(na podstawie: slowacki.chez.com)
«ŚLICZNA PODRÓŻ» SŁOWACKIEGO NA WSCHÓD (1836-1837) - 1
Nie trudno pojac pobudki podrózy romantycznego poety do Grecji, Egiptu i Jerozolimy rozpatrujac jej tlo ogólne.
Grecja po dlugim, krwawym powstaniu od kilku lat cieszyla sie wolnoscia
niepodleglego królestwa. Postepujace od schylku XVIII w. odrodzenie
ducha narodowego Greków szlo w parze z budzacym sie w Europie
filhellenizmem. Hellada, na swój sposób ojczyzna kulturalnego
Europejczyka, teraz spowita w uroki poezji Byrona i refleksyjnych opisów
François R. Chateaubrianda - stawala sie modnym celem podrózy. Wczesny
romantyzm byl zarazem kolejnym Odrodzeniem antyku, zwlaszcza greckiego,
które rozwijalo sie jako neohellenizm. Grecja szczególnie mogla ciekawic
Slowackiego, syna Euzebiusza, filologa klasycznego, grecysty i
translatora. Juliusz od chlopiectwa, od lat studiów w swietnym liceum
krzemienieckim, nasiakal wiedza o dziejach i kulturze Hellady,
szczególnie mocno, jako cale tamto pokolenie.
Równiez
Egipt zazywal slawy starozytnej krainy na nowo odkrytej dzieki wyprawie
Bonapartego przez Champolliona. Bylo juz po odkopaniu kamienia z Rossety
i po rozszyfrowaniu hieroglifów. Uplynelo kilka lat od tryumfalnej
nilowej przeprawy przez Egipt - Champolliona i Rosseliniego, dwóch
ludzi, na których arabscy Egipcjanie patrzyli z czcia i podziwem jako
tych, którzy posiedli tajemnice swietych znaków, umieja czytac pismo
starych kamieni. Zbiory Luwru zapelnialy sie staroegipskimi zabytkami.
Istnial juz zalazek Muzeum Egipskiego w Kairze. Zostaly ogloszone
podstawowe dla egiptologii dziela Champolliona. Sam autor od 1832 r.
spoczywal na paryskim Père Lachaise, pod obeliskiem, na którym widnieje
samo tylko nazwisko, lecz w Europie wyodrebniona od orientalistyki
egiptologia wkroczyla na droge samodzielnego rozwoju. Sam zas Egipt pod
rzadami Muhammada-Mehmeda Alego szeroko sie otwieral na Europe.
Zaciekawial i przestawal byc tylko etapem poboznej pielgrzymki do
Jerozolimy - jako kraina ucieczki i schronienia swietej Rodziny lecz
stawal sie fascynujacym celem samym w sobie.
Do
Jerozolimy od wieków, jako centrum swiata, naznaczonej meka i
Zmartwychwstaniem Chrystusa, miejsca narodzin Kosciola, od stuleci
ciagnely pielgrzymki wiernych z calego chrzescijanstwa. Zahamowal je
wiek XVIII. Gdy zgaslo stulecie oswieconego niedowiarstwa, które zamknal
sam Napoleon podpisujac konkordat z papiestwem, a otworzyl wiek nowy
Chateaubriand swym Duchem religii chrzescijanskiej - romantyzm, który
zwrócil sie ku rycerskiemu sredniowieczu, zwrócil sie takze ku religii.
Wydany w Paryzu 1802 r. Duch religii chrzescijanskiej w nakladzie 4000
egz. rozszedl sie blyskawicznie. Byl to fakt nie notowany w dziejach
ksiegarstwa i czytelnictwa.
Wreszcie Orient, muzulmanski
Wschód z cala swa wielka, bogata, egzotyczna kultura - wabil jako
romantyczna moda. Wsród Polaków ta moda miala swe dawniejsze tradycje,
wynikajace z bezposrednich kontaktów z Orda i Krymem. Zamilowanie
polskiej szlachty i magnatów do damascenskiej broni i koni arabskich
wyprzedzalo znacznie wiek XIX. Zas poszukujac u Slowackiego zródel tego
orientalizujacego romantyzmu warto moze zwrócic uwage na osnuta juz za
zycia romantyczna legenda postac Waclawa Rzewuskiego Emira. Ten magnat z
Podola, milosnik i hodowca koni czystej arabskiej krwi, smialo i
ryzykownie podrózujacy przez góry Azji Mniejszej i pustyni Arabii,
zaprzyjazniony z beduinami, zyjacy wedle ich zwyczajów - w dziecinstwie
Slowackiego mieszkal w Krzemiencu. Przyjaznil sie z Tadeuszem Czackim,
lozyl na Liceum, sluchal egzaminów publicznych wychowanków tej szkoly
oraz przerazal i zachwycal swa brawurowa jazda konna. Nie mógl nie znac
sie Rzewuski z profesorem Euzebiuszem Slowackim. A wczesniejszym niz
wschodnia podróz Juliusza swiadectwem fascynacji Emirem jest pyszna Duma
o Waclawie Rzewuskim. Trzeba w koncu wziac pod uwage samoswiadomosc
ormianskiej genealogii poety.
Wreszcie literatura
europejska, a scislej francuska, dysponowala dwoma dzielami literatury
podrózniczej, które wyznaczaly szlaki romantycznych wedrówek na wschód i
poboznych pielgrzymek do Jerozolimy. To ogloszona 1811 r. po raz
pierwszy Itinéraire de Paris r Jérusalem (Podróz z Paryza do Jerozolimy)
w 4 tomach autora Ducha wiary chrzescijanskiej oraz wydane w 1836 r.
Voyage en Orient, impressions, pensées et paysages (Wrazenia, mysli,
krajobrazy i wspomnienia z podrózy na Wschód) twórcy francuskiego
romantyzmu Alfonsa de Lamartina.
Chateaubriand tak
zaczyna swa ksiazke: «Gdy w roku 1806 zamierzalem odbyc podróz na Wschód
, Jerozolima w zupelna niepamiec popadla. Wiek niedowiarstwa zatracil
pamiec o kolebce naszej religii (...) Wyobraznia tworzyla sobie
tysieczne przeszkody i niebezpieczenstwa na drodze do swietego grodu.
Odwazylem sie na te podróz i spotkalo mnie to, co kazdego spotyka, kto
smialo idzie wprost do przedmiotu, co go utworzyl. Widziadlo zniklo.
Przebylem Morze Sródziemne bez zadnych waznych przypadków. Odszukalem
Sparte, zwiedzilem Ateny. Oddalem czesc Jerozolimie, podziwialem
Aleksandrie, ogladalem ruiny Kartaginy i po widowisku tylu grodów,
wypoczalem posród zwalisk Alhambry. Polozylem wiec te niewielka zasluge,
zem rozpoczal zawód i z przyjemnoscia patrzalem jak wielu wstapilo w
moje slady. Praca moja posluzyla za przewodnika mnóstwu podróznym».
Lamartin o cale pokolenie mlodszy od Chateaubrianda, w 1832 r. wyprawil
sie w 18-miesieczna podróz na Wschód. Wedrowal przez Grecje, Liban,
Syrie, Palestyne, poznal Bejrut, Mekke, Medyne, Damaszek, Jerozolime,
Konstantynopol i ówczesna europejska czesc Turcji. Caly ten swiat Islamu
maluje Lamartin w barwach niezwykle ponetnych, bez cienia grozy i z
niebywala sympatia. Beduini - synowie pustyni sa grzeczni, zyczliwi,
opiekunczy, a wirujacy derwisze fascynujacy. Z wdziecznoscia wspomina
wszystkich tych ludzi Wschodu, którzy mu przewodniczyli, sluzyli,
strzegli, dogladali jak bracia swego brata i którzy w czasie
niezliczonych przemian losu tej dlugiej podrózy «na ziemi obcej
dowodzili, ze kazda religia ma swa boska moralnosc (...), ze wszyscy
ludzie maja uczucie tego co jest sprawiedliwem, pieknem i dobrem -
zmiennymi gloskami wyryte w swoich sercach dlonia Przedwiecznego». Tak
konczy Lamartine swe 4-tomowe Wrazenia ... z podrózy na Wschód, w
których okazal sie tylez poeta i myslicielem co uczonym erudyta.
Szlaki wiec byly przetarte. Przed Slowackim, po zwaliskach dawnych
kultur i cywilizacji - kroczyli Chateaubriand i Lamartin.
W istocie, ksiazki te w odmiennej sytuacji politycznej Grecji po
uzyskaniu niepodleglosci i europeizujacego sie Egiptu pod rzadami
Mehmeda Alego pociagnely wielu na szlaki wschodniej wlóczegi, a zarazem
poboznej pielgrzymki. Chateaubriand wyznaje, ze motyw jego podrózy byl
wprawdzie naukowy, poznawczy, ale nade wszystko byla to pobozna
pielgrzymka. To samo Lamartin gorliwie przekonujac np. o autentycznosci
miejsc swietych w Jerozolimie. Równiez Slowacki nazwie swa wedrówke
«moja pobozna podróz».
Bezposrednie motywy podrózy
Slowackiego sa znane. Krewni, w których towarzystwie wlasnie ostatnio w
Rzymie i Neapolu przebywal, goraco odradzali. Przyjaciele zas zrecznie i
skutecznie namawiali, udzielajac mu na ten czas pozyczki. Slowacki
wyznaje, ze mysl podrózy na Wschód nurtowala go od dawna, projekt od
dawna robiony, kilkakrotnie odrzucany, jako zbyt straszny, wreszcie
doszedl do skutku. Kusiciele Slowackiego to Zenon Brzozowski i
Aleksander Holynski. Brzozowski (1806-1887) o trzy lata starszy od
Slowackiego, wychowanek krzemienickiego liceum znal sie z Juliuszem od
lat szkolnych ale przyjazn zaciesnili dopiero w Rzymie r. 1836, za to
ich matki byly przyjaciólkami. Brzozowski mial wiele wyjatkowo
szlachetnych cech. Filantrop, uwalnial chlopów w swych dobrach i innych
do tego namawial. Gorliwie wspomagal artystów i literatów (on to
Slowackiemu pozyczyl w rublach równowartosc 1000 franków francuskich).
Zywo interesowal sie hodowla koni. To wlasnie interes zakupu koni
arabskich, prócz checi odbycia romantycznej podrózy, byl motywem wyjazdu
na Wschód. Aleksander Holynski (1816-1893) zas mlodszy od Slowackiego
lat 7, podolski szlachcic, po powstaniu emigrowal. Wiele podrózowal. Ze
Slowackim zaprzyjaznil sie we Wloszech. Namawial go do podrózy na
Wschód, gdzie ze swym starszym bratem Stefanem wybieral sie wlasnie z
pobudek romantycznych, jak tez dla zakupu koni do swej stadniny.
Wyjechal niespodziewanie. Krasinski straciwszy Slowackiego z oczu,
dowiedziawszy sie wreszcie, ze powedrowal na Wschód, martwil sie o Jula,
by mu to na zdrowiu nie zaszkodzilo, «bo nie dlugowieczny», a w koncu
dodal, ze to tchórz z dusza awanturnika. 26-letni Slowacki, którego
kapiele morskie w Sorento wyczerpywaly, rzeczywiscie byl slabowity.
Jednak sam w ostatnim przed wyjazdem liscie do matki pisal: «spodziewam
sie, ze ta podróz bedzie mi uzyteczna - chocby tylko ustalila moc
charakteru potrzebnego do przedsiewziecia i wykonania rzeczy polaczonych
z trudami znacznymi, to juz dosyc bede mial z niej korzysci, a potem z
sercem pelnym pamiatek i obrazów wróce». Jak zobaczymy, nie zawiódl sam
siebie i wrócil jako poeta, jako czlowiek bogatszy.
Prócz
namów przyjaciól elementem, który mógl przewazyc szale byly ksiazki.
Oto wlasnie Didot w Paryzu 1836 r. wydal Wrazenia... Lamartina.
Równoczesnie ksiazka ukazala sie w Mediolanie po wlosku. Slowacki
expressis verbis zdradzal sie z lektury Lamartina. Ksiazka mogla
zachecac do ukladania planów podrózy, a czego tu nie znalazl, bo
Lamartin nie byl w Egipcie, to mial u Chateaubrianda. Ponadto w 1836 r.
ukazal sie, posmiertnie, tom I obszernego dziela Champolliona: Monuments
de L’Egipte et de la Nubie. Ustalona trasa podrózy miala wiesc przez
Grecje, Egipt, Syrie do Palestyny. Pierwszym etapem byla Grecja.
GRECJA
Slowacki z Brzozowskim ruszyli z Neapolu przez Apulie do Otranto 24
sierpnia 1836 r. Bracia Holynscy wyjechali wczesniej. W Otranto nasi
podrózni spóznili sie na statek. Czekali do 2 wrzesnia. Teraz wsiedli na
marny zaglowiec «San Spiridione». Przed wyplynieciem Slowacki pisal do
Matki: «... nie moge sobie wytlumaczyc dlaczego z takim smutnym zapalem
rzucam sie w swiat nieznajomy, pelen niebezpieczenstw... w Grecji
rozboje, ... w Egipcie zaraza». Slowacki zabral w droge drewniany
sekretarzyk podrózny, pióro, zeszyt na notatki oraz olówek i album
rysunkowy. 4 wrzesnia przyplyneli do Korfu. Tu Slowacki zetknal sie z
greckim poeta Salomosem, autorem znanego mu Hymnu do Wolnosci. Po
czterech dniach oczekiwania, w czasie których rysowal fortalicja wyspy -
poplyneli do Patras na Peloponezie. Plyneli kolo Laukady, legendarnej
skaly, z której Safona miala skoczyc do morza oraz obok upamietnionej
smiercia Byrona Missolongi.
W Patras odwiedzil Slowacki
bohatera powstania narodowego Greków, starego Kanarisa. Dalej,
wynajawszy tragarzy i przewodników, konno udali sie wzdluz pólnocnego
brzegu Peloponezu do Nauplion. W tym nadmorskim miescie jeszcze dwa lata
wstecz byla siedziba pierwszego rzadu i pierwszego króla odrodzonej
Grecji.
Po drodze niezbyt goscinnie przyjmowani byli w
prawoslawnym klasztorze Megaspilleon. Mnisi admirowali cara, wedrowcy
zas byli Polakami, a Slowacki na francuskim paszporcie. Dalej przez
Argolide: Argos z cyklopowymi murami, 19 wrzesnia dotarli do Myken.
Dopiero w 40 lat pózniej zjawi sie tu Schlieman i opromieni to miejsce
odkryciem zlota Atrydów. Jednak przeciez Mykeny spowite w homerowa
legende grodu Atrydów i ponurych, krwawych dziejów tego rodu,
opowiedzianych przez Ajschylosa w Orestei - przyciagaly uwage juz
wczesniej. Cyklopowe mury twierdzy wzbudzaly groze i podziw, choc slawna
lwia brama, zasypana rumowiskiem tysiacleci ledwo wystawala ponad
powierzchnie swa dumna ozdoba w postaci dwu lwic wspinajacych sie na
kolumne. Znajdujacy sie nieopodal, na zewnatrz zamkowych murów slawny
grób Agamemnona albo Skarbiec Atrydów, tez nie przypominal dzisiejszego
stanu. Wiodacy don korytarz i brama do polowy byly zasypane, choc juz na
poczatku XIX wieku zdolano tu odkryc troche zlotych przedmiotów.
Mykeny, a wlasciwie ów grób Agamemnona byl pierwszym mocnym przezyciem
Slowackiego w czasie tej podrózy. Pisal o tym w liscie do Matki, rysowal
i nade wszystko napisal slawny wiersz, który wlaczyl do poematu
dygresyjnego: Podróz do Ziemi Swietej z Neapolu jako poczatek Piesni
VIII. W miejscu legendarnego grobu bohatera spod Troi, na tle dziejów
starozytnej Grecji, grobów Termopil i Heronei rozwaza nieszczesne fata
wlasnego narodu. Te smutna pamiec Ojczyzny poniesie Slowacki przez caly
czas podrózy.
19 wrzesnia byli w Koryncie, nazajutrz w
Atenach, gdzie zatrzymali sie tydzien, dniem i przy ksiezycu zwiedzajac i
kontemplujac zabytkowe ruiny. Lord Elgin, ku oburzeniu Byrona, zdolal
byl juz obedrzec Partenon na Akropolu z plaskorzezb Fidiasza i przewiezc
do Britisch Muzeum w Londynie. Ateny wtedy byly wlasciwie
niezabudowanym pustkowiem, nietknietym lopata archeologa. Mloda Grecja
poczatkowo zamierzala nawet ulokowac stolice swego królestwa w
nadmorskim, tetniacym kurortowym zyciem Nauplion. Przed Atenami wrazenie
wywarla na Slowackim slawna zwycieska bitwa morska Greków z Persami (w
480 r. p.n.e.) blekitna zatoka Salaminy.
Aby dostac sie
do Egiptu musieli udac sie na wyspe Siros, skad odplywaly statki do
Aleksandrii. Tu z powodu niepomyslnych wiatrów czekali cale dwa
tygodnie. Gdy Slowacki umiejac sobie samemu wystarczyc napisal cala
Piesn I i III swej poetyckiej relacji z podrózy, jego towarzysz
Brzozowski nudzil sie i irytowal. Wreszcie wyplyneli. Slowacki w swym
Raptularzu lakonicznie notuje: «Syra - kamienie - wicher - podróz morska
- brzegi znikaja - mgla - stada bocianów - pod Aleksandria zachód
slonca - Hymn». Pod koniec tej tygodniowej podrózy morskiej, «sto mil
przed brzegiem i sto mil od brzegu» pod Aleksandria poeta-pielgrzym,
poeta-tulacz napisal slawny Hymn o zachodzie slonca: Smutno mi Boze...
Najczystszy to przyklad liryki religijnej uderzajacej w ton prywatnej
modlitwy pelnej tesknoty do kraju i przeswiadczenia o znikomosci
czlowieczej egzystencji. Trudno uwierzyc, iz jest to utwór 26-letniego
czlowieka.
EGIPT
W Aleksandrii Slowacki z
Brzozowskim zatrzymali sie w hotelu Pod Zlotym Orlem na tydzien. Tu
pierwsze zetkniecie z arabskim wschodem, natlok wrazen: Egipcjanki z
czarami na glowach, zebracy..., na oslach kobiety, wielblady z woda...,
muzyka arabska - slowem wir obrazów. Zwiedzili katakumby za miastem,
staneli pod kolumna Pompejusza i zlozyli wizyte wicekrólowi Egiptu
Mehmedowi Alemu.
Byl to Albanczyk, który w czasie
egipskiej kampanii Napoleona walczyl jako dowódca Albanczyków armii
tureckiej. Gdy po odejsciu Francuzów Kair stal sie widownia
antytureckich zaburzen, pomoglo to Alemu ujac wladze i uzyskac od
sultana godnosc namiestnicza. Sprytny, ambitny, okrutny - rozprawiwszy
sie z Mamelukami, którzy od XIII w. sprawowali rzeczywista wladze w
Egipcie - usunal zasadnicza przeszkode w swych rzadach. Korzystajac z
talentu wojskowego syna i slabosci militarnej panstwa otomanskiego
zawojowal znaczna czesc Pólwyspu Arabskiego, Sudan, Syrie, Palestyne i
Cylicje. Sprytnie ukladal stosunki z Francja i Rosja. Otworzyl Egipt dla
wplywów europejskich. Ten analfabeta byl wielkim reformatorem
wszystkich dziedzin zycia Egiptu, który wydzwignal do roli samodzielnego
panstwa i hegemona w swiecie arabskim. Z takim to wladca nowego Egiptu
rozmawiali Slowacki i Brzozowski. Dziwnym zbiegiem okolicznosci wlasnie w
tych pazdziernikowych dniach 1836 r. na Placu Concorde w Paryzu inz.
Lebas stawial wielki obelisk przyholowany z Luksoru jako dar Mehmeda dla
króla Ludwika Filipa: Francja popierala poczynania Mehmeda, uwazajac go
za wicekróla Egiptu, jako swojej strefy wplywów w Sultanacie. Wicekról
przyjal naszych podrózników «bardzo grzecznie, posadzil ich obok siebie
i... bawil rozmowa» o przemianach jakie zaprowadzil. Na Slowackim jednak
wizyta ta nie wywarla wiekszego wrazenia gdyz dowiadujemy sie o niej
jedynie ze wspomnienia Brzozowskiego zapisanego przez jego siostre
Ksawere Grocholska.
28 pazdziernika ruszyli Nilem do
Kairu. Slowacki w swym albumie rysowal pejzaze znad brzegów wielkiej
rzeki. Finezyjne minarety meczetów, smutne palmowe gaje, stare
koptyjskie klasztory, egipskie wioski - siedliska fellachów, lodzie
zaglowe u brzegu. Rysowal zreszta przez caly czas tej podrózy, a do
Matki pisal: «Sliczna podróz, rysowalem wiele, slowa bowiem byly
niedostateczne do wydania wszystkiego co uderzalo w oczy». Przyplynawszy
do Kairu w Raptularzu notowal: «Kair - studnia Józefa - targ
niewolników - ladna Abisynka - meczety - targ», wiec zgielk, handel
uliczny, wiec byl w Cytadeli, gdzie w XIV wiecznym Al Nasr,
najpiekniejszym z meczetów calego arabskiego swiata jest legendarna
studnia Józefa, której miala uzywac Swieta Rodzina w czasie ucieczki do
Egiptu. Drugi meczet, tzw. alabastrowy, wzorowany na bizantynskim byl
wlasnie w budowie. Zapewne tez odwiedzil Slowacki slawny meczet Al
Azhar, przy którym znajduje sie stary uniwersytet muzulmanski, gdzie
ucza medycyny i prawa a nade wszystko teologii. A do Matki pisze:
«Przybylem lódka do Kairu. Pyszne miasto, piramidy z daleka widac...
pelno lasów palmowych..., przedmiescia w ogrodach». Nazajutrz na malych
osiolkach wybrali sie do olbrzymich piramid. Tam Slowacki zauwazyl
krotochwilnosc tej dysproporcji.
Piramidy w Giza na
zachodnim, pustynnym brzegu Nilu, grobowce faraonów IV dynastii, pomniki
okresu starego panstwa - sprzed pieciu bez mala tysiecy lat, juz w
starozytnosci uznane za cud swiata, te swiete góry uformowane
geometrycznie z milionów olbrzymich piaskowcowych bloków, symbole
trwania - zachwycaly i wzbudzaly refleksje od dawna. Dla Slowackiego tez
najwyrazniej doswiadczenie piramid bylo mocnym przezyciem, choc do
matki pisal: «... piramidy nie tak mnie zachwycily ogromem...
Widzialem... piramidy, ale za to stracilem obraz, który sobie moja
imaginacja o nich tworzyla». Wiec piramidy Slowackiego jakby
rozczarowaly. A jednak zdaja sie temu przeczyc dwa wiersze: Piramidy i
Na szczycie piramid - nalezace do cyklu Listów poetyckich z Egiptu oraz
wiersz Rozmowa z piramidami.
Gdy nasi podrózni znalezli
sie pod tymi niezwyklymi pomnikami: «Beduini w bialych plaszczach
zbiegli sie zewszad aby nam sluzyc za przewodników i biorac za rece
wciagali przez ciemne, granitem wykladane korytarze az do malych
pokoików we wnetrzu piramid bedacych... Wyszedlszy z ciemnych piramid
zaczalem sie drzec po kamieniach az na ich szczyt, wciagany zawsze za
rece od dwóch Arabów. Bylem na szczycie najwiekszej piramidy. Cudowny
widok». Wiec byl Slowacki w grobowej komorze piramidy Cheopsa i na jej
szczycie. Pisze: «Szczyt Falhornu, kopula sw. Piotra, Wezuwiusz,
Piramidy, byly to dla mnie jak najwyzsze galazki na drzewie, na których
ja, biedny ptaszek wedrujacy, siadalem na chwile aby odetchnac».
Odkad Arabowie odarli te pomniki z gladkiej alabastrowej okladziny na
budowe kairskich meczetów i odslonili spietrzenie olbrzymich
piaskowcowych bloków, z których zostaly zbudowane piramidy, zwlaszcza
Cheopsa stala sie celem wspinaczki pielgrzymów-turystów i zródlem
zarobku Beduinów-przewodników. Slowacki nie byl pierwszym Polakiem,
który wspial sie na wielka piramide. Wiemy, ze wyprzedzili go w tym
inni. Tak np. Sierotka Radziwill wracajac z pielgrzymki do Ziemi Swietej
przez Egipt w 1582 r. zapisal, ze piramida Cheopsa jest zbudowana
«jakby na ksztalt wielkiej góry..., wchodzenie na nia jest ciezkie dla
miazszosci kamienia, ale bezpieczne, wszelako sporo idac ledwom za
póltorej godziny wszedl na wierzch». Szczyt piramidy juz wówczas byl
sciety. Ks. Józef Drohojowski, reformata z Krakowa w 80-tych latach
XVIII w. w czasie pielgrzymki do Jerozolimy zawadzil o Egipt i opisal
piramidy. Równiez Jan Potocki w 1788 r. zadowolil sie tylko pelnym
uniesienia ich opisem oraz rysunkiem. Za to pozostajacy w sluzbie
Bonapartego porucznik, niejaki Szumlanski, uczestnik ekspedycji do
Egiptu, wzial tez udzial w slawnej wyprawie naukowej sawantów do piramid
i na piramide Cheopsa, skad opisal wspanialosci widoku na bezkresna
pustynie, zielona doline Nilu, równine z gruzami starozytnego Memphis. Z
kolei wiemy, ze gen. Henryk Dembinski, którego swietny portret pedzla
Henryka Rodakowskiego wisi w krakowskich Sukiennicach, w r. 1833 bawiac u
Mehmeda Alego, gdzie mial reorganizowac armie egipska dostarczajac jej
czterystu polskich oficerów - emigrantów - wszedl na piramide Cheopsa i
najpewniej to on wyryl tam znamienna inskrypcje: «Przekazcie wiekom
pamietny dzien 29 listopada 1830».
Napis ten zauwazony
przez Slowackiego, czytelny jeszcze przed I wojna swiatowa, dzis juz nie
do odszukania, pomieszal uczucia poety, przypomnial, wzbudzil dojmujaca
mysl o nieszczesciu Ojczyzny:
A tak myslac, po glazach oblakane oko
Padlo na jakis napis - strumien mysli opadl
Ktos dwudziesty dziewiaty przypomnial listopad
Polskim jezykiem groby Egipcjanów znaczac
Czytalem smutny - czlowiek moze pisac placzac.
Jednak w Rozmowie z piramidami final wiersza jest optymistyczniejszy:
Piramidy, czy zostala
Jeszcze jakas trumna glucha
Gdzie bym zlozyl mego ducha
Azeby Polska zmartwychwstala?
- Cierp a pracuj i badz dzielny,
Bo twój naród niesmiertelny,
My umarlych tylko znamy
A dla ducha trumn nie mamy.
Byl Slowacki pierwszym i bodaj czy nie jedynym poeta, który wprowadzil
piramidy do polskiej poezji. O Sfinksie, wówczas jeszcze grzeznacym po
szyje w piasku Sahary, nie wspomnial.
Skonfrontujmy
doswiadczenie piramid Slowackiego z opisami tych pomników przez
Chateaubrianda. Z pelnych fascynacji i zachwytów opisów Kairu
Chateaubrianda wynika, iz tym co go najbardziej neci sa piramidy.
Wypatrywal ich za miastem z wysokosci kairskiej Cytadeli. Pisze:
«Wolalem spojrzec na zewnatrz i z murów zamku podziwiac... piramidy.
Zdawalo mi sie, ze moge reka dotknac piramid a bylem od nich o cztery
mile (francuskie) oddalony. Golym okiem widzialem warstwe kamieni i
glowe Sfinksa wystajaca z piasku, przez perspektywe liczylem stopnie
wielkiej piramidy, ... taki ogrom tych piramid».
W innym
miejscu swego, tylez wykwintnego co pelnego oryginalnych mysli i poezji,
dziela Chateaubriand pisze: «Przyznam sie ..., ze gdym zobaczyl
piramidy samo tylko uwielbienie uczulem. Wiem, ze filozof moze narzekac
albo ubolewac, myslac, ze najwiekszy pomnik jaki reka ludzka wzniesc
mogla jest grobem, ale dlaczego grób mamy upatrywac w piramidzie
Cheopsa? Sama tylko mase kamieni i szkielet ludzki? Uczucie nicosci, nie
powodowalo czlowiekiem gdy taki grób stawial lecz przeciwnie, uczucie
wlasnej niesmiertelnosci. Grób ten nie jest meta oznaczajaca koniec
jednodniowego zawodu; jest on pomnikiem oznaczajacym wnijscie do zycia
bez granic. Jest... wieczna brama postawiona na granicach wiecznosci».
Dalej pisze: «Zblizylem sie do piramid... mialy niezmierzona wysokosc.
Widac je bylo posród zielonych plantacji ryzu, biegu wody, nad
wierzcholkami palm i figomorfów. Podobne byly do olbrzymich gmachów
zbudowanych wsród wspanialego ogrodu ...» a «te pustynie wyobraznie w
nieskonczonosc unosza». Jednak Chateaubriand nie wszedl na piramidy, ani
nawet ich nie dotknal. Byla pora wylewu, wody Nilu jeszcze nie na tyle
ustapily aby mozna bylo do piramid dojechac, ani tez nie byla tak wysoka
aby do nich doplynac. Arabowie zgodnie twierdzili, ze trzeba czekac
jeszcze trzy tygodnie lub miesiac. Na taka zwloke Chateaubriand nie mógl
sobie pozwolic, «musialem wiec - pisze - ustapic koniecznosci i
poprzestac na tym, ze widzialem wlasnymi oczyma piramidy, choc sie ich
dotknac nie moglem. Prosilem tylko pana Caffe aby przy pierwszej
sposobnosci napisal imie moje na glazach wielkich grobowców, podlug
zwyczaju». Caffe byl kupcem francuskim spotkanym w Aleksandrii.
Egipt ze swymi pomnikami starozytnej cywilizacji wywolywal na
wedrowcach i pielgrzymach refleksje nad czasem i przemijaniem. Kair zas z
niezliczonymi meczetami, zgielkiem, halasem, handlem, awanturami i
bijatykami, nedza i bogactwem, pieknem ale i odraza, ze wszystkimi swymi
zapachami i odglosami - grajacy swoja role w Basniach tysiaca nocy -
odpowiadal wyobrazeniom Europejczyka o miescie Wschodu. Slowacki w
zupelnosci ulegl tym nastrojom.
6 listopada, pelni wrazen
z Kairu i piramid, Slowacki z Brzozowskim wynajeli na miesiac lódz
zaglowa z obsluga osmiu marynarzy i zaopatrzeni przez konsulat w pismo
Baszy, bezpiecznie ruszyli Nilem do górnego Egiptu. Po drodze, w
Denderach spotkali sie z bracmi Holynskimi, którzy wciaz ich w tej
podrózy wyprzedzali i teraz wracali juz do Kairu. Wspólnie zwiedzili
olbrzymia swiatynie bogini Hator z okresu ptolemejsko-rzymskiego.
Slowacki po roku w liscie do Matki bedzie to wspominal: «Najwiekszy ten
po piramidach gmach w zachwyceniu pograzyl. Chodzilismy miedzy kolumnami
jak oczarowani... Slowem nakarmilismy oczy, serca i zamknelismy do serc
dzien pamiatek tak cudowny, ze nawet przyjazn nasza miedzy nami
powiekszyl». W Raptularzu, prowadzac swój lakoniczny dziennik podrózy
Slowacki zas zanotowal: «... szarfa Nilu - psalmy - ksiezyc pózno
wschodzacy - wieczór - czerwien zachodu... dwa sepy na bialej skale -
poludnie - skwar pustyni - zurawie i bociany krzyczacym stadem siadaja
obok...». Byla to jakby dyspozycja listu do Matki, w którym pisal: «...
mnóstwo zurawi lecacych po blekicie, mnóstwo innych ptaków wodnych,
chmury golebi unoszace sie nad wioskami, wioseczki z ziemi bite,
najczesciej w lasach palmowych stojace, czasem ogromne skaly i sepy
wielkosci czlowieka siedzace o zachodzie slonca na górach. Nareszcie
przy Sint pierwszy krokodyl na piasku... Wszystko to tworzy teraz w
imaginacji sen bardzo piekny... Mnie milo bylo polowac na piasku,
rysowac szkice pomników, chatek i myslec, ze jestem w Egipcie». Po 15
dniach zeglowania w góre Nilu - 21 listopada przybili do brzegów Luksoru
i Karnaku. Te dwie wówczas ubogie wioski egipskie - dzis miasta -
wyrosly na poteznych ruinach starozytnych Teb, stolicy sredniego
panstwa.
Karnak, wyrósl w obrebie tebanskiej swiatyni
Amona wznoszonej przez 1300 lat. Wiedzie do niej dluga aleja
baranioglowych sfinksów, zdobi ja kilka obelisków. Granitowe kolumny z
trudem obejmuje szesciu mezczyzn. Jedna czesc swiatyni wieksza jest od
sw. Piotra na Watykanie czy londynskiej katedry. Na scianach tysiace
metrów kwadratowych reliefów z wyobrazeniem scen historycznych i
hieroglificznych inskrypcji. W czasach Slowackiego przestrzen swiatyni
zasypana byla do znacznej wysokosci rumowiskiem nim dopiero pod koniec
XIX w. srodki techniczne nie pozwolily na uporzadkowanie. Widac to
pograzenie kolumn w zwaliskach na rysunkach Slowackiego. Zapisal tez
ruiny Tebów «przechodza wszystko ogromem». W Luksorze zas znajduje sie
tebanska swiatynia boga slonca Ra, wzniesiona przez Amenchotepa III z
rozmachem odpowiadajacym ambicjom imperialnym nowego panstwa. Dwa pylony
przed swiatynia ufundowal Ramzes II i ozdobil je reliefami ze scena
zwyciestwa nad Hetytami w bitwie pod Kadesz. Tego tez faraona wyobrazaja
tronujace kolosy u wejscia do swiatyni i dwa kroczace wewnatrz. Równiez
Ramzes II urzadzil dluga aleje sfinksów przed swiatynia i ustawil przed
nia dwa obeliski. To wlasnie jeden z tych obelisków Mehmed Ali poslal
do Paryza. Jego brak zauwazyl Slowacki piszac w rok pózniej do Matki, ze
w dniu jej imienin stal «przy obelisku Luksoru, który takze teraz
samotny zdaje sie tesknic po swoim rówiesniku wydartym z rodzimej ziemi i
przeniesiony swiezo do Paryza... Wiec i wieze z granitu jednego wykute
rozdzielaja - i ida na wygnanie!».
Z Teb starozytnym
zwyczajem podrózni nasi przeprawili sie na zachodni brzeg Nilu (do dzis
sa tam przeprawy), gdzie na granicy pustyni w szczerym polu stoi potezny
posag slawnego Memnona i drugiego kolosa jako jedyne pozostalosci
staroegipskich swiatyn.
Od rzymskich czasów bylzwyczaj
przybywania do Memnona o wschodzie slonca by poslyszec jego spiew.
Prawdopodobnie to wiatr w szczelinach spekanych glazów kolosa swiszczal.
Wiemy, ze sam cesarz Hadrian przybyl tu o wschodzie slonca by sluchac
Memnona. Kazal tez wyryc stosowna inskrypcje na nodze posagu. Slowacki
rysowal Memnona i zapisal: «... najbardziej mi sie podobala statua
Memnona i druga statula przy niej stojaca. Widzialem je o wschodzie
slonca. Sa to olbrzymy granitowe wysokosci domu trzypietrowego siedzacy
cicho na ogromnym polu, twarzami obróceni na wschód. Na nodze Memnona
znajduja sie rzymskie napisy. Jeden z tych przed wiekami zmarlych
wojazerów napisal "slyszalem Memnona" i slowa te w czasie terazniejszym
czytane, a o tak dalekiej swiadczace przeszlosci, dziwnie zasmucaja
biednego czlowieka». Uderza wyrazna zbieznosc ale i zarazem rozbieznosc
tego zapisu z refleksja Chateaubrianda, który pisze: «Powinnismy
wypelnic wszystkie obowiazki podróznika, jakze nam jest milo wyczytac na
posagu Memnona nazwiska Rzymian, którzy slyszeli dzwiek tego posagu
przy wschodzie jutrzenki. Ci Rzymianie byli jak my cudzoziemcami w ziemi
Egiptu i my przeminiemy jak oni».
Nieopodal o kilka
kilometrów za plecami Memnona znajdowal a sie zapomniana i jeszcze nie
odkryta swiatynia Hatszepsut, Dolina królowych i królowych. Tam byla
pustynia i szakale. Wedrowiec w czasach Slowackiego tam sie nie
zapuszczal.
Zwiedziwszy Teby Slowacki z Brzozowskim
poplyneli do pierwszej nilowej katarakty. W ten sposób dotarli do
kranców starozytnego Egiptu. W drodze powrotnej raz jeszcze zatrzymali
sie posród ruin Teb. Po trzydziestokilkudniowej «podrózy na Nilu»
wrócili do Kairu. W cieniu kolosów Ramzesa poeta snul plan poematu o
Ramzesie, którego nie rozwinal. Napisal wiersz Piesn na Nilu i jeszcze
jeden króciuchny. W Albumie przybylo rysunków. Taki byl plon tej Nilowej
podrózy.
DO JEROZOLIMY I DALEJ
Po pieciu
dniach odpoczynku w Kairze, kupiwszy sobie namiot, wsiadlszy na
wielblady, nasi podrózni - z dwoma sluzacymi i Beduinami - 15 grudnia
puscili sie przez pustynie Pólwyspu Synajskiego do Jerozolimy. Wybrali
szlak pólnocny, wzdluz Morza Sródziemnego, piaskami omijajac górzysta
czesc pólwyspu z mozliwoscia zwiedzenia slawnego, prawoslawnego
klasztoru sw. Katarzyny w miejscu «ognistego krzaka» i wejscia na góre
Mojzesza. Wrazenia z pierwszego etapu tej podrózy, wielbladem przez
pustynie, opisal Slowacki w liscie do Matki; wiec ciagle wsiadanie na
wielblada i zsiadanie, gdy «zdaje sie, ze sie pod czlowiekiem dom wali»,
noc w «bialej kapliczce z kopulka» grobowcu jakiegos muzulmanskiego
swietego, przy calonocnym spiewie puszczyka, «zachody slonca pyszne»,
krzaki cierniowe palace sie «w swiatlach zachodu i zywym ogniem» jak
koronki brabanckie; przypomnienia Mojzesza, «zycie stepowe», ksiezycowe
noce w namiocie pod palma, «kilka gazel skaczacych po stepie», «slady
hieny», «spotkanie karawany», «samotny Beduin». Wszystko to tylko
antrakty monotonii godzin pustynnej podrózy, ale w sumie to «przyjemna
podróz»; «zycie takie i podróz taka ma dla Slowackiego dziwny powab.
Czas byl najpiekniejszy».
Nie lada komu oddal sie
Slowacki w opieke w czasie tej wedrówki. Dragomanem (od arabskiego
targama - tlumaczyc) wiec tlumaczem i przewodnikiem byl Soliman, «slawny
z tego i chelpliwy, ze byl kiedys tlumaczem Champolliona i Roseliniego
(w czasie ich tryumfalnej podrózy przez Egipt) oraz Fresnela i wielu
innych». Champolliona i Roseliniego juz znamy, Fresnela trzeba
przedstawic. Fulgencjusz Fresnel (1795-1855), wybitny orientalista,
arabista francuski w sluzbie dyplomatycznej Francji na Wschodzie, byl
m.in. konsulem w Mekce, w pózniejszych latach (1854) przewodniczyl tez
ekspedycji naukowej do Mezopotamii, badal Babilon. Otóz Soliman, «piekny
Arab» opowiadal Slowackiemu «o swych dawnych panach drobne szczególy z
ich podrózy», zas w ksiezycowe wieczory, siedzac u wejscia do namiotu
spiewal dawne poematy arabskie, których «smutna nuta» kolysala do snu.
Sam Slowacki w czasie calej tej podrózy nauczyl sie 200 arabskich slów.
W polowie drogi, 22 grudnia naszych pielgrzymów zatrzymala koniecznosc
odbycia «pod kara miecza» dwunastodniowej kwarantanny pod dozorem strazy
i doktora, nieopodal miasteczka El Arish. Miejscem kwarantanny byla
«smutna, piaszczysta dolina miedzy dwoma palmowymi lasami, z widokiem na
Morze Sródziemne». Tu spedzili Boze Narodzenie i Nowy Rok. W sama noc
wigilijna, z powodu gwaltownej tropikalnej burzy z piorunami musieli sie
ewakuowac z dolinki, na której nierozwaznie rozbili namiot, na sasiedni
pagórek. Zas w noc sylwestrowa odczuli trzesienie ziemi, które w Syrii
dotknelo wiele miast i pochlonelo wiele ofiar. W samej Tyberiadzie,
która beda ogladac, zginelo 500 ludzi.
Opiekujacy sie
odbywajacymi kwarantanne, doktor Steblea - emigrant z Wloch, opowiedzial
Slowackiemu przejmujaca historie o Arabie, któremu podczas kwarantanny
zaraza zabrala cala rodzine. Stalo sie to osnowa napisanego potem
hiobowego poematu Ojciec zadzumionych. Mloda zona doktora - pani
Malagamba, slawna pieknosc Wschodu, której wdziekami zachwycal sie
Lamartin, wypiekala chleb naszemu poecie, choc sam przez przypadek
osobiscie jej nie poznal. Tutaj tez pod namiotem napisal poeta
zartobliwy wierszyk z zyczeniami noworocznymi do Zenona Brzozowskiego.
Widac, jak mimo przeciwnosci Slowacki potrafil byc dzielny i nie tracic
ducha. Ponadto, w czasie kwarantanny napisal Piesn VII swego poematu o
tej podrózy i zaczal szkicowac Piesn VIII. Opis tych dwunastu dni
przymusowego obozowania pod El Arish znajdujemy w listach do Matki i we
wstepie do Ojca zadzumionych.
2 stycznia ruszyli dalej. W
Gazie obserwowali zakonczenie arabskiego swieta ramadanu, w Jaffie -
zabawy ludowe, ale swego dawnego kolegi - Aleksandra Spitznagla, który
byl tu wicekonsulem, Slowacki juz nie zastal, gdyz ten «pojechal na
greckie swieta do Jerozolimy, a stamtad mial sie udac na góre Synaj». W
Rambie, z powodu deszczu zatrzymali sie. Wreszcie po dziesieciu dniach
podrózy, noca z 12 na 13 stycznia 1837 r., pielgrzymi nasi staneli pod
murami Jerozolimy. Slowacki pisze: «Bramy miasta zamkniete - cisza
grobowa - ksiezyc - szczekanie psów, odpowiadajace na nasz stuk do
bramy, niepewnosc (czy pisma, którymi sie legitymowali otworza im
wejscie)... Na koniec, po dwu godzinach otwieraja sie bramy i zajezdzamy
do klasztoru». Tu mialo miejsce przykre dla Slowackiego spotkanie ze
Spitznaglem, który wskutek rozstroju psychicznego wkrótce tragicznie
zmarl.
Jerozolima! Cel «poboznej wedrówki» Slowackiego.
Jeszcze przed podróza pisal m.in.: «Pomysle o smierci na grobie
Chrystusa, bede sie tam modlil o tych, których kocham...» Rzeczywiscie,
nazajutrz po przyjezdzie, noc z 14 na 15 stycznia postanowil spedzic u
grobu Chrystusa. Myslal o tym z przejeciem, a po fakcie wyznaje, ze noc
ta zostawila mu mocne wrazenie na zawsze. Przed wieczorem zostal sam w
zamknietym kosciele i rzucil sie «z placzem na kamien grobu». Czytal
Biblie, która mial z soba. Rozmyslal o smierci i zmartwychwstaniu,
rozmyslal o swej biednej «kuzynce», jak w liscie do Matki dla zmylenia
cenzury nazwal Ojczyzne. W intencji Ojczyzny zamówil Msze sw., która
odprawil ksiadz - Polak, a on sluzyl do niej, zakrywszy naprzód
dwuglowego orla na lampce wotywnej sprawionej przez cara Rosji. Z
przejeciem kleczal na tym «miejscu gdzie Aniol Bialy powiedzial
Magdalenie "nie ma Go tu, zmartwychwstal"»- i myslal o zmartwychwstaniu
Polski.
Po nocy u Grobu Swietego wrócil do klasztoru i
zasnal jak dziecko utrudzone placzem. Widac, jak Slowacki w czasie tej
podrózy, od grobu Agamemnona pod Mykenami, poprzez piramidy az po sam
Grób Chrystusa niósl mysl o Polsce i jej losie. Ale ta pobozna wedrówka
byla zródlem najglebszych osobistych przezyc poety. Bezposrednio pod
wrazeniem nocy u Grobu Swietego napisal wiersz:
I porzuciwszy droge swiatowych omamien,
I wysluchawszy serca - gdy rzeklo: Jam czyste!
Tu rzucilem sie z wielka rozpacza na kamien,
Pod którym trzy dni martwy lezales o Chryste!
Skarzylem sie grobowie - a ta skarga byla
Ani przeciwko ludziom - ani przeciw Bogu...
Napisal i drugi wiersz dobitnie swiadczacy o glebokim doswiadczeniu
trudów tej pielgrzymki, która jest sama istota, symbolem ziemskiego
bytowania i tesknot duszy do lepszego, jasnego, zagrobnego swiata:
Czyz dla ziemskiego tutaj wojownika
Walka jest wieczna - czyliz dni czlowieka
Nie sa na ziemi jak dni najemnika?
A jako sluga odpoczynku czeka.
A robotnik czeka swej zaplaty
Tak mnie miesiace, co przynosza straty,
Dales o Boze... i stroskane noce;
A gdy poloze sie - mysle o wstaniu
I mysle tylko o predkim switaniu
I do switania sie nedzny klopoce,
A skóre moja robactwo juz stacza...
I proch jest na niej - i w kawaly pada.
Proces biologicznego obumierania i rozkladu (putrefactio), to odwieczny
symbol obumierania czlowieka, istoty duchowej - dla lepszego zycia. Te
niby niepozorne wiersze sa mocnym swiadectwem osobistej metamorfozy
duchowej Slowackiego w czasie tej podrózy-pielgrzymki.
Odwiedzil tez Slowacki inne miejsca. Byl w Dolinie Jozafata za murami
Jerozolimy. W Ogrodzie Getsemani wzial garsc ziemi na swój grób
wygnanca-pielgrzyma. Byl w Nazarecie, w Betlejem sluchal mszy sw. i byl
nad Morzem Martwym, Jeziorem Genezaret i nad Jordanem, w Betanii u grobu
Lazarza i w Tyberiadzie. Poddal sie nastrojom tych miejsc, które
napelnily jego serce «jakas prostota i swietoscia». Zachlysnal sie
nadzwyczajna uroda tej swietej ziemi.
Dalej zwiedzil
Damaszek i przebywszy konno sniezny Antyliban ogladal ruiny Balbeku i
Palmiry, które znal z domowego albumu sztychów. Dalej «Liban, takze
sniegiem przykryty przebyl[em] konno szczesliwie». 17 lutego obaj nasi
wedrowcy byli w Bejrucie. Tu rozstal sie Slowacki z Brzozowskim, który
dokonawszy transakcji i zakupu koni arabskich «popedzil je ziemia do
Konstantynopola», gdy tymczasem Slowacki sam pozostal w Syrii dla
odpoczynku. Czas od 20 lutego do 1 kwietnia spedzil w kapucynskim
klasztorze Betcheba na górach Libanu, nad morzem. Bylo to miejsce piekne
i pod regula zakonna czul sie dobrze. Tu odbyl pierwsza od lat spowiedz
wielkanocna i przezyl Wielkanoc. Tu napisal pierwsza redakcje
Anhellego. Gdy opuszczal klasztor zazdroscil zakonnikom jednostajnosci
zycia. Dali mu na pozegnanie ogromna butle wina na droge. Jechal do
Bejrutu, gdzie mial wsiasc na statek do Europy. W Bejrucie 40 dni
przyszlo mu czekac. Spedzil je w konsulacie francuskim na
przyjemnostkach zycia towarzyskiego. Tu dotrzymywal mu towarzystwa
starszy z braci Holynskich - Stefan, który Slowackiego do tej podrózy
namówil; mlodszy Holynski «zostal w Kairze zakochany w Arabce». Na
pozegnanie, w konsulacie wydano bal na czesc poety-podróznika;
«tancowano przy pozytywku» bo fortepiany wszystkie rozstrojone trzeba by
bylo stad dla ustrojenia do Europy wozic. Slowacki przez towarzystwo
bejruckich salonów porównywany byl do Lamartina, którego nieudana podróz
tu pamietano. W koncu, w Trypolisie, ok. 10 maja wsiadl na statek i
odplynal do Europy.
Podróz morska trwala 40 dni.
Szczesliwie unikneli napadów korsarzy, które jeszcze zdarzaly sie u
brzegów Grecji. Stada delfinów na spokojnych wodach, nuda pokladowego
zycia, gra w warcaby z powracajacymi do Europy zakonnikami. W glowie wir
wrazen i wspomnien z dopiero co zakonczonej tej «slicznej podrózy»,
«pelnej przyjemnosci i zachwycen» - i mysli o najblizszej przyszlosci.
16 czerwca, dobiwszy do Liworno we Wloszech, musial odbyc prawie
miesieczna kwarantanne. Teraz napisal zartobliwy wiersz do paryskiego
ksiegarza Eustachego Januszkiewicza; wiersz pelen reminiscencji z
podrózy. 11 lipca zszedl na lad. Podróz byla skonczona.
Juliusz Slowacki byl jedynym z naszych romantycznych poetów, który
zdobyl sie na taka podróz; wylaczajac cicha pielgrzymke Bohdana
Zaleskiego do Jerozolimy w 1843 r., gdy przezywal gleboki kryzys
duchowy. Pielgrzymka Zaleskiego pozostala zreszta bez echa w polskiej
literaturze.
Jesli w zalozeniu samego Slowackiego podróz
ta miala na celu sprawdzenie charakteru i wzmocnienie kondycji oraz jako
podróz literacka - poszukiwanie wrazen i bodzców twórczych, a w koncu
jako pielgrzymka poglebienie duchowe, to wszystkie te cele zostaly
osiagniete.
Pisal do Matki z Bejrutu: «Szesc miesiecy
wlóczylem sie jak wariat po swiecie», «jestem prawdziwie jak czlowiek
powracajacy z dalekiej podrózy»; «pomimo wielu niewygód i zlych
przepraw, zdrowie moje sluzylo mi przewybornie»; «dziesiec dni ciaglej
sloty wytrzymywalem na koniu wedrujac ku Jerozolimie», «nie ma sie czego
lekac wschodnich krajów». Przetrzymal czas kwarantanny przy
przeciwnosciach pracujac literacko i nie tracac ducha. «Od wyjazdu z
Kairu dwa miesiace jak jestem na koniu i dobrze mi z tym» - pisal dalej.
«Przywyklem do wielu niewygód, przekonalem sie, ze obiad bez miesa obyc
sie moze i ze nalezy czasem poscic. (...) Zdrowie moje prawie cudownie
mi sluzy. Spalem nieraz na wilgotnej ziemi, pod namiotem, na wietrze i
zdrowszy teraz jestem po tym wszystkim niz przedtem». «Dziwne bedzie
bardzo dla mnie przejscie z zycia wschodniego do zwyczajów
europejskich». Wiec w listach do Matki opisywal cale to «bledne zycie», z
którego nareszcie byl zadowolony.
Slowacki uznaje «nad
soba szczególna opieke Boga» i dziekuje Bogu, ze go spokojnie przez
kraje i morza prowadzil, «i nie chcial nawet widokiem niebezpieczenstwa
przerazic».
«Cala podróz byla pelna przyjemnosci i
zachwycen». Wracal z niej zupelnie odarty z ubrania i pieniedzy, za caly
dobytek majac dywanik w Kairze kupiony, który mu za poslanie sluzyl i
szisze, czyli nagile - to jest rodzaj szklanej lulki, do palenia
tytoniu.
I wracal pelen wrazen, «jak sen bardzo pieknych». W albumie rysunkowym przybylo kilkanascie szkiców.
Grecja, pelna przecudownych ruin, bardzo mu sie podobala i bardziej niz
Rzym zachwycila, z kolei Egipt zatarl Grecje w jego pamieci - «nic
cudowniejszego nad ruiny nad Nilem».
Niemaly tez byl
literacki plon podrózy: Hymn o zachodzie slonca, Piesn na Nilu, Rozmowa z
piramidami, kilka piesni poematu Podróz do Ziemi Swietej z Neapolu;
listy poetyckie z Egiptu: Piramidy, Na szczycie piramid, List do
Aleksandra Holynskiego oraz Piesn na Nilu, plan poematu Ramzes, wiersz
noworoczny do Zenona Brzozowskiego, I redakcja Anhellego oraz zamysl
Ojca zadzumionych. Nie mozna tez pominac nie ukonczonych wierszy: Czyz
dla ziemskiego tutaj wojownika...; I porzuciwszy droge swiatowych
omamien... Z podróza ta wiaze sie takze napisany juz w Liworno wierszyk
do Eustachego Januszkiewicza.
Wreszcie reminiscencje, slady, poglosy licznych przezyc tej podrózy rozsypal autor w calej swej pózniejszej twórczosci.
Wracal Slowacki z podrózy do Jerozolimy syty wrazen, umocniony na ciele
i na duchu (powrócil do praktyk religijnych), bogatszy. Owocami tej
podrózy wzbogacil, urozmaicil polska kulture literacka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz