttie). Ofiara ta bywa rozdziewiczoną. Dzieje się to ua wyspach Wołgi, Przyczem zabijają koguta. "
Słowacki przeskakuje potem do wojny W. Księcia Bazylego Iwanowicza z królem Zygmuntem I, napomyka o zdobyczach Konstantyna Ostrogskiego, zdradzie Michała Glińskiego, zatrzymując się nieco dłużej nad życiem rodzinnem W. książąt ruskich. Bazyli wziął „rozwód z Salamonią, oskarżoną o niepłodność, która lat 20 żyła jedynie dla jego szczęścia." Dla zachowania pozorów „miała wstąpić do klasztoru, a gdy się wzbraniała", użyto gwałtu, „postrzyżono w klasztorze, bijąc ją." Poczem żeni się we dwa miesiące z księżną Heleną, córką Bazylego Glińskiego."
W opisie zwyczajów i obyczajów Rosyi podnosi Słowacki za Karamzinem jej charakter wschodni, w przyjmowaniu posłów zagranicznych wielką ostrożność i nieufność, w stosunkach szlachty z ludem dumę i pogardę. Chłopi nazwani smerdami i chrzęścijanami (w złem barbarzyńskiem rozumieniu), albowiem Mongołowie „łajali Rosyan tem imieniem."
Po śmierci Wielkiego Księcia Bazylego zasiadł
na tronie małoletni władca, Jan IV Bazylewicz (1533 — 1538), regencyę objęła matka, Wielka Księżna Helena, osoba młoda i zakochana w księciu Janie Telepniowie, który, „panując nad jej sercem", rządził państwem. Stosunki te wywołały powszechne rozgoryczenie, otruto znienawidzoną księżnę, „zgon jej był okropny." Jeszcze tego samego dnia we dwie godziny pochowana została w klasztorze." Telepniów, okuty i zamknięty w więzieniu, został tam głodem umorzony. „Jan IV obejmuje władzę, okrutny i pastwiący się." Po koronacyi (1546) ożenił się z młodą Anastazyą, która zostaje jego „aniołem opiekuńczym." Ale nawet jej miłość i wysokie przymioty duszy nie zdołały powściągnąć występków cesarza. „Dla poprawienia go potrzeba było, aby spaliła się Moskwa." Pożar (1547) obrócił całe miasto w kupę gruzów.
W ciemnocie i rozpaczy pogrążony gmin przypisuje przyczynę nieszczęścia rodzinie zdrajcy Glińskiego. „Matka ich — powiadali — księżna Anna wypruwała serca z trupów i wodą ich kropiła ulice" — od czego powstał pożar. „Zbuntowany lud wdarł się do cerkwi, zkąd wuja cesarskiego wyciąga i zabija". Sam „monarcha drżał w swoim Worobiowskim pałacu". Wtem zjawia mu się tajemniczy mąż, imieniem Sylwester. Mnich ten „uderza go duchem i widma pokazuje". Cudem zaś „przemienia jego charakter". Odtąd staje się Jan innym człowiekiem. Szlachetny kapłan, „ażeby utwierdzić młodego monarchę na tej drodze, daje mu za pomocnika" Jana Adaszowa, młodzieńca, którego „mienią być aniołem ziemskim", i przez tego ulubieńca królewskiego wpływa zbawiennie na monarchę.
„Najprzód uśmierzono buntujący się gmin, który po zabiciu Glińskiego w burzliwym tłumie otoczył pałac królewski w Worobiowie i chciał babkę jego księżnę Annę mordować". Łagodnością przywrócony został porządek. „Potulni sprawcy buntu, książę Szujski i jego stronnicy", doznali zawodu, jeżeli się spodziewali przez surowe kary wywołać ogólne zamieszanie. Po uśmierzeniu powstania wyruszył młody car z wojskiem do Kazanu, w celu poskromienia zaborczych chęci tego muzułmańskiego królestwa. Wyprawa ta i oblężenie należą do najznakomitszych czynów w dziejach rosyjskich. Obie strony walczące dały dowody bohaterstwa, które poeta do „Jerozolimy wyzwolonej" Tassa porównywa.
Oto kiedy Rosyanie, zniszczywszy „Japańczę" uwiązali wszystkich jeńców do kołów, chcąc tym sposobem zniewolić broniących się zawzięcie Kazańczyków do poddania się, „strzelają Kazańczycy do swoich nieszczęśliwych, do palów uwiązanych, wołając: „Lepiej wam umrzeć z naszej czystej, niż z chrześcijańskiej złej ręki". „Wróżkowie kazańscy, stojąc na ścianach" twierdzy, machali sukniami na obóz rosyjski, przez co tworzyli wiatr i chmury, z których lał się deszcz strumieniami, a namioty spływały". Rosyanie zaś, dla wzmocnienia swego stanowiska, zbudowali za miastem wysoką basztę i gotowali się do szturmu.
Dla Kazańczyków wybiła ostatnia godzina. Jan był wlaśuie w cerkwi. Podczas kiedy dyakon czytał ewangelię: „I będzie jedna owczarnia i jeden pasterz", wybucha mina. Jan z cerkwi wychodzi. W mieście bój. Edygier, król Kazanu, z radą swą ustępował. Ale Kazańczycy, korzystając z chwilowego zmęczenia zwycięzców, uderzyli na nich, właśnie kiedy oni niebacznie rzucili się na łup skarbów. Jan okazał się wobec uciekających grabieżców wspaniałomyślnym: „Staje w bramie królewskiej" z chorągwią i zatrzymuje uciekających. Książę Andrzej Kurbski z pułkiem swym bił się zawzięcie. Wreszcie poddali się Kazańczycy. „Wychodzą w pole i mówią, że chcą wypić ostatnią boju czarę".
Opromieniony sławą monarcha, zdobywca królestwa, był w kwiecie wieku, gdy go choroba przykuła do łoża. Pisze więc testament, w którym, „syna swego, Dymitra, mianuje swoim następcą" i wzywa panów, aby tę ostatnią wolę jego stwierdzili przysięgą. Ale zebrani w pokoju carskim sprzeciwiają się temu. Zmieniony ten stan duszy „kryje" jeszcze monarcha przez lat kilka pod osłoną łagodności, ale ze śmiercią żony (r. 1560), anioła dobroci, zapada napowrót w otchłanie despotyzmu, rozpoczyna się nowy okres pełnego okrucieństwa panowania Jana IV.
„Jan chory i słyszy, jak się już panowie kłócą". Nawet Adaszew nie chce syna jego małoletniego uznać, a chce brata Włodzimierza Andrzejowicza. Jan usiłuje brata do przysięgi małemu zmusić, ale ten odmawia. Wtenczas Jan chory i blady grozi mu Bogiem. Panowie się kłócą. Zaoharyaninowie oświadczają się za małym. Sam Sylwester cofa się. Jan na dwa dni w sen zapada. Budzi się i przychodzi do życia, lecz z jadem w sercu dla serc, które się odkryły. Jan, dopełniając ślubu, jedzie do Wassyana starego biskupa kolomeńskiego, który mu do ucha szepcze: „Chcesz być carem, nie miej doradców i nie ufaj nikomu, a strachem panuj". Jan chwyta go za rękę z uniesieniem. „Sam ojciec mój z grobu wstawszy, radził mi przez ciebie".
Dobiegliśmy końca. Należałoby jeszcze przeprowadzić porównanie całego planu z wykończona sztuką. Niestety, mamy tylko mały ustęp dramatu „Z dziejów Wielkiego Nowogrodu (Rp. Ossol. l. inw. 1702, nr. 4). niedokładnie ogłoszony przez początkującego pisarza w Echu muzycznem i teatralnem (z roku 1884).
Uderza nas tu niezwykła u mistyków trzeźwość i realizm w przedstawieniu. Tłómaczy się to ścisłem trzymaniem się przez poetę dzieła Karamzina, znanego mu jedynie w przekładzie Buczyńskiego z roku 1825.
To, co się w tym urywku wydawało tak mglistem i zagadkowem, co ściągnęło na poetę gromy zarzutów, okazuje się w świetle historyi jasnem i naturalnem, zrozumiałem. Sumienne studya poety, przebijającego się z piórem w ręku przez sześć sporych tomów historyi Rusi, pozwalają też na ściślejsze scharakteryzowanie rodzaju twórczości poety w pierwszych latach mistycyzmu. Pisze, co prawda, niedbale, dorywczo, „jednym ciągiem pióra i tchnieniem", tworzy bowiem w stanie nadzwyczajnej egzaltacyi, jakby w śnie hypnotycznym. Wszelako myśl poety szybuje wysoko, czerpie ze źródeł wiedzy dojrzałe owoce rozwagi.
Przy końcu Pamiętnika mamy długie streszczenie w języku francuskim i polskim, z objaśnieniami i wywodami Słowackiego, religii syamskiej, wszystko wyjęte z książki p. t. Voyage de Siam des pires Jesuites envoyes par la Roy aux Indes et a la Cnine: (Podróż syamska ojców Jezuitów, wysłanych przez króla do Indyi i Chin), Amsterdam, 1867 r. Oto ważniejsze miejsca z tych notat, które na język polski przełożyłem:
Syamczycy wierzą w Bogi, ale inaczej go sobie wyobrażają, niż my. Rozumieją przez to pojęcie istotę doskonałą, złożoną z duszy i z ciała, której główną właściwością jest wspomaganie ludzi i przepisywanie środków do dobrego życia. Przypisują mu wszelkie cnoty moralne, nabyte czynami i ustalone ciągiem ćwiczeniem wszystkich ciał, przez które przeszedł. Istota ta jest pozbawiona namiętności i nie odbywa żadnego ruchu, któryby mógł zniszczyć jej spokój. Wie wszystko i tę wszechwiedzę posiada od chwili urodzenia, a nie polega ona, jak nasza wiedza, ua szeregu wniosków i rozumowań, ale ua jasnej, prostej intuicyi. Pamięta wszystko, co mu się kiedykolwiek wydarzyło, począwszy od pierwszej przemiany duszy swojej, aż do ostatniej. Szczęście tego Boga kończy się z chwilą jego śmierci. Panowanie bóstwa nie trwa wiecznie, ale ogranicza się do pewnego szeregu lat, t. j. do chwili, w której wypełni się liczba wybranych, mających poświęcić się przez swe zasługi (dojść do doskonałości, do ideału), poczem bóstwo znika i zapada w wieczny spoczynek.
Jezuita, nie mogąc tego stanu zrozumieć—dodaje Słowacki — uważa go za zupełne unicestwienie. Następuje potem inny Bóg i rządzi światem. Ludzie mogą stać się Bogami, ale po znacznym upływie czasu, zanim nie dopełnią nabytej cnoty. Nie wystarcza bowiem dokonać wielu dobrych uczynków w ciałach, w których dusze ich się znalazły, trzeba, ażeby te czyny zasługiwały na ubóstwienie, trzeba, aby zaczynając swe dobre uczynki, brali za świadki anioły, które rządzą w czterech stronach świata, zwane „Naang juprathorani". Oprócz tego stanu boskości, do którego najdoskonalsi dążą, są jeszcze niższe stany świętości, te same cnoty w mniejszej mocy, a siła ich od Boga.
Życie człowieka polega na ciągłych przemianach, aż do chwili, gdy się uświęci, albo zostanie
Bogiem.
Anioły czuwają nad zachowaniem rodu ludzkiego. Rozdzielają ich na 7 stopni w hierarchicznym porządku. Każda część świata ma swego anioła. Ale mają ich i gwiazdy, ziemia, wsie, góry, lasy nawet, wiatr i deszcz. I do nich to, a nie do Boga, zwracają się Syamczycy w potrzebie. Nie znają oni innych demonów, jak dusze złych, które wyszedłszy z piekła, gdzie były trzymane, błądzą pewien czas po śmierci i wyrządzają ludziom krzywdy. Są to duchy dzieci nawpół umarłych, matek umierających w połogu, mężczyzn zabitych w pojedynkach i t. p.
Syamczycy wierzą w światy zaziemne, gdzie wszyscy tak są podobni do siebie, że ojciec może tylko syna uczuciem rozeznać, a brat siostrę przywiązaniem; gdzie wszystko jest dobrem, a zło nie istnieje, ztąd ludzie żyjący tam nie mogą się ćwiczyć w litości, ani żadnej innej cnocie, gdyż nie ma żadnej sposobności zasłużenia się. Dlatego gorąco pragną odrodzić się w części przez nas zamieszkanej, gdzie znaleźć można sposobność do dobrych uczynków. Dostępują tej łaski, prosząc o nią Boga, który przeszedł już te miejsca. To wyjaśnienie było potrzebne.
Przypuszczają, że Sommenkohodom (tak nazywają Syamczycy teraźniejszego swego Boga) urodził się Bogiem dla swej cnoty. Thereket, brat jego, niższy duchem, chciał, bez uniżenia się przed nim, być Bogiem, zbuntował się więc przeciw bratu i wydał mu wojnę.
Bóg syamski przyznaje, że w najgorętszej walce, kiedy groziło mu niebezpieczeństwo, na próżno uciekał się do swych dobrych czynów, które spełniał w życiu według dziewięciu przepisów prawa, a dopiero kiedy się uzbroił w przepis 10 ty, nakazujący miłość dla łudzi i zwierząt, odniósł zwycięztwo nad nieprzyjaciółmi. Jedna z anielic, opiekunka ziemi, która go uwielbiała, zwracając się do pokonanych, ogłosiła im, że Sommenskhodom stał się prawdziwym Bogiem. Powiedziała, że była świadkiem jego dobrych czynów, a na dowód pokazała jego włosy, jeszcze od łez mokre, gdy spełniał dobre czyny. Wezwała ich do złożenia mu zasłużonego hołdu, a widząc ich złą wolę, ścisnęła tak jego włosy, że wyciekło z nich olbrzymie morze, które bezbożnych zatopiło (Potop).
Bóg syamski 150 razy żył w różnych postaciach, a zawsze pierwszy. Raz przez Thevetata w postaci małpy zabity, udał się z żoną na pustynię i umarł dla świata. Bramin, chcąc go wtedy wypróbować, syna mu i córkę w oczach zamęczył. On żonę oddał żebrakowi, który go o jałmużnę prosił, a sum, otoczony głodnemi zwierzętami, oczy sobie wydali, ciało poszarpał i tem je nakarmił.
Brat jego, Theotat, spróbował go podstępem zgładzić, ale własną nieświadomością został pokonany. Nie wiedział bowiem o wielu rzeczach, których doskonałą znajomość posiadał brat jego, a których duma nie pozwalała mu się nauczyć, odznaczał się jedynie tylko zdolnościami w mechanice i geometryi (Z niego siedem sekt). Bóg syamski widział później swego brata pogrążonego w najgłębszem piekle. Przywiązany do krzyża, miał na głowie koronę cierniową, ciało pokryte było ranami, a ogień wewnętrzny palił go nieustannie. Ten straszny widok natchnął potężnego brata litością, postanowił przyjść mu w pomoc. Radził mu więc uwielbiać Pputhanga (Boga), Thamanga (Słowo Boże) i Sangkhanga (Naśladowcę Boga). Thevetat zgodził się na ubóstwianie dwóch pierwszych, ale nic chciał uznać trzeciego, t. j. kapłana, mówiąc, że to człowiek grzeszny.
Słowacki dodaje tu od siebie: Racyonalizm europejsku Syamczycy sądzą, że tym Thevetatem, zapowiedzianym w księgach, jest Chrystus i dlatego boją się wpaść z nim do piekła. Dziwna wizya Chrystusa, którą miał dawca religii syamskiej. Bóg syamski umarł po raz ostatni zjadłszy kawałek wieprzowiny; przed śmiercią zapowiedział uczniom, że nie wróci. Proch jego wydaje światłość, a w trzech miejscach na skale widać ślad jego nogi: w Syamie, w Ceylonie i w Pegu.
Syamczycy sądzą, że jest trojaki sposób robienia cudów: 1-szy w imię Boże; 2-gi przez świętość pustelniczą; 3 ci z pomocą demonów, ale ten ostatni potępiają.
Religia ich nakazuje czynić dobrze i niet ylko zabrania im czynów złych, ale nawe* myślenia o nich. Ponieważ prawa ich są w praktyce niewykonalne, albo przynajmniej nader trudne do wykonania, dlatego wierzą, iż wszyscy pójdą do piekła. (U ludzi to jest niepodobnem być zbawionym, ale u Boga wszystko podobna—dodaje w nawiasie Słowacki).
Osiem przykazań Syamczyków:
1. Uwielbiać Boga, jego słowa i jego naśladowców.1. Nie kraso.
3. Nie pić wina, ani żadnych napojów odurzających.
4. Nie kłamać.
5. Nie zabijać ani ludzi, ani zwierząt.
6. Nie cudzołożyć.
7. Pościć w święta (raz ua dzień jeść).
8. Nie pracować w święta.
Księża ich żyją z jałmużny, poszczą w miesiącach letnich, przyjmują pieniądze tylko przez pośrednictwo na wykupienie niewolników, umieszczenie pielgrzymów, mówią poprostu i szczerze, nie znoszą żadnej wątpliwości w rzeczach wiary. Jest rzeczą dziwną — powiada ojciec Tachard—że ewangelia tak małe czyni postępy wśród ludów, które codziennie widzą majestat naszych obrzędów, tak dobre dających wyobrażenie o tajemnicach naszej wiary (!!!), które nie popełniają zresztą żadnych błędów odstręczających ich od naszych zasad (trzebaby im dać te błędy) i które tak czczą swoich kapłanów, prowadzących surowe życie, (Przyczyna także, aby estymować Jezuitów i mnichów, którzy żyją inaczej (?!). Zdaje mi się, że mają w sobie coś dzikiego i grubiańskiego (wniosek (I), choć niekiedy i zręczne odpowiedzi ich ambasadorów we Francyi objawiają spryt i takt (pochwała ludzi).
Jezuici w Bengalu przebierają się za braminów
Z pozwoleniem kongregacyi „de propaganda fide" i udają zupełnie kapłanów pogańskich, chodząc boso, stojąc pod drzewami w kontemplacyi przez trzy dni bez jadła i picia (więc udając!), czekają godzinami, dopóki jakiś Indyanin nie przyjdzie ich słuchać. Nawrócili przeszło 60,000 Indyan,
Przytoczyłem dłuższy wyjątek z tych studyów nad religią i zwyczajami Syamczyka; przyszły badacz doktryny Słowackiego porówna je z teorycmi poety mistyka, aby się dowiedzieć, ile i jak skorzystał z książki Taoharda.
Obszerne wypisy z Bakona i Hegla świadczą
o samoistności myślenia poety; polemizuje bowiem nieraz z nimi i zbija ich twierdzenia.
Z filozofii Bakona zapisuje formy dyalektyki scholastycznej, zwłaszcza sylogizm, będący „małżeństwem dwóch znanych prawd, jako rodziców trzeciego twierdzenia." Kosmogonia podnosi „ogień na ziemi, naturę jego czyszczącą się w miarę wysokości." 1 tak „księżyc jest bladym płomykiem, Merkuryusz czystym
i żywszym, Wenus już ogniem żywym, słońce zupełnie czystym i wolnym, Jowisz sam przez siebie trwającym i spokojnym, Saturn absorbowany przez gwiazdy.* Następuje „projekt powstrzymania fermentacji piwa, albo zsiadania się mleka przez samą siłę wyobraźni, aby doświadczyć tej siły." Zwracając się przeciw pojęciu duszy inteligentnej Bakona, „duszę ludzką uważa za substancyę czysto materyalną, rozcieńczoną i niewidomą." Jest to „rodzaj gazu zmieszanego z powietrzem i ogniem," przez powietrze otrzymuje ona wrażenie, a przez siły ognia wydaje czyny. Nasza dusza, jako związek pierwiastków tłustych z wodnistemi, jest zamknięta w sobie, mieści się u zwierząt wyższych przeważnie w głowie, przebiega nerwy i żywi się krwią arteryi. Przyjmuje jako pewnik istnienie materyi znaną pod nazwą ...., obojętnej ua wszelkie formy, a tylko wyczekującej, aby przybrać tę lub ową formę.
„Bakon—powiada Słowacki—tłómaczy źle bajkę teogoniczuą poetów o Kupidynie." „Był on najlepszym z bogów i widział już wszystko, z wyjątkiem chaosu, którego miał być współczesnym. Kupidyn nie miał ojca. Przywiązany do nieba, stwarzał bogów i wszystkie istoty wszechświata. Bakon powiada, że „Kupidyn, to wcielenie materyi" i że „nic tak radykalnie nie zepsuło filozofii, jak poszukiwanie rodziców Kupidyna." Demokryt i Epikur nazwali atom ślepym, Bakon mieni go głuchym. Platonicznym okrzykiem szkoły Pitagoryjskiej bywa: „Naśladuj Boga." Bakon zarzuca Stwórcy, że nie umieścił gwiazd w porządku symetrycznym.
O dziełku Leroux: Principe ile la perfectabilite de l'humanite pisze: Chcąc wykazać udoskonalenie się ludzkości, trzeba było dowieść wprzód, że duch jest nieśmiertelny, że jest twórczy, że podług sprawiedliwości nagradzany, a potem z tego źródła bez żadnego dowodu wytryśnie jako wypadek konieczny ta hu-
manitałe perfectible, którą Leroux kładzie za kamień węgielny,.. Na innem miejscu, zbijając twierdzenie Hegla, tak się wyraża; „Podług Hegla, ta sama idea czysta wszędy w swoim inobycie jest pierwiastkiem świata. Winienby był dodać, idea czysta, rozwijająca się, czyli rosnąca do finalnego celu, wtenczas natura byłaby zrozumiana." Do swojego spirytystycznego systemu robi ekscerpta z gazet francuskich, np. o elektryczności.
Obok cytat z Pisma Św., jak np. List św. Jana II, 14; IlI, 1 i 2 wypisuje z dziennika Constitutionel z d. 21-go stycznia 1846 r. odkrycie Faraday'a; „Działanie elektryczności i siły magnetycznej na światło, nawet przemienianie się tych sił jednej w drugą. Francuz kończy, że może to posłuży do odkrycia fenomenów elektro - magnetyzmu. Dureń! Posłuży ci to do odkrycia ducha twego sił i powie, czem jesteś. "
Lwią część Pamiętnika zajmują rozmyślania i obserwacye ze świata transcedentalnego, Jak w całej teozofii autora, znajdziesz i tu wśród dziwacznych i naciąganych do spirytystycznej teoryi myśli, niejedno zdrowe i jędrne ziarno. Oto kilka wyjątków, porozrzucanych w Pamiętniku.
O głębokiej wierze poety nawet w epoce odstępstwa religijnego świadczy między innemi jego Credo (Porównaj wiersz pod tym samym tytułem w „Pośmiertnych pismach Juliusza," wydanie Małeckiego): Wierzę w Boga ojca Wszechmogącego, Stworzyciela ducha wszelkiego, przez który dzieje się wszelka widzialność i wszelkie ciało zostało stworzone. Wierzę w Chrystusa, syna Bożego, jako w słowo świata, który nas duchy i członki swoje jednoczy, sprawę naszą ku celom Bożym prowadzi, a objawion w ciele ludzkiem, ukrzyżowan był i z ciałem zmartwychwstał i uniesion jest w obłoki. Wierzę w Ducha świętego, który z Chrystusa i Stwórcy urodzony nakarmią wszelki duch ziemski i siłą twórczą napełnia, w kościół jeden na ziemi i w pasterza jednego i w związek nasz ze świętemi i w przemienienie świata, które ma być przez duchy nasze, i przez pracę naszą, i miłość naszą, i modlitwę naszą, przez które zmartwychwstanie ciała wszelkiego nastąpi i żywot wieczny i królestwo Boże widzialne stanie na ziemi."
„Żadna wiara nie była fałszem, ale podniesieniem wyższych duchów, danem do wierzenia niższym; fałszem świata jest tylko brak wiary, to jest brak podniesienia się duchowego."
Nieraz wyrywały się z duszy poety smutne, bolesne myśli i uczucia. Widać, że go nie mogła całkowicie zaspokoić nowa wiara, ale mimo to stoi niezachwianie przy niej. „Wiara jest teraz w złączeniu wiedzy i uczucia, poddanych mocy gorącego ducha, to jest trójca wnętrzy świata, odpowiadająca Trójcy Twojej na niebiosach."
„Wiarę katolicką zamienili w posąg, pewne jej kształty nadawszy i nie kłócili się o cały, ale ten z tym o palce u ręki, ów drugi o fałd szaty." Przez mgławicę mistyki poety przebijają uczucia głębszej religijności, usłyszysz śmiały protest ducha przeciw panującemu kościołowi.
„Pan Bóg błogosławi teraz Francuzom dlatego, że żadnej z dawnych wiar nie przyjmują, lecz Boga w nowej szukają."
„Nie chcecie przez dumę przyjąć prawd religijnych ze wschodu, a przyjęliście od Arabów nauki, jako to matematykę i medycynę."
„W wierze każdej są trzy rodzaje prawdy: 1) wieczna i odkryta; 2) wieczna i zasłoniona dogmatem do czasu i 3) względna, która tylko jest prawdą dla pewnej epoki i dla pewnych duchów."
„Zniknęła już w duchu ludzi nienawiść różnowierców, a teraz ludzie dzielą się tylko na dwie wiary, to jest jedni są, którzy podług przepisów swoich ksiąg lub księży prowadzą się na ziemi, nie myśląc wcale o duchu, którejkolwiekbądź wiary, chcą iść wyżej..."
„Żydzi, ponieważ niektóre z tych tajemnic wiedzieli, czuli się w duchu wyżsi mądrością i prawdą nad otaczających goimów i dlatego zachowali duchową samoistność."
Świętymi mieni poeta nie tylko kanonizowanych przez kościół anachoretów, ale „wszystkie wielkie duchy bohaterów i poetów, które dla idei z ciała, ze szczęścia nieśli ofiarę." Czoło takiego kalendarza zajmować powinien Leonidas, a nie ostatni będą nasi wieszcze narodowi: „Świętszymi oni są nad tych, którzy na pustyni żyli, bo więcej za fałsz cierpieli, więcej dla prawdy zrobili, a moc mieli."
Nasz poeta czuł się, przebywając kilka dni u Trapistów w gościnie, „większym trapistą, niż ci ludzie dawnego świata," którzy „myślą, że wszystko z uspokojeniem tu i tam uzyskali," i roszczą sobie pretensye do niebios.
Kult matki Boskiej w ten sposób tłómaczy: Cała indyjska rasa marzyła o dziewicach, które z Bogiem samym obcując, płodzą. Myśl ta doszła do najwyższej popularności w Grecyi, ale przeczucie zamieniono we wspomnienie. Nie dziw, że cud się zdarzył w Maryi, której duch przechodził przez te narody, nie dziw, że po spełnionym cudzie i marzenie o nim w narodach ustało.
Innego Zbawiciela nie będzie, oprócz ducha świętego, który uderzy na ludzi, jak to już uczynił, rzucając się, jakby orzeł ognisty na głowy ludzkie z gniewem prawie i potęgą.
Następująca zapiska. w formie przypowieści, podaje drogowskaz kapłanom: „Przysłali ludzie do księdza, mówiąc: „Przyjdź, będziemy się weselić, a jedni przyjdą z instrumentami, a drudzy wiersze przyniosą, a inni nogi do tańca i wesołe oczy na dziewczęta, a ty też przyjdź, jeśli chcesz, w ornacie i z Panem Bogiem, będziemy ci radzi."
I nie poszedł ksiądz, ale czuł się obrażony. A drudzy przysłali do niego: „Matka nam umiera, doktorowie stracili nadzieje, przyjdź z Panem Bogiem."
I poszedł do nich ów człowiek.
Księża używają prawdy, nadając jej znaczenie fałszywe. Przykład najlepszy kamień w Jerozolimskiej cerkwi, który jest pokazywany Grekom, jako środek ziemi.
Filozofia nowa, zdobyta z natchnieniem prawdy, cięgle winna przez rozum obrabiać. Miłość i prawdę połóżmy za kamień tej piramidy, która ma zjednoczyć duchy nasze.
Nie trzeba, aby duch wziął jakie ciało, chcąc się pokazać. Nie oczy w nas widzą, ale duch widzi ciało przez oczy, może więc bez oczu widzieć ducha, który go mocno, w kształcie ludzkim będący, trąci. Widzenie przez poetów doskonałych rzeczy, które opisują, jest już jednym ze stopni widzenia, większe dachy, przeznaczone na proroctwo, potrzebują mocniejszego trącenia, ale widzą doskonalej. Osoba przytomna wizyi może jej nie widzieć, wiedzą o tem dawno duchy, wiedział Szekspir, pisząc „Hamleta."
Organizacyę są jeszcze niedoskonałe dla pięknych duchów, w nich duch i ciało są tak, jak dwaj przyjaciele, którzy jeden frak mają, gdy jeden wychodzi, to drugi w domu siedzieć musi. W chwili natchnienia zaniedbany (jest) rozum. Musimy przyjść do tego, „aby obie te władze zarówno pracowały jednocześnie." Być człowiekiem, znaczy dość do tej doskonałości, która kiedy chce w słowie, kiedy chce w czynie, kiedy chce w męce, jak u Chrystusa, objawia się, a panuje zawsze nad słowem, czynem i męką, jako będąca siłą, świadczącą o synowstwie bożem ducha naszego."
Jak pojmował zasadę bliźniego, tego dowodzi niniejszy wyjątek z Pamiętnika:
„Każdy z was składać będzie dary bliźniemu swemu w dzień święta jego, a on z tych darów ma mieć na rok cały opatrzenie. Sam zaś z pracy swojej ofiarowywać będzie dary bliźnim, jako i oni mu uczynili, wszakże nie tym, którzy go obdarowali, oddawać ma, ale drugim, a z obdarowaniem pierwszych czekać najmniej, iżby rok przeminął, aby nie było dań i oddań, ale tylko prawdziwe miłosne obdarowanie brata przez brata, bez żadnej wzajemnej różności w liczbie i czasie. Ktoby darów dostatecznych na wyżywienie nie przyjął, wypowiada się z potrzeby swej kościołowi."
Następujące uwagi poety odkrywają w nim przeciwnika kary śmierci. Zbrodniarze—powiada—przez karę śmierci wytrąceni po za bramę widzialnego żywota, straszniejszymi zbrodniarzami przychodzą na świat. Stąd pochodzi fenomen, zauważany dotąd przez analizę, że z pomnożeniem kar śmierci pomnażają się zbrodnie w narodzie. W krajach zaś, gdzie kara śmierci zniesiona, jak w Toskanii, zabójstwa stają się rzadkie lub zupełnie nieznane. Oto jest z ducha rozwiązana kwestya, nad którą tyle głowy łamali, tyle dokumentów i wniosków i retoryki napróżno przywiedli. Duch, któremu z łona zbrodni nie wydrzesz, powraca zbrodniarzem, a kara śmierci podobna jest do owych lekarstw, które na czas zawieszają gorączkę, ale z gorączki nie leczą. Bohater zaś, dla wielkiej idei Bożej tracący miliony ludzi na polu walki, jest aniołem ludzkości. Zbrodniarzów, którzy się stali śmierci godnymi, zaentuzyazmuj tak, aby się sami położyli jako faszyny tym, którzy po trupach ich będą zdobywali fortece fałszu.
Mistyka Słowackiego podnosi nasz poziom moralny i pogłębia uczucia religijne. Tem się tłómacza jego ataki na kościół urzędowy i na zewnętrzny kult wiary, którejby rad skrzydła anioła przypiąć. „Pytasz mnie, odpowiada matce, czy jadłem wielkie święcone. A ja cię proszę, abyś nie zwracała oczu na łudzi, którzy szynkami karmią lud niewybrany. Albowiem nie o jedzenie chodzi, ale o to, aby kto był zdolny duchem nakarmić i serca przelać ogniem, upoiwszy je z palących kielichów i stawiać ciągle święcone pod nieba błękity i takiem jadłem wiązać ludzi."
Z powodu świąt Wielkanocnych, spędzonych u ks. Czartoryskich, czyni taką uwagę:
„Święcone u księcia: olbrzymi stół, prawdziwy książę z ciała, który ciżbę ludzi z ciała nakarmił. Co za różnica być księciem ducha i tyle ludzi nakarmionych duchem odesłać. Pytasz mnie: czemu duch już w genezyjskiej pracy zgrzeszył, to jest zabawę z materyą nad ciągłą ofiarę przekładał, a ty, człowiek, duch w doskonałej dziś formie, któremu powiadam, że przez prawo ofiary mógłbyś dojść do otrzymania najcudniejszych kształtów, wolisz wrócić się ku zabawie ze światem, poddać się pod przesądy prawa jego!"
„Mówisz, że ci pieniądze są potrzebne dla uniknięcia wzgardy lub litości, rozrywki, dla uniknienia nudy; zamiast więc miłością Bożą wznieść się i nakreślać swemu duchowi na przyszłości błękicie te formy, które mu materyą ze skarbu swojego wydrzeć kiedyś pozwoli, wolisz gościć taki, jak jesteś, bez przyszłości żadnej i dziwisz się kwiatkowi, który się biciem wiatru rozgniewał i zaczął sobie włókniste, kolczaste łodygi wymyślać, ludziom, ani zwierzętom niezdatne."
„A wy, o Polacy, nie trwóżcie się i nie rozpaczajcie, a wierzcie, że ludzkość nie przez oszustwo kilku ludzi, ale przez spokojne, a cierpieniem Bogu wydarte powolne rozwinięcie się prawdy postępuje, sprawie Bożej więc służąc, trzeba przysiąc prawdzie, a sił dobyć z miłości."
„Nigdy naturalny syn nie odznaczył się stałością charakteru, łamiącą żądzę, albowiem ze złamania żądzami wstydu powstał."
„Człowiek, który ma naturę salamandry, więc się w płaszcz ognisty ubiera, złodzieje znęceni, kradną mu ów płaszcz i płoną w nim, on zaś ciągle 60-bie nowy sprawia."
„Nie niszczcie ksiąg, albowiem w każdej jest część przecząca i część świadcząca temu, co mówię, albowiem wiedza o tem była mimowolną w duchach ludzi."
„Jeżeli naród odbywa jaką fazis, podobną do odbytej przez drugi naród, to, wejrzawszy w masę duchów, ujrzelibyśmy, że „Król Duch," czyli typ, jest to duch przeszły z narodu w naród, a mocniejszy nad nim, a upragniony przez masy, albowiem ciała za ciała działać nie mogą. Duchy więc muszą zupełnie swoją masą je przeistaczać."
„Uwierzenie w te rzeczy będzie tylko w niektórych duchach aktem odwagi, które potrzeba, aby w przeświadczające własne sumienie uwierzyć."
„Historya bez pomników leży na daje ducha jako czucie historyi, np. Arabów szlachetność. Indyan amerykańskich odwaga i rycerstwo. Teraz dla Włochów najwyższym popędem ducha jest przeczucie, że ich duchy złożyły w jakiejś inskrypcyi swoją tajemnicę żywotną; instynkt więc ich prowadzi do tej archeologicznej pasyi."
„Drzewo, ścięte z większą mocą, odrasta, podobnie duch ludzki ofiarowawszy się za rodziny większym i piękniejszym powraca, dlatego w narodach, gdzie jest czyn ciągły i ciągła ofiara ciał, mnóstwo objawia się wielkich ludzi, w krajach zaś, jak Holandya, Szwajcarya, Dania, które dla miłości swej nie są wyzywane do walki i czynu, te same duchy zawsze bez żadnego wzrostu wracają i ludzi wielkich nie obaczysz."
„Republica, czyli ciągły ruch bez idei morduje naród z ideją podnosi i pokrzepia." — „Rząd przez Homera dany Bogom dziś zrealizowany (konstytucyjny).
„Z tworów natury można poznać charakter natury: Zboże (Polska) pożytek; Oliwa (Włochy) oświecenie, Winnica (Francya) upojenie". „W narodzie do Boga wzniesionym okaże się największa moc natchnie nią, a stąd największe materyalne bogactwo. Odwaga wydatkowania jest w miarę wierzytelności, a zatem w miarę cnoty... cnota więc nie jest obojętną ekonomii politycznej, jest wartością, kredyt w istocie jest forma cnoty. Wierzyć bowiem musisz, iż kupiec choćby z uszczerbkiem własnym wypłaci. Karykaturą, czyli formą bez ducha kredytu, jest Anglia. Francyi wierzę, bo ma punkt honoru... Hiszpania nie ma nic, coby zastępowało cnotę, więc nie może zdobyć się na kredyt".
„Papierowa moneta, czyli papiery krajowe, uczą lud nawet prosty tej myśli, że bogactwo każdego indywiduum zmniejsza się lub rośnie wraz z pomyślnością narodu. Polacy o tem na sejmach nie wiedzieli, owszem każdy szlachcic myślał, że przy zubożeniu całego narodu, on przy swojej wsi zostawszy, skoro się utraty uchroni, stanie się możniejszym".
„W rewolucyi, gdy rozpłomieniły się duchy Francuzów i pokazały się całe, wydało się, że są zupeł nie rzymskiemi; wszelkie ich mowy pomysły miały kształt retoryczny, formowały sucho, akcya teatralna, posągowość, a razem ruch nadzwyczajny, tworzyły śmieszność pewną. Ten Maryusz w jedwabnych cielistych pończochach z klamrami, ten Sylla zabity w wannie i... nareszcie Cezar, ten Cezar w surducie szarym i w kapeluszu grzybowym, wszystko to musiało śmiech sprawić między aniołami".
Do „duchów natchniętych i proroczych" zalicza poeta w Pamiętniku: „Sawanarolę (spalony) i Joannę d'Arc (spalona). W Rienzim był także pierwiastek natchnienia proroczego. Obrazy, które malował, a których działanie na imaginacyę ludu było magiczne, nie mogły być prostym zimnym rozumem wymyślone, ale były zapewne podyktowane Rienziemu we śnie przez dnchy opiekujące się ideą Rzymu-świata. Po jednej batalii, w której upadł mu sztandar, traci siłę jakoby odbieżany przez duchy, zostawia Rzym, władzę i bez żadnej materyalnie zmuszającej przyczyny opuszcza miasto. Potem wraca, ale już tylko przez chęć odzyskania trybunowstwa wiedziony. Jakoż wraca mały, bezsilny, utracą miłość ludu, zamordowany przez topór rzeźnika. Uwaga gazety, że Napoleona los co siedm lat odmieniał się, innych monarchów co czternaście. Miałżeby to być rytm wypadków ziemi, prędzej idący w Napoleonie, powolniej w innych?"
„Gdy zaczyna się wojna narodowa, są tchórze i są odważni, lecz gdy się duch wzniesie, wszyscy w tym duchu odważnymi się stają".
„Duchy cierpieć przestaną, gdy na swoje miejsca popowracają: Jerozolimskie do Judei, greckie do Aten, wszystko teraźniejsze ten czas przygotowuje".
„Zmartwychwstać, jest to napełnić duchem swoim ciało dawne i formę dawną. Zmartwychwstał jeden tylko dotąd Chrystus.
„Są duchy, które czasem idą przeciw wiatru i póki walczą, póty w nich siła, najstraszniejszą dla nich próbą jest jakie spotkanie się, z długo nieznanemi szczęściem i spoczynkiem. Wtenczas często pękają".
Naszym przodownikom w „Kole polskiem" wartoby odczytać następującą uwagę Słowackiego: „My się we Wiedniu będziemy karmić przy misie krwią austryacką, a potem kąpać w Adryatyku z wszów, które nas po tym pokarmie oblazły..." „Polska od Jagiellonów było to serce i ręka z szablą, którą kierowała głowa Litwina, teraz Litwa i Polska są sercem i ręką, któremi kieruje głowa Francuza".
„Poeta porównany do siarniczka, który minę ma zapalić: póki siarniczek pali się, ludzie wielbią, prze widując, że minę wysadzi, gdy mina wyskoczy, tracą uszy i klną." „Natchnienie porównane w duchowym świecie do muzyków, którzy objawić się mogą przez dwie orkiestry, złą i dobrą, wkrótce wszyscy dla dobrej dzieła piszą, a złą opuszczają, dlatego mali poeci tracą, a wielcy rosną".
„Potrzeba w literaturze postawić szlachcica, który samotny na wsi przestaje odbierać dzieł i myśli nareszcie, że już wszyscy w Polsce myśleć przestali".
„Kiedy Kant ujrzał konstelacyę krzyża na południowej półsferze jeszcze wówczas nieodkrytej, było to w nim przypomnienie jakiegoś dawnego żywota".
„Wspomnienie duchów, które czasem we wszystkich ludziach wieku odbijały się, tajemniczy urok mając dla wszystkich, np. o rybie ochineis, Hiszpan piszący pierwszy dramat Celestynę, mówi w przedmowie, Rabelais także, choć różny duchem od niego. a pewnie wielu innych. Są to wszystko duchy kiedyś w uprzednim żywocie naturalistów, którzy o rybie ochineis słyszeli".
„Duch, opuściwszy jedne formę, a przeszedłszy do doskonalszej, najczęściej przeszłą się formą karmi; w duchowym świecie to samo: „Wolter przyjdzie bić Woltera i będzie najwścieklejszym na siebie".
„W ostatnim wieku formę poezyi rozbiło i podług duchów pokazały narody duchy swoje — strach ile u nas już ruskich".
„Wszystkie wielkie duchy dążyły do jedności uwidomionej na ziemi, Dant o gibelinostwie i zcesarzeniu świata myślał. Mickiewicz o wszlachceniu idei najwyższej w Towiańskiego".
„A wy Polacy widzicie, że wam poezya dotrzymuje słowa, krzykiem i rozpaczą biła we drzwi zamknięte kościoła, aż się te podwoje otworzyły, a ona ujrzawszy prawdę, bez kwiatów już i gwiazd schodzi na ziemię mówić prosto o duszy i Bogu".
„Duchy artystów są to bardzo stare żórawie, które wiele latały, wiele żyły, wiele cierpień poniosły, wiele gwiazd odmieniły, a teraz skazane są nareszcie, aby to większe uskarbienie swoje podzieliły między ludzi i wyjawiły moc nabytą jakimkolwiek sposobem, stąd pochodzi rozbicie naszej bratniej łabędziej gromady starych, a wiele wiedzących, na różne cechy. Jedni poszli pod chorągwie mieczowe i są poetami kulą i strzałem malującymi myśl swoją, drudzy piórem, inni tęczą roztartą i schnącą wypisują się z myśli i uczuć".
„Poeta nie może zjawić się w narodzie, gdzie nie ma oczekiwania, ani tworzyć długo tam, gdzie w masach nic twórczości poetycznych nie wywołuje. Przykład: Aktor najpierwszy Talma, milionami nawet płacony, aby w wieczór grał w pustym teatrze, manekinami ruchomemi i go depczącemi na scenie otoczony, po kilku wieczorach padłby na deskach bez ducha".
"Poeci są wielkimi odgrzebywaczami słów duchów, bo je mają podszepnięte (Olizarowski czując to w innych poetach, wziął się do czytania słownika Lindego: próżna praca), a słowa te, do rymu użyte, mają potęgę rewelacyjną, to jest dzwonią jakiemś tajneni wspomnieniem w każdym duchu".
„Mickiewicz cała potęga w tym rewelatorstwie (objawieniu) słów. Czasem malarz przechodzący na poetę, jest w słowach rewelatorem kolorytu. Dant, Wiktor Hugo, Muzyk na poetę przeszedłszy, znajduje rewelatorskie wyrazy dźwięku. Po wielkiej liczbie dziś muzyków kiedyś wielka liczba będzie harmonistyków poetycznych, piszących wiersze tylko dla dźwięku, aż pójdą wyżej... Ja sam przez rewelatorstwo muzyki w „Żmii" i pierwszych płodach malarstwa w „Beniowskim" przeszedłem, wchodzę z ks. Markiem w rewelatorstwo Boskość! ducha".
„Poeta, co dobre dzieło napisze, a turbuje się o nie, jest niepodobny bóstwu, bo czyste Bóg stworzywszy słońce, posłał anioła, aby się dowiadywał, czy już na nie patrzą ludzie."
„Uczuć ducha Bożego w sercu ludzi, tak jak Szekspir; uczuć go nad ludźmi, tak jak Mickiewicz."
„Kiedy poeta Apollo sięga za miłością, to ona bliska pochwycenia, jak Dafne w laur się przemienia i staje się stawą."
Nauka Słowackiego, że wszystko z ducha pochodzi i przez ducha działa, odsłania swą najsłabszą stronę w omawianiu zjawisk przyrodniczych i ekonomicznych. Wystarczy jednak kilka przytoczyć przykładów, aby przekonać się, że i tutaj nie zupełnie opuszcza mistyka bystrość i przenikliwość myślenia:
Formy przez indukcyę powinny być odkryte. I tak dwa bieguny ciepło i zimno sprawiają jednakie fenomena, Egipt i Sybir są nadzwyczaj na oko podobne. Widząc te dwa odciski silne natury, historyk naturalny mógłby cały pas mieszkańców na ziemi opisać. Planty np. w Polszcze albo w Syryi znajdują się; mrówka-wielbląd. Wszędy jest odcisk odpowiedni, czyli przeciwno parzysty: śnieg - piasek co do kształtów. W Egipcie śnieg nio pada dla wielkiego gorąca; przekonany jestem, że istnieje gdzie w pasie sybirsko-kaukazkim szlak, gdzie dla ciągle ściśniętego mrozem powietrza, nigdy śnieg nie prószy. Czyli w duchach są także przeciwno-parzyste? czyli wywrotno-główne refleksa?
Duch ciągle traci w stworzonej formie na trwałości — i tak: ślina ślimaka twardnieje w kamień, ślina jedwabnika we włókno roślinne, ślina zwierzęcia w klej. Duch ludzki tak samo na formie traci: Doskonała stwardziałość myśli w Homerze, mniejsze w Dantem, mniejsze w Byronie. W miarę jak duch świadomości wnętrznej nabywa, formy, które prawdę na pamięć wtłaczają, stają się niepotrzebne, a zatem już się nie jawią. Pod napisem: Nauki naturalne, czytamy następujący wywód wyjaśniający nam kilka ciemnych miejsc z Genesis ducha:
„Exhalacya plant — powiada poeta — w których duch odbywa misyę wstępną, wykształcając pierwiastki anielskie, przypomina nam się przyjemnie i zowiemy je zapachem — plant, w których zaś odstępną drogą idzie, zbliżając się zgnilizny fetorem... Przypomnienie to ducha naszego jest jedyną ideą wrodzoną wonią—ztąd indywidualne ulubienie tego lub owego zapachu."
„Chcąc poznać np. florę Pornik rozważyłbym a priori jaka wymagalność była natury, jakie znaki walki ducha z tą naturą i a priori opisałbym główne formy plant. I tak planty więcej z ziemi biorące niż z powietrza mało są kolorowane, a gdy to powietrze przesiąkłe jest wodą, jeszcze są bledsze, ztąd mała kolorowość plant." Walka z duchami mnsi gniewać ducha, rodzić w nim zło, ztąd kolczastość, włóknistość. Natura ziemi nad morzem dopiero użyźniającej się pracą wieków musi planty rodzić dające wiele zgnilizny opadu. Potrzeba mocnej posady rodzi bukietowość — czyli gwiazdzistość kształtu listków i t. d.
Principium światła znajduje się w tworach i jest własnością mocy spirytualnej np. światło w robaczkach świętojańskich, znikające za ucięciem głowypróchno, w którem także musi być przez animalnik wydane — światło nad głową suchotników — światło mórz, wydobyte ruchem także z niezliczonego mnóstwa zwierzątek, obudzonych tymże ruchem. Lecz czemuż tak rzadkie w naturze i tak małą cząstkę udzielono tworom? Dlaczego duch między innemi formami tak rzadko zapragnął światłości czyli świetlanej? Dlaczego niema między żórawiami przewodniczących ptaków latarnianych — ptaków meteorów? Zdaje się, że niezażądanie światła jest pierwszym grzechem ducha zaleniwiającego w naturze, chcącego nocy, snu, spoczynku, egoizmem indywiduów pierwszych, wyrabiających się z kamieni w rośliny. Jakoż królestwu roślinnemu braknie samo-światła i to przerwanie formy w łańcuchu poszło przez wszystkie twory. Lecz czyliż niema być odzyskanym w człowieku przez miłość Bożą i mieć na ostatecznym celu zapalenie i rozpromienienie atmosfery globowej? Ziemia takowy pierwiastek posiada. Fizyka teraźniejsza domyśla się, że zorze północne są ekshalacyą ziemną, gwiazdy spadające i różne meteory także. Rasy więc północne może nąjpierwsze zostaną oświetlone i wydadzą nowe twory samojawne. Ruch materyalny ludzkości może prowadzić do tego kosmicznego wypadku, będącego zwycięztwem nowem ducha nad forma. Światłem, które ma siedem kolorów, jak głosem, który ma siedem tonów, można będzie wydawać uczucie, śpiewać, że tak powiemy, hymny miłości Bożej, palić się przed nim tłómacząc ogień, ogniami dochodzić do najwyższego zachwycenia, nieznanego dotąd, wyższego stokroć nad zachwyceniem muzykalnem.
Duchu ludzki niespokojny, tęczą będziesz uspokojony gwiazdą, a zawsze nieśmiertelny. Wtenczas i jeden z jednostki twojej nie pomyśli o materyalizmie. I tak myśl o świecie zewnętrznym wchodzi przez oczy, mózg ją posyła nerwami w ciało, gdzie ona przez serce dopiero ogrzana z ust wychodzi. Oczy więc biorą, usta wydają.
Obudzenie i utrzymanie ruchu duchowego jest celem ekonomii politycznej. Zasadą więc, czyli środkiem wartości ekonomicznej, jest natchnienie. Utrzymanie ruchu należy do rządu. O sposobach więc utrzymania ruchu duchowego i o sposobności ciągłej jak najprędszej wyobrażalności ducha ma być nauka, ruch albowiem zamienia się w wartości widzialne. Przykład: Księgarnie upadają, jeden pisarz obudziwszy duch czytania w narodzie, podnosi je, uczynić nie może tego bez natchnienia, podobnie wynalazkowa siła ducha, podobnie odwaga wydatkowania, która rodzi kurs i obieg pieniędzy. Stąd prawo, iż rząd nie może skarbić grosza nawet, ale wszystko wzięte wydawać musi. Skarbieniem Turcya upadła. Przeciwnymi są duchy wydające nad miarę. Cywilizacya jest to szatan, który musi w dziele śmierci czynić dziesiątą część z dzieł żywota, inaczej zabiłby sam siebie. Stąd stawianie szpitalów, leczenie głuchoniemych, wzajemne ubezpieczanie się od ognia, jałmużnictwo w rządzie, nakoniec sprawiedliwość."
„Nie abstrakcyjna kwestya ludzkości, ale kwestya człowieka, ta rozwiązana, rozwiąże drugą. Jedna jest tylko droga walczenia z ludźmi, którzy otrzyma wszy prawdę z ducha, użyli tej sity przeciw ojczyźnie własnej, a tą drogą jest odkrycie tej samej prawdy doskonalszej i uzupełnionej, postawieniem jej całej przed narodem... Gdy ludzie z nowowynalezionym prochem do wroga przychodzą, nie jest obrońcą ojczyzny ten, który wynalazkowi siły burzącej zaprzecza, ale prawdziwym synem Ojczyzny nazwałbym tego, który takiż sam proch (wynajdzie)."
Z wierszy, porozrzucanych po rozmaitych miejscach pamiętnika, można zebrać sporą wiązankę, szkoda tylko, że są to pierwsze rzuty lub fragmenty. Widać w nich jeszcze siłę twórczości Juliusza Słowackie- I go, ale już pozbawioną realnego gruntu. Fantazya jego rozpala się szybko, ale jeszcze rychlej gaśnie, jak rakieta, która zabłyśnie na chwilę czarodziejskim płomieniem, ale w oka mgnieniu znika, zostawiając po sobie jakiś niesmak. Wyobraźnię poety bawią dziwne i straszne obrazy, oddane w zbyt naturalnej, a nawet szorstkiej formie. Wśród prostych i pięknych, nieraz podniosłych obrazów wyrywa się poecie jakiś pospolity wyraz, zacierający jednem grubem pociągnięciem pędzla wrażenie najpiękniejszego obrazu.
Używa też sztucznej formy wiersza i rymu, posługując się najczęściej 11-zgłoskowym wierszem w sześciowierszowych zwrotkach o skomplikowanym układzie rymów. Myśl poety zamyka się rzadko w jednej zwrotce. Zdanie, a nawet jego składowe części nie mieszczą się z reguły w jednym, ani nawet w kilku wierszach; czujesz wszędzie, że forma krępuje poetę i nakłada więzy jego fantazyi, wprost przeciwne, jak w jego dawniejszych poezyach, gdzie forma kojarzyła się z myślą w jednę duchową całość, wzajemnie się dopełniając.
Do charakterystycznych cech tych wierszy Słowackiego należy niejasność, mglistość już to z powodu abstrakcyjnych i alegorycznych tematów, już to głównie dlatego, że autor „Króla Ducha" uważs poezyę za środek do wygłaszania swoich teozoficznych i kosmogonicznych teoryj, mających rozwiązać wszystkie zagadki wszechbytu.
Dodajmy jeszcze tę okoliczność, że cały ten poetyczny system filozofii Słowackiego, złożony w sporych traktatach, nie był dotychczas rozwinięty, ani objaśniony, a zdołamy sobie wytłómaczyć, dlaczego taką grubą mgłą zasłonięta dla nas muza Słowackiego z tej ostatniej doby.
W niektórych lepszych wierszykach, zwłaszcza w powiastkach, poznać prostotę stylu i naiwność ducha ewangelicznego, któremi się przejął Słowacki. Obrazowanie poety nawskroś oryginalne, posuwające się do dziwaczności, obfituje w pyszne porównania i przenośnie. Ale nie brak tu ciemnych, albo pełnych grozy i okropności, jak obrazy Waltera Stadiona i Matecznika. Czasem robi fantazya poety jakby epileptyczne skoki, albo rzuca się z ironią i zaciekłością, jak np. w wierszu do Adama Mickiewicza.
W ogóle cechuje Słowackiego w owym czasie dziwna trudność, ociężałość czy niemożność poetycznego tworzenia; czuć, że poeta tworzy wśród jakichś okropnych boleści. Gorączkowy, szalony pośpiech i egzaltacya „t. z. drgnięcie wewnętrznego ducha" wkłada poecie pióro do ręki, aby jak najwięcej ducha zeń wylać. Nie dziw więc, że taki entuzyazm nie może zastąpić prawdziwego natchnienia, które jedynie stwarza dzieła sztuki skończone. Z powyżej przytoczonych przyczyn ograniczam się tutaj do przytoczenia tylko kilku najwybitniejszych i charakterystycznych wierszy z Pamiętnika Słowackiego.
Wiesz, Panie..
Wiesz, Panie, iżem zbiegał świat szeroki,
Szukając jednej prawdy człowiekowi, Śród tęcz chodziłem skalnych—przez obłoki,
I rzekłem: wola ich nie zastanowi, Człowiek nie wyrwie piorunu z chmurzycy,
Lecących niby stadami srebrnemi, Gwiazd nie zatrzyma—ani z błyskawicy
Miecza ukuje, chcąc być panem ziemi...
I byłem jeszcze tam, gdzie Ateńczyki
W lasach oliwnych gwarzyli poważnie, Duchem być sądząc wodę lub płomyki,
A prawdą: przeciw nędzom stać: odważnie. Więc i tam. Panie! pod temi niebiosy
Turkusowemi, kiedym słuchał blady, Leciały do mnie różne prawdy głosy,
Jak echa od harf umarłej Helady.
A jednak smętny odszedłem od echa
Partenońskiego, gdzie marmur różany I gładki wiecznie z nieba się uśmiecha,
Jak Wenus w srebrno wracająca piany,. Zkąd była wyszła kwiatem—I tak, Boże!
Słuchałem znowu lecących bocianów, Które się wlokły girlandą przez morze,
A niosły mi pieśń z mych ojczystych łanów.
Ale i głosy ptaków nic nie rzekły Rozumieć tworów nieumiejącemu.
Tylko girlandy smętnych jęków wlekły, Szum skrzydeł dając wiatrowi wielkiemu A smętek morzu... Lecz teraz, o Panie,
Radosny jestem i rozweselony. Przyszedłem na to natury poznanie,
Któro mi staje za skarby i trony
A z ciebie wyszło...
Niechże nio powiada Człowiek, że w moich słowach kościołowi Jaka nienawiść" jest lub jaka zdrada Albo strach jaki...
Bośmy w nim nie nowi, Bośmy go dawniej pełni złotej wiary — Ani krwi nio żałując, ani stali — Stroili w straszno tureckie sztandary, A sztandarami w miesiące ubrali, A miesiącami dzisiaj błyszczy temi I tą odwieczną sztandarów purpurą, Błyszczy jakoby pióry anielskiem! Pod Apeninu rozwiniętą górą.
Oto więc proszę, aby mi na progu
Pozwolił z mego narodu żebraki Usiąść, a nie siał tam ciernia i głogu,
Odzie człowiek zbity niby orzeł jaki Piersią upadnie... Proszę, niech już przecie
Z litości nad swą-wyziębioną Pozwoli, że kto czarta w nim rozgniecie
I z błyskawicą się zetrze czerwoną, Pozwól, że strzegąc krzyżowego znaku
I polskiej wiary i Boga Rodzicy Polak aż w kościół wjedzie na rumaku
Z szablą dobytą na pół i w przyłbicy.
Ledwie to wyrzekł, ktoś wykrzyknął: „Roma!
Nie jesteś ty już Panią i królową, Boś jest, jak szatan cielesny łakoma,
A niższa sercem od ludów i głową. "Spojrzałem wtenczas, kto w powietrzu gada, A oto obok jednego grobowca,
Na którym w locie jaskółka osiada, Tak jest samotny, u biały jak owca.
Na ciemnej tych pól kampańskiej zieleni.
Na którą słońce, gdy bije, to broczy I niby dawną rzymską krwią rumieni
I niby w jakiś sen wtrąca proroczy.
Ujrzałem mary dwie, niby młodzieńca Z dziewicą, cudnej i smukłej urody,
Braniem łącznego zatrudnionych wieńca, Albo czerpaniem łez źródlanej wody.
Która z fontanny dawnej po Rzymianach, Rzadkie już perły srebrzyste sypała,
Oboje bowiem byli na kolanach
Przed nią, a ona tu fontanną stała...
Gdybym się nie czul nieśmiertelnym
Gdybym się nie czuł nieśmiertelnym duchem, Rozrzuciłbym świat grzechów mych wulkanem... Ha! Gdybym nie czuł się natury panem A czuł naturę na woli łańcuchem, Tobym się rzucił, jak lew, na to ścierwie Ciał i gryzł żywcem, gryzł nawet trupa, Ua! moja biedna gliniana chałupa, Gdziem żył jako wilk, a światowo czerwie Pozwalał, że mi toczyło powoli, Póki nie doszło aż do serca rdzeni Teraz ta chata, jak pałac z płomieni. Wachlarzom wodnych złocistych topoli Od różnego księżyca zakryta,
Niby dziewica, patrz ta chata w bluszczach
Nad tem jeziorom sama jedna w puszczach,
Jak Świtezianka, albo Amfitryta
yje i moim duchem gra na stawy;
Staruszka, patrzaj, takie głosy roni,
Jak skrzypce z starych deszczułek jabłoni...
Młodości, uwierz...
Młodości, uwierz w sny czyste i złote.
Które nad formy przelatują stare, A masz broń pewną na świata ciemnoty.
Masz we snach twoich już stworzoną wiarę.
Do Adama Mickiewicza.
Mój Adamito, widzisz, jak to trudno Uprawiać! cnoty pustynie odludne,
Jaki pot wielki z człowieka się lejo, Gdy o ideał stoi lub idee.
Dawniej ci ręce Jezuitów plotły Wianeczki i te śpiącemi składali.
Leciałeś jako komociane miotły,
Sił nie zużywszy, byłeś coraz dalej.
Dawniej ploteczka szła na kształt zegarka I ciągle twemi wiewała sztandary.
Lepsza niż sonet plotka gazeciarska.
Pełniejsza miodku, niż pańskie puhary. Modale rosły w olbrzymio posągi...
Nio tak ninie, jak to było ongi. Dziś jezuityzm jak wąż ciebie łamie,
Sam go wskrzesiłeś, widzisz, mój Adamie.
Wielcyśmy byli.
Wielcyśmy byli i nieśmiertelniśmy byli, Kośmy się duchem Hożym tak popili, Że nam pogórza ojczyste grobowce Przy dźwięku fletni skakały, jak owce, A górom onym, skaczącym na głowie, Stall olbrzymi miecza aniołowie.
Ustały dla nas bić godzin zegary, Duch nio znał czasu, a czas nie znal miary. Szedł błyskawicą do wieczności progu Duch. a słał wieczność, kiedy stanął w Bogu. Zaprawdę powiem, bracia moi mili, Żeśmy się duchom przeświętym popili.
Teraz jesteśmy z ducha wytrzeźwieni, Bracia rozumni, czciciele pieczeni, W głowach się nie ćmi, jak pierwej, słonecznie. Piętnie nio grają, mogiły śpią włecznie. Czas nasz zgodzony z ziemi zegarami, Stoim... i śpiemy.,. a świat śpi pod nami.

1 komentarz:

  1. Nantes – miasto w zachodniej Francji, port nad Loarą (w regionie Kraj Loary, w departamencie Loara Atlantycka), historyczna stolica Bretanii.
    Nantes było miejscem wydania edyktu nantejskiego oraz narodzin pisarza Juliusza Verne’a,
    Bretania – kraina historyczna i region w północno-zachodniej Francji, położony na Półwyspie Bretońskim, nad Oceanem Atlantyckim. Wśród regionów francuskich wyróżnia się dużą odrębnością kulturową.
    Rzymska Armoryka, w V-VI wieku zasiedlona przez celtyckie plemię Brytów, wypierane z brytyjskiej Kornwalii przez germańskich Anglów i Sasów.
    Brytowie – lud celtycki zamieszkujący Brytanię przed najazdem Anglów i Sasów.
    Celtowie (Galowie, Galatowie) – grupa ludów indoeuropejskich wydzielona na podstawie kryteriów językowych.
    Anglowie – lud pochodzenia germańskiego, który w V wieku n.e. najechał wraz z Sasami i Jutami Brytanię. Od nich nazwę wzięła Anglia.
    Sasi, Saksoni – lud pochodzenia germańskiego, osiadły w średniowieczu w Westfalii i Dolnej Saksonii.
    Brytania – nazwa stosowana przez Rzymian w odniesieniu do dwóch największych Wysp Brytyjskich.

    dg193

    OdpowiedzUsuń